Do Sinfonii Varsovii można mieć słabość. Melomani, którzy pamiętają, jak dawna Polska Orkiestra Kameralna (późniejsza SV) grała na płycie perfekcyjnie wycyzelowaną Tamburettę Adama Jarzębskiego, czy pięknie poprowadzone Trzy utwory w dawnym stylu Henryka Mikołaja Góreckiego, wciąż widzą tu rękę Jerzego Maksymiuka. Nierzadko karzącą rękę, bo dyrygent słynął z wybuchowego charakteru i próby w POK nie należały do najprzyjemniejszych. Ale był efekt, bo orkiestra tworzona w laboratoryjnych warunkach, nad której brzmieniem praca trwała miesiącami, w połowie lat 70. przebiła się do świata. Nagrała album w słynnym studiu EMI na Abbey Road, występowała jak równa z równym z formacją Neville’a Marrinera – Academy od St. Martin-in-the-Fields.
Po latach zespół wciąż zachwyca. Przy pulpitach siedzą już z reguły inni muzycy niż trzydzieści lat temu (choć są wyjątki – m.in. świetna wiolonczelistka Ewa Wasiółka), wyśrubowany poziom pozostał znakiem rozpoznawczym zespołu, którego jednym z koncertmistrzów jest Anna Maria Staśkiewicz, laureatka Konkursu Wieniawskiego, a głównym koncertmistrzem Jakub Haufa, tegoż konkursu uczestnik nagrodzony wyróżnieniem.
W dużej sali Narodowego Forum Muzyki Sinfonia Varsovia zagrała tym razem pod dyrekcją Rosjanina Aleksandra Sładkowskiego. W programie muzyka polska Góreckiego i Pendereckiego oraz II Symfonia Jeana Sibeliusa w hołdzie z okazji 150 rocznicy urodzin fińskiego kompozytora. Zwrócić uwagę należałoby zwłaszcza na ostatni utwór, nie tylko w powodów rocznicowych, ale czysto estetycznych. To najsłynniejsza z siedmiu symfonii Sibeliusa, określana nierzadko jego słoneczną symfonią (powstawała jako wspomnienie z podróży kompozytora do Włoch, choć miała ona miejsce w lutym, gdy nawet w Italii temperatura była dość niska). Jednak mroczny temat w finale sugeruje jeszcze inną inspirację. Rodzina Sibeliusa przeżywała problemy zdrowotne jednego z dzieci, zaś ciemiężca fiński – Rosja – prowadziła swoistą kulturalną okupację. W tych warunkach Sibelius komponował II Symfonię.
Rosyjski dyrygent Aleksander Sładkowski zadyrygował ją tak, jakby słuchacz miał do czynienia z hollywoodzkim thrillerem z muzyką, która jest wyrazista, soczysta, pełna napięć, kipiąca od emocji. Wykonanie wyjątkowo dynamiczne, zróżnicowane artykulacyjne, tylko jedno z nim zastanawiało. Finał. Wśród wielu wykonań „drugiej” zarejestrowanych na płycie melomani wskazują sobie zwłaszcza piękną interpretację fińskiego dyrygenta Sakari Oramo. Może dlatego, że w finale nie przyspieszył, przeciwnie, spowolnił tempo, by wybrzmiało fortissimo trąbek, by zbudować napięcie (choćby za sprawą wybijającego rytm, niczym na galerach, kotlisty), by powoli doprowadzić do majestatycznego tutti, a nie rozpędzać niepotrzebnie orkiestry robiąc z ostatnich kilku minut znakomitego utworu ckliwego glamour rodem z filmu. Dla miłośników północnych klimatów owo finałowe Allegro moderato mogło okazać się zbyt ostentacyjne, choć wytrzymane w tempie i perfekcyjnie wygrane przez Sinfonię Varsovię. Gdyby jeszcze publiczność nie biła brawa między wszystkimi częściami symfonii…