Daniel Defoe, „Robinson Crusoe”
Wakacje na (bez)ludnej wyspie
To bodaj najstarsza polska seria istniejąca, nieprzerwanie, od ponad 100 lat! Legendarna seria Biblioteka Narodowa została zainaugurowana w 1919 roku, a Zakład Narodowy im. Ossolińskich stał się jej właścicielem w 1933 roku!
Nowością, w sam raz na wakacje, jest „Robinson Crusoe” Daniela Defoe (w przekładzie Józefa Birkenmajera, Nieznanego Tłumacza, Michała Lachmana, ze wstępem i opracowaniem Jakuba Lipskiego) wymarzony tytuł dla tych, którzy kochają monumentalne klasyczne powieści, ciekawe fabuły, bohaterów, których przygody nas inspirują.
Dlaczego warto przeczytać tę ponad 1000-stronicową książkę? A choćby dlatego, że każdy o niej słyszał, zna bohaterów (Robinsona Crusoe, który po rozbiciu się statku spędza na bezludnej wyspie aż 28 lat, najpierw sam, potem w towarzystwie napotkanego na wyspie tubylca Piętaszka), ale prawdopodobnie nigdy nie miał w ręku oryginalnej powieści.
A zdecydowanie warto, bo, poza literackimi walorami, to po prostu kawał fantastycznego surwiwalu podany z wieloma detalami (wciąż można traktować porady Defoe jak tutorial).
Wartością dodaną jest, jak w każdej książce z serii Biblioteka Narodowa, wstęp i opracowanie, czyli objaśnienia, które pomagają nam umieścić książkę w kontekście epoki, poznać biografię twórcy, okoliczności powstania utworu, jego odbiór i tych, którzy się nim inspirowali. „Robinsona Crusoe” przybliża nam Jakub Lipski, literaturoznawca, profesor Uniwersytetu w Bydgoszczy specjalizującego się w XVIII-wiecznej angielskiej literaturze.
A sporą sensacją jest fakt, że podczas, gdy dwie pierwsze części powieści Defoe są opublikowane w znanych już przekładach (Józefa Birkenmajera oraz Nieznanego Tłumacza z lat 1844-1845) to trzeci tom doczekał się teraz premierowego tłumaczenia przez Michała Lachmana z Instytutu Filologii Angielskiej Uniwersytetu Łódzkiego. Brawa!
Laura van den Berg, „Stan raju”
Gorąco i niebezpiecznie na Florydzie
Opowiadania Lauren Groff z tomu „Floryda” (Wydawnictwo Pauza) są niedoścignionym wzorem tego, jak klimatycznie i powściągliwie opowiadać nie tyle o amerykańskim stanie, co o stanie ducha, jaki osiąga się w tej geograficznej szerokości.
Teraz warszawskie wydawnictwo Pauza opublikowało książkę amerykańskiej autorki Laury van den Berg, którą w Polsce znaliśmy dotąd jako twórczynię intrygujących opowiadań z tomu „Trzymam wilka za uszy”.
Powieść „Stan raju” (w przekładzie Dobromiły Jankowskiej, laureatki plebiscytu 30 Kreatywnych Wrocławia 2020) Laury van den Berg także przywodzi na myśl cykl opowiadań z wiodącym motywem, którym są nie tylko dzikość Florydy i nieposkromiona natura jej żywiołów, ale rzeczywistość po pandemii, kiedy w okolicy znikają ludzie, a może przede wszystkim historie rodzinne, jakie narratorka pragnie opowiedzieć czytelnikowi.
Bo „kiedy historię przekazuje się drugiemu człowiekowi, rozchodzi się niczym choroba zakaźna. Im więcej razy się ją opowiada, tym potężniejsza się staje”.
A zostajemy w te historie wprowadzeni za sprawą bohaterki zarabiającej na życie jako ghostwriterka znanego pisarza kryminałów, czyli współautorka, ale cicha, niewymieniona na okładce, dopasowująca się do stylu twórcy bestsellerów.
Wspólnie z mężem kobieta zamieszkuje w domu owdowiałej matki i stopniowo, na nowo, przesiąka zagadkowym klimatem Południa Stanów. Mierzy się z demonami przeszłości i z tymi, którym ulegają mieszkańcy z jej sąsiedztwa.
Ta powieść spodoba się fanom klimatycznej amerykańskiej prozy, a opisy rozszalałej przyrody są fantastyczne.
Maria Kuncewiczowa „Dwa księżyce”
Kazimierz Dolny nad Wisłą opisany magicznie
Wydawnictwo Marginesy wznawia jeden z najbardziej znanych tomów opowiadań w historii polskiej literatury, czyli „Dwa księżyce”, hymn na cześć Kazimierza Dolnego nad Wisłą i niepowtarzalnej onirycznej atmosfery, jaka unosi się nad artystycznym miasteczkiem i oszałamia podatnych na te czary ludzi.
Maria Kuncewiczowa po raz pierwszy przyjechała do Kazimierza Dolnego w połowie lat 20. XX wieku, w 1927 roku kupiła wraz z mężem działkę, na której stał już dwupokojowy domek. Doceniła urok miasteczka, choć rynek cuchnął, fasady budynków pokrywał brud, a sklepiki okazały się ciasnymi pomieszczeniami.
A jednak to właśnie w Kazimierzu znalazła swoją przystań, tu zaszywała się w ciszy i pisała, ale też podejmowała gości, bo miejsce stało się w dwudziestoleciu międzywojennym prawdziwą artystyczną mekką. Do miasteczka przybywali artyści, w tym wielu malarzy – profesorów ASP ze studentami.
Kazimierz stał się wreszcie miejscem akcji 20 opowiadań z tomu „Dwa księżyce”, w którym śledzimy losy kazimierskich mieszkańców – Polaków, Żydów, artystów, chłopów, pragmatyków i marzycieli.
Tu życie i mieszkańców i letników biegnie swoim szlakiem. A autorka w niezwykle przenikliwy sposób odmalowuje ich sylwetki. To kultowa książka dla wszystkich, którzy pokochali miasteczko nad Wisłą.
Tom Marii Kuncewiczowej inspiruje do dzisiaj – w latach 90. powstał piękny film Andrzeja Barańskiego ze scenariuszem na podstawie opowiadań, tak samo nazywa się festiwal w Kazimierzu, a nawet hotel. I czytając warto poczekać na to, aby w Kazimierzu rzeczywiście zapadł zmierzch. Wtedy tytułowy księżyc prezentuje się oszałamiająco!
Andrew Edwards, Suzanne Edwards, „Palermo. Epicka historia miasta”
Sycylijski hotel, który wyznaczał trendy
Od razu uprzedzam! Wbrew polskiemu tytułowi „Palermo. Epicka historia miasta” Andrew i Suzanne Edwardsów (tłumaczenie Krzysztof Kowalczyk, Wydawnictwo Znak) to nie jest książka historyczna, w której prześledzimy chronologicznie kolejne epoki i wpływy, jakie pozostawili kolejni okupanci miasta (a było ich wielu z Wandalami i Normanami na czele).
Wydawca nas trochę zwodzi, bo oryginalny brytyjski tytuł jest precyzyjny – „Ghosts of the Belle Époque (a history of the Hotel delle Palme in Palermo)”, czyli „Duchy Belle Époque. Historia Hotelu delle Palme w Palermo”. I już wiemy, że czytamy po prostu ciekawe opowieści wokół miejsca kultowego dla XIX i XX-wiecznej historii miasta i prominentnych gości legendarnego palermitańskiego hotelu Grand Hotel et Des Palmes.
A miejsce słynęło z osobistości świata sztuki – nocowali tu Richard Wagner z żoną Cosimą, francuski poeta Raymond Roussell, Charles Poletti, gubernator stanu Nowy Jork, czy urugwajski eseista José Enrique Camilo Rodó Piñeyro, ale też słynny amerykański gwiazdor Burt Lancaster, który do Palermo przyjechał na plan ekranizacji powieści „Lampart” w reżyserii Luchino Viscontiego.
Książka jest propozycją dla tych, którzy lubią interesujące biografie gwiazd, czy osób życia publicznego i związane z nimi ekscytujące wydarzenia. Obydwoje autorzy, którzy dzielą swoje życie między Wielką Brytanią a Palermo poprzedzili pisanie researchem, ale podają fakty ze swadą i nie znuży nas lektura.
Jacek Cygan, „Ciao Goethe”
Śladami Goethego w Italii
A to jest dopiero zaskakująca książka, która zachwyci absolutnie każdego, kto jest ciekawy tego, co łączy Goethego, Włochy i Jacka Cygana, poetę i słynnego autora tekstów piosenek, które od lat znamy i kochamy.
Odpowiedź może być tylko jedna i niejednego zaskoczy: Pasja! Jacek Cygan wielbi poezję Johanna Wolfganga von Goethego, kocha Włochy, aż 20 lat spędził podróżując w te same miejsca, które odwiedził i opisał niemiecki wieszcz. „Ciao Goethe” (nakładem Wydawnictwa Marginesy) to plon tych wypraw.
Opowieść Jacka Cygana rozpoczyna się w czeskich Karlowych Warach, skąd poeta uciekał w 1786 roku do Italii zaopatrzony tylko w mantelzak (pojemnik) i torbę z borsuczej skóry. Uciekł przed znajomymi i rozpoczął podróż, która miała uleczyć jego znękaną duszę. Słońce pomagało.
Polski poeta szczęśliwie pisze o niemieckim swobodnie, jak o ciekawej postaci literackiej, a nie najważniejszym niemieckim artyście tamtych czasów. Podróż jego śladami nie nosi znamion gorączkowej obsesji fana, jest raczej ciekawą wędrówką, jaką przebywa się w najlepszym możliwym towarzystwie (żony i tekstów Goethego).
Na tyle inspirującą, że marzymy o tym, by przez lata pielęgnować w sobie zachwyt nad tekstem literackim, który ma wielką moc rażenia.
To naprawdę pełna uroku książka-hołd złożony podziwianemu artyście. Ale nie byłaby chyba tak cudowna, gdyby nie fenomenalna wręcz okładka i subtelne ilustracje Anny Pol nadające kolejnym rozdziałom lekkości i elegancji.
Maria Czubaszek „Nienachalna z urody”
Satyryczka o sobie z właściwym dystansem
Maria Czubaszek była zaprzeczeniem tradycyjnie pojmowanej kobiety i żony z jej obowiązkami. Na męża mówiła do samego końca czule i po nazwisku, nie gotowała (robiła parówkę z wody, czyli...moczyła pod kranem), nie widziała sensu w rodzinnych spotkaniach, nie przepadała za urlopami, a kontakt z przyrodą napawał ją lękiem o własne życie (te gałęzie w lesie!).
Kochała zwierzęta wręcz obsesyjnie (pies jadł lepiej niż ona). I nie uważała się za ładną (a raczej nienachalną z urody).
Najchętniej siedziałaby w niewielkim, całkiem niemal nieumeblowanym mieszkaniu (za to z widokiem na Pałac Kultury), ale poznała drugiego męża (po pierwszym odziedziczyła nazwisko), a on miał większe potrzeby ozdabiania przestrzeni pamiątkami z podróży jazzmana i tym sposobem autorka przezabawnej, a miejscami wyjątkowo kąśliwej książki, w której celne riposty sypią się, jak confetti, po prostu nas obezwładnia.
Wydawnictwo Prószyński i S-ka opublikowało „Nienachalną z urody” zmarłej blisko dekadę temu satyryczki, której audycje radiowe, felietony, testy piosenek wciąż nas bawią. A o to autorce dokładnie chodziło.
Ale to także książka, w której Maria Czubaszek dzieliła się sympatią (zwłaszcza Artur Andrus) i antypatią (m.in. Antoni Macierewicz) do postaci życia publicznego, pisała dowcipnie, ale i otwarcie o swoich życiowych wyborach, pracy, mediach, polityce.
Bywała bezkompromisowa, ale bardzo często zdroworozsądkowa, rozbrajająca i obezwładniająco szczera. No i miała styl pisania i mówienia, którego, niestety, nie da się podrobić. Nawet korzystając z AI.
Vincenzo Latronico, „Do perfekcji”
Elegancka powieść o trzydziestolatkach, którzy żyją jak we śnie
Niewielkich rozmiarów (trochę ponad 120 stron) powieść włoskiego autora Vincenza Latronico „Do perfekcji” w znakomitym, bardzo subtelnym przekładzie Katarzyny Skórskiej (Wydawnictwo Czarne) to lektura obowiązkowa tego lata. Nominowany do Międzynarodowej Nagrody Bookera tom jest przemyślany, elegancki w stylu i konstrukcji, pełen dystansu w opisach ludzi i rzeczy, a jednocześnie głęboko przenikliwy.
A pierwotnie miał być po prostu wprawką literacką włoskiego pisarza stworzoną w duchu i na podobieństwo powieści „Rzeczy” francuskiego pisarza Georgesa Pereca. Czyli opowieścią o tym, jak marzenia o lepszym życiu i podniesieniu społecznego statusu, zaczynają paraliżować dwoje dorobkiewiczów niezdolnych do zdobycia sukcesu.
Z idei pięknego naśladowania Pereca wyszła, szczęśliwie, nie kopia, ale znakomita powieść złożona z konkretnych kadrów, z idealnie rozłożonymi akcentami, której bohaterami jest para trzydziestolatków z Południa Europy pracujących na home office w berlińskim mieszkaniu w spokojnej dzielnicy.
Ich życie przebiega bez specjalnych wstrząsów, z elastycznym czasem pracy, swobodą finansową, czasem wolnym spędzanym w modnych lokalach i na imprezach kulturalnych, ze świadomością, że należą do tych, którzy wiodą życie na własnych warunkach.
Tymczasem jednak nieubłaganie płynący czas zmienia rzeczywistość społeczną, polityczną i stopniowo wytrąca Annę i Toma ze strefy komfortu. Nie zdarzy się żadna rewolucja, ale coraz bardziej znudzona para próbuje gonić za tym, co prawdziwe.
Znakomita diagnoza niekoniecznie całego pokolenia sączącego mate, ale sporej jego części, którą rozczarowało zbyt wiele dobrych możliwości. Bo jednak można się dławić dobrobytem.
Sarah Manguso, „Kłamcy”
Powieść-torpeda o małżeństwie, które miało się udać
Wydawnictwo Filtry podsuwa nam powieść amerykańskiej prozaiczki Sarah Manguso „Kłamcy” w świetnym tłumaczeniu Ewy Borówki. To literackie tornado i psychomachia małżeńska w jednym. I nie jest to kolejna wersja głęboko filozoficznych Bergmanowskich „Scen z życia małżeńskiego”, czy opowieść o rozpadzie związku, jak z filmu „Historia małżeńska” Noaha Baumbacha. W obydwu przypadkach to sceneria damsko-męskiego pojedynku będąca dziełem sprawnego scenarzysty.
W książce Manguso mamy wrażenie, jakby to życie pisało fabułę „Kłamców”, bo podobne relacje słyszymy od znajomych kobiet przemęczonych matkowaniem niedojrzałym partnerom czy mężom.
Główna bohaterka Jane, pracowita, zdyscyplinowana, pisarka i akademiczka wchodzi w relację z poznanym na imprezie Johnem, który kręci filmy, realizuje performatywne działania, pragnie działać na wielu polach i jest wszechstronnie utalentowany.
Szybko okazuje się, że John jest też życiowo wręcz patologicznie niezorganizowany, chętnie wykorzystuje pomoc i nie jest gotowy na odpowiedzialny związek z drugą osobą.
Książkę Manguso czyta się jak dziennik z czasu toksycznego związku, niestety, małżeńskiego. Kim ma być albo stać się w nim żona, kim powinien być mąż. Mocna, uzależniająca książka.
Gyula Krúdy, „Wszystkie kobiety Sindbada”
Węgierski sposób na życie – być w wiecznej podróży
W Polsce kochamy węgierskiego prozaika Sándora Máraiego. Jego powieści, eseje, kilkutomowy dziennik od dwóch dekad przynajmniej nie tracą na popularności. A Márai kochał i wielbił prozę mistrza Gyuli Krúdy'ego (poświęcił mu książkę „Sindbad powraca do domu”), bywalca budapesztańskich restauracji, miłośnika wybornego jedzenia i przednich trunków.
Tworzący na przełomie XIX i XX wieku powołał do życia postać Sindbada, po części alter ego pisarza), czyli kobieciarza, wiecznego włóczęgę, którego niepokój, znużenie, lęk przed śmiercią popycha do nieustannej ucieczki, odchodzenia.
A wszystko to w tym okresie w historii Węgier, gdy ludzie wyjątkowo często targali się na swoje życie rozczarowani biedą, samotnością, brakiem możliwości zrealizowania pragnień.
W opowiadaniach Gyuli Krúdy'ego z tomu „Wszystkie kobiety Sindbada” (w pięknym przekładzie Elżbiety Cygielskiej i Anny Góreckiej) opublikowanego nakładem Państwowego Instytutu Wydawniczego, Sindbad odwiedza miejsca w Budapeszcie, ale i małe miasteczka, w których spotyka kolejne bohaterki – żwawe dziewczęta, smutne młode kobiety, w których objęciach wierzy, że będzie kochał aż po grób.
Jest w tych utworach węgierskiego mistrza nie tylko precyzyjna kompozycja i niepodrabialny styl, ale też klimat, który bezskutecznie próbowało podrabiać wielu pisarzy. Tylko Krúdy potrafił z taką nonszalancją i jednocześnie wielkim współczuciem i zrozumieniem opowiadać o miłości, życiu i śmierci.
Marie Vareille, „Rozczarowane”
Powieść obyczajowa z kryminalnym wątkiem
Coś w sam raz na wakacje na leżaku, gdy nie mamy ochoty na klasyki literatury i marzy nam się po prostu przyzwoicie skonstruowana i napisana powieść obyczajowa.
„Rozczarowane” francuskiej pisarki Marie Vareille (tłumaczenie Agnieszka Dywan, Wydawnictwo Znak Koncept) to taki właśnie tom. A mamy tu właściwie dwie równoległe historie.
Pierwsza to opowieść o wspólnym dorastaniu czterech przyjaciółek z miasteczka Bouville-sur-Mer w Normandii – Angélique, Morgane, Jasmine i Sarah, które łączą wspólne doświadczenia, radości, pierwsze zakazane przyjemności.
Wszystko to do czasu, gdy Sarah niespodziewanie ginie, a w niemal każdym domu w niewielkiej mieścinie ludzie zastanawiają się, co mogło się wydarzyć. Sprawa Sarah jest bezskutecznie analizowana przez kolejne lata.
Druga z opowieści w „Rozczarowanych” rozgrywa się już dwadzieścia lat później, kiedy do miasteczka wraca po nieobecności dziennikarka Fanny, niegdyś śledząca zniknięcie Sarah. Teraz postanawia, że czas najwyższy zwalczyć demony i dowiedzieć się, co naprawdę wydarzyło się w Bouville-sur-Mer.
Helga Flatland, „Pogłos”
Nieoczekiwane skutki nietypowego romansu
Słynna seria dzieł pisarzy skandynawskich Wydawnictwa Poznańskiego zdobyła sobie przez lata nie tylko fanów, ale niemal psychofanów. A norweska autorka Helga Flatland podbiła serca czytelników powieścią „Współczesna rodzina”.
Tym razem czytamy jej powieść z 2022 roku „Pogłos” w dobrym przekładzie Karoliny Drozdowskiej. Flatland znana jest z bardzo ciekawych portretów psychologicznych swoich bohaterów i poruszania aktualnych społecznych tematów – rozpadu rodziny, trudnych relacji międzyludzkich, samotności.
Nauczycielka Mathilde romansem ze swoim osiemnastoletnim uczniem wzbudza sporą sensację i mimo uczucia, jakim niewątpliwie darzy chłopaka, postanawia opuścić Oslo.
Jej przyjazd do wsi Telemark, gdzie wynajmuje dom od braci prowadzących farmę mleczarską, staje się początkiem prawdziwej rewolucji w życiu nie tylko obydwu mężczyzn, ale i miejscowej społeczności.
Koncentrująca się na swoich potrzebach Mathilde będzie za wszelką cenę dążyła do tego, by zrealizować swoje pragnienia. Czy wypełnienie samotności w jej życiu będzie wystarczającym argumentem za tym, by zaakceptować ostentacyjne i mocno egoistyczne zachowanie kobiety?
Flatland nie oszczędza swoich bohaterów, nie tłumaczy, jej ascetyczny styl świetnie oddaje emocjonalną pustkę, zagubienie, wewnętrzne rozdarcie. Niebanalna propozycja do wakacyjnej torby podróżnej.