Profesora słuchało w sobotę w Kinie Nowe Horyzonty ponad 300 osób, które kilka dni wcześniej stanęły po wejściówkę w gigantycznej kolejce.
Wykładowi towarzyszyła polska premiera filmu "Stanfordzki eksperyment więzienny" Kyle'a Patricka Alvareza poświęconego badaniu, jakie Philip Zimbardo (w tej roli w filmie Billy Crudup) wraz ze swoimi dokrorantami przeprowadził w 1971 roku na Uniwersytecie Stanfordzkim.
Zaangażowaną do eksperymentu naukowego grupę studentów podzielono losowo na strażników i więźniów w ośrodku penitencjarnym, jaki zaaranżowano w podziemiach uniwersytetu na dwa tygodnie obserwacji. Po sześciu dniach ekperyment trzeba było jednak zakończyć, bo grupa "strażników" spacyfikowała "więźniów" upokarzając ich i psychicznie torturując, dopuszczając się też fizycznej napaści. Zimbardo tłumaczył przed seansem, że w filmie owe sześć dni ograniczono do dwóch godzin, pokazując kluczowe momenty eksperymentu. Nie zgadza się jedynie jego zakończenie. – Doszło do niego po kłótni z moją ówczesną miłością, a dzisiejszą żoną Christiną Maslach, która widząc, co się dzieje podczas eksperymentu, wykrzyczała mi, że jestem odpowiedzialny za cierpienie tych chłopców i zastanawia się, czy jeśli to jestem prawdziwy ja, to czy nie lepiej, jeśli zakończy ten związek - opowiadał profesor Zimbardo dodając, że zgodził się z nią i zakończył eksperyment przyznając, że zezwolił na psychologiczne cierpienie uczestników badań.
Podczas wykładu profesor Philip Zimbardo opowiadał o pochodzeniu zła, jego dzisiejszych formach i o tym, jak można zostać bohaterem nie będąc koniecznie znaną postacią, ale zwykłym człowiekiem. Po prostu przestać być obojętnym i tłumaczyć się tym, że działanie jednostki i tak niczego nie zmieni.