wroclaw.pl strona główna

Z miasta Zabytek z Grunwaldzkiej odzyska świetność

  1. wroclaw.pl
  2. Kultura
  3. Aktualności
  4. Książki na lato 2025. Oto nasze propozycje [TYTUŁY]

Zbiór poezji Urszuli Kozioł, pasjonująca książka Olivii Laing o pielęgnowaniu ogrodu, który zmienia życie, fenomenalna powieść irlandzka Paula Murraya, od której nie oderwiecie się ani na chwilę, choć ma 600 stron, czy pasjonująca historia najcenniejszego obrazu w Polsce – „Damy z gronostajem” Leonarda. Zobaczcie, po jakie książki sięgnąć latem, kiedy mamy więcej czasu na relaks.

Reklama

Poetessa wrocławska

Antologia wierszy „Żyzna strona życia” Urszuli Kozioł (z posłowiem Katarzyny Wójcik) ukazuje się nakładem Państwowego Instytutu Wydawniczego, który publikował też tom „Raptularz” uhonorowany w 2024 roku Nagrodą Literacką „Nike”. 

Pomysł wydawcy, aby przypomnieć wiersze wrocławskiej poetki od debiutanckiej książki z 1957 roku, trzeba docenić z wielu powodów. 

Wiele tomów Urszuli Kozioł jest w księgarniach niedostępnych, można polować na nie w antykwariatach i internetowych aukcjach, ale wygodniej mieć „the best of” w jednym woluminie, świetnie zresztą przygotowanym edytorsko.   

<p>Urszula Kozioł, &bdquo;Żyzna strona&nbsp; zycia. Wiersze z lat 1957-2023&rdquo;, posłowie i oprac. red. Katarzyna W&oacute;jcik, Państwowy Instytut Wydawniczy 2025</p> fot. Magdalena Talik
Urszula Kozioł, „Żyzna strona  zycia. Wiersze z lat 1957-2023”, posłowie i oprac. red. Katarzyna Wójcik, Państwowy Instytut Wydawniczy 2025

Książka zawiera wybrane utwory z 19 tomów Urszuli Kozioł, od jej debiutu – „Gumowych klocków” z 1957 roku po nagrodzony Nike „Raptularz” z 2023 roku. 

– Jestem wiejską dziewczyną. Urodziłam się na głębokiej prowincji, rodzice starali się specjalnie o zatrudnienie w takich głuchych punktach między Biłgorajem, Tarnogrodem a Zamościem, bo tam była młoda Polska – opowiadała Urszula Kozioł w czerwcu 2024 roku podczas świętowania 93. urodzin.

Miejsce urodzenia i dzieciństwa, silny związek z przyrodą, naturą na zawsze pozostały jednym z tematów poezji wrocławskiej poetessy.

– Miałam czas obserwować wszystko, co się dzieje. To zdziwienie, że po deszczu w małej kałuży już jest jaszczurka, traszka z pięknym ogonkiem. Te żuki przedziwne, motyl, jak egipska mumia. Cała ta muzyka ludowa, tradycje. Szkoda byłoby, żeby to zniknęło, to śpiewanie, opowiadanie sobie nawzajem rzeczy – podkreślała w 2024 we wrocławskim ratuszu. 

Swoich czytelników uwodzi Urszula Kozioł nie tylko sugestywnymi, sensualnymi portretami przyrody, zwierza się także w autobiograficznych wątkach. Jednym z najbardziej poruszających jest miłość, jaka łączyła ją z Feliksem Przybylakiem, z którym przeżyła 50 lat i którego odejście opłakiwała w kilku tomach, poświęcając mu jedna z najpiękniejszych swoich strof. 

„Żyzną stronę życia” polecam nie tylko jako książkę do czytania na lato. To jest tom, który warto mieć ze sobą zawsze, zwłaszcza w trudnych momentach życia. Niewielu mamy dziś poetów, którzy tak wiele dostrzegają, z taką odpowiedzialnością ważą słowa.  

Kobieta z różowym sztandarem 

„Maria Pinińska-Bereś” – to była jedna z najciekawszych wystaw ostatnich kilkunastu miesięcy w Muzeum Narodowym we Wrocławiu (w przestrzeni Pawilonu Czterech Kopuł).

Wszystko zdominował w niej róż, którym z dużą pewnością i konsekwencją posługiwała się Maria Pinińska-Bereś, jedna z najbardziej oryginalnych polskich artystek II połowy XX wieku.   

Ekspozycję obejrzeli nie tylko widzowie we Wrocławiu, potem prace pojechały do Galerie für Zeitgenössische Kunst w Lipsku, a następnie do Hagi, do Kunstmuseum Den Haage.

Po wystawie pozostało nie tylko świetne wspomnienie, także znakomity, wysmakowany edytorsko (brawa dla Joanny Jopkiewicz/Grupa Projektor) katalog zatytułowany „Maria Pinińska-Bereś” autorstwa trzech kuratorów – Szwajcarki Heike Munder, Jarosława Suchana i Małgorzaty Micuły – wydany nakładem Muzeum Narodowego we Wrocławiu. 

To lektura obowiązkowa dla feministek, ale rzeźby z miękkich często, ale też utwardzonych, mocnych (jak cement, metal) materiałów, czy instalacje – choć niezwykle sugestywne i bardzo mocne w przekazie – poruszają i trafiają do każdego wrażliwego widza.

Zwłaszcza, że układają się w opowieść o kobiecie – jej podmiotowości, cielesności, seksualności, ostatecznie – o emancypacji. 

Świetne teksty kuratorskie (zwłaszcza czuły materiał Jarosława Suchana i Heike Munder), które domyka pełny katalog wystawy ze znakomicie sfotografowanymi pracami Marii Pinińskiej-Bereś (A. Podstawka i P. Borkowski). 

To nie jest album wyłącznie dla znawców, to ciekawy portret artystki i kobiety, której prace wydają się dziś nawet bardziej aktualne niż kiedy powstawały.  

<p>pod red. Heike Munder, Jarosława Suchana, Małgorzaty Micuły, &bdquo;Maria Pinińska-Bereś&rdquo;, Muzeum Narodowe we Wrocławiu 2024</p> fot. Magdalena Talik
pod red. Heike Munder, Jarosława Suchana, Małgorzaty Micuły, „Maria Pinińska-Bereś”, Muzeum Narodowe we Wrocławiu 2024

Taka (nie)zwyczajna współczesna rodzina

Idealna powieść na lato, ale to za mało. „Żądło” Irlandczyka Paula Murraya w bardzo uważnym przekładzie Łukasza Witczaka (Wydawnictwo Filtry) to w ogóle powieść fenomenalna! Taka, o jakiej skrycie marzymy – z jednej strony ambitna i przemyślana, nawet nieco zwodnicza, z drugiej – świetnie napisana, więc trudno się od niej oderwać.

Może dlatego, że bohaterami Murray uczynił członków rodziny (kryzys finansowy z 2008 roku wysadził ich z wysokiego siodła), a ich problemy to, właściwie, problemy, jakich doświadczamy czasem wszyscy.

Małżeńskie rozczarowanie, które narasta latami, trudne dorastanie nastolatków w cieniu poróżnionych rodziców, utrata pozycji społecznej i przywilejów, które gwarantowały w miasteczku podziw i uznanie.

<p>Paul Murray, &bdquo;Żądło&rdquo;, przełozył Łukasz Witczak, Wydawnictwo Filtry 2025</p> fot. Magdalena Talik
Paul Murray, „Żądło”, przełozył Łukasz Witczak, Wydawnictwo Filtry 2025

A pozycja społeczna Barnesów (w kolejnych rozdziałach słuchamy opowieści każdego z czworga członków familii – ojca, matki i ich dwojga nastoletnich dzieci, syna PJ-a i córki Cass) zmienia się z miesiąca na miesiąc.

Pod wpływem kryzysu finansowego, na nieskazitelnej tafli ich rodzinnego szczęścia pojawiają się coraz głębsze pęknięcia. Potrzeba przeorganizowania życia mogłaby zjednoczyć Barnesów, ale problemy narastały w tym stadle od lat.

Nie czytajmy książki Murraya na akord, delektujmy się nią, wydzielajmy strony (blisko 600!), aby starczyło na dłużej. Tak dobrej książki ponownie prędko nie doświadczymy. 

Pisarka naszych współczesnych lęków  

Sally Rooney. Kto nie zna nazwiska irlandzkiej pisarki, autorki „Normalnych ludzi” i „Rozmów z przyjaciółmi” nie ma pojęcia o tym, co w literaturze dziś nie tylko trendy, ale zaskakująco wręcz prawdziwe, wprawiające czytelnika w zachwyt formą wyrażania emocji i precyzyjną konstrukcją.

Na każdą książkę Sally Rooney czeka się z wielkim napięciem i choć jej czwarta powieść „Intermezzo” (w przekładzie Jerzego Kozłowskiego, Wydawnictwo W.A.B.) niektórych może rozczarować, bo tym razem nie wchodzimy w historię tak naturalnie, jak w poprzednich utworach Irlandki.

Ale ma też oczywisty potencjał. W postaci ciekawie prowadzonej narracji (w dużej mierze wyprowadzanej przez wewnętrzne monologi postaci), dwóch skontrastowanych bohaterów – braci Petera i Ivana, których różni praktycznie wszystko (pierwszy jest wziętym prawnikiem, drugi nerdem szachistą), a łączy śmierć ich ojca.

Towarzyszą im trzy bohaterki – Peter nie może się zdecydować, czy być z Sylvią czy z Naomi, brak decyzyjności staje się jego mottem, w emocjonalnych rachunkach nic się jednak nie zgadza. Wycofany, niemal zablokowany Ivan trafia z kolei na starszą rozwódkę Margaret, która okazuje się zadziwiająco dobraną towarzyszką. 

„Intermezzo” (tytuł zainspirowany zarówno muzycznym utworem-przerywnikiem, jak i  nieoczekiwanym ruchem w szachach, wymagającym szybkiej reakcji drugiego gracza), to książka o rodzinnych relacjach, trudnym przepracowywaniu żałoby, budzeniu się do życia. 

Nieoczywista powieść, niektórych, być może, zmęczy, ale Rooney wciąż warto czytać.  

<p>Sally Rooney, &bdquo;Intermezzo&rdquo;, przełożył Jerzy Kozłowski</p> fot. Oleksandr Poliakovsky
Sally Rooney, „Intermezzo”, przełożył Jerzy Kozłowski

Arcydzieło Leonarda w polskiej kolekcji

Pierwszym w Polsce muzeum była Świątynia Sybilli w Puławach (szczególnej urody budowla przy pałacu książąt Czartoryskich). Tam Izabela z Flemmingów Czartoryska przechowywała cenne pamiątki po wielkich Polakach.

Ale to Dom Gotycki księżnej Izabeli (znajdujący się w tym samym parku w Puławach) przeszedł do historii jako miejsce przechowywania „Damy z gronostajem” Leonarda da Vinci.

Właśnie w Pokoju Zielonym tego neogotyckiego budynku wybudowanego na początku XIX wieku arystokratka i wytrawna kolekcjonerka dzieł sztuki zgromadziła budzące podziw obrazy (poza Leonardem miała jeszcze Rafaela i Rembrandta).

W polskiej kulturze najsilniej zaistniała jednak „Dama z gronostajem”, która przetrwała wiele dziejowych burz (była nawet, podczas II wojny światowej, przewieziona do...Wrocławia, do magazynu muzeum miejskiego, którego dyrektorem był wówczas Gustaw Barthel) i jest jednym z polskich skarbów narodowych.

Historię powstania arcydzieła renesansowej sztuki (zarówno malarza, jego bohaterki – Cecilii Gallerani, ale właścicielki obrazu, księżnej Izabeli) przybliża w książce „Najdroższa. Podwójne życie Damy z gronostajem” Katarzyna Bik (Wydawnictwo Znak), historyczka sztuki z Muzeum Narodowego w Krakowie.  

<p>Katarzyna Bik, &bdquo;Najdroższa. Podw&oacute;jne życie damy z gronostajem&rdquo;, Wydawnictwo Znak 2025</p> fot. Magdalena Talik
Katarzyna Bik, „Najdroższa. Podwójne życie damy z gronostajem”, Wydawnictwo Znak 2025
 

Książka jest rzetelnym świadectwem, choć nie jest tom o sztuce porywający, ani taki, którego autorzy kuszą anegdotami i odmalowują tło historyczne z wielką swadą. 

Ale „Najdroższa” ma sporo zalet. Choćby i tą, że Katarzyna Bik ostrożnie obchodzi się z danymi biograficznymi i analizami, bez potrzeby też nadmiernie nie wizualizuje danej epoki, ale daje ciekawy wgląd w życiorys Leonarda, umiejętnie przybliża postać Izabeli z Flemmingów Czartoryskiej.

Jeśli lubicie obraz Leonarda książka dobrze przybliża zarówno samo arcydzieło, jak i historię jego pozyskania dla Polski i wielu późniejszych peregrynacji.    

Z wizytą u Napoleona Bonapartego

Hiszpański antropolog Albert Sánchez Piñol (specjalista m.in. od Pigmejów i dyktatorów afrykańskich) pracuje nie tylko nad naukowymi tekstami, chętnie zasiada też do biurka, by swoje zainteresowania przekuć w naprawdę intrygujące książki. 

Warszawska Oficyna Literacka Noir sur Blanc opublikowała dotychczas trzy jego powieści w przekładzie Anny Sawickiej oraz Doroty i Jana Elbanowskich, wszystkie cechuje umiejętność opowiadania intrygujących, szalenie oryginalnych historii. 

A najnowsza „Potwór ze świętej Heleny” (w przekładzie Doroty Walasek-Elbanowskiej) to ciekawa gra z gatunkiem powieści epistolarnej i ze znanymi z historii postaciami.

Główna bohaterka i jednocześnie narratorka (a zarazem znana bywalczyni salonów i wolnomyślicielka przełomu XVIII i XIX wieku) markiza Delfina de Sabran, donosi nam o wszystkich wydarzeniach swoimi kolejnymi wpisami w pamiętniku.

Zamierza zrealizować swoją fantazję – „A gdyby tak w jednej izbie zebrały się Miłość, Kultura i Władza? Co się wówczas wydarzyło?”.

Pragnienie spełnienia marzenia jest tak silne, że markiza zabiera swojego kochanka, słynnego pisarza François-René de Chateaubrianda (to także słynna postać z kultury francuskiej) na wyspę Świętej Heleny, gdzie (po klęsce bitwy pod Waterloo) osadzono Napoleona Bonapartego. 

Uparta markiza dąży do spotkania z obalonym cesarzem, którego podziwia, ale już pierwszy spacer po wyspie obala mit, a wyczekiwana rozmowa z Bonapartem okazuje się...tego nie zdradzę. 

Warto sięgnąć po tę zgrabnie skonstruowaną opowieść, w którą pisarz wplata historyczne postaci, a jednocześnie szykuje dla nas też trochę dreszczyku. W sam raz na wakacje!   

<p>Albert S&aacute;nchez Pi&ntilde;ol, &bdquo;Potw&oacute;r ze świętej Heleny&rdquo;, Oficyna Literacka Noir sur Blanc 2024</p>
<p>&nbsp;</p> fot. Magdalena Talik
Albert Sánchez Piñol, „Potwór ze świętej Heleny”, Oficyna Literacka Noir sur Blanc 2024  

Walser – perwersyjna przyjemność podglądania pisarza

Państwowy Instytut Wydawniczy, ale też Wydawnictwo Officyna rozpieszczają nas wznowieniami i premierami książek szwajcarskiego prozaika Roberta Walsera. Zadziwiającej postaci, którą pokochają fani artystów o kompulsywnym temperamencie. Spuścizna Walsera to ponad 1000 utworów prozą i nawet jeśli są to utwory niewielkie liczba jest imponująca, zwłaszcza że opublikowano zaledwie jedną czwartą.

W biografii Walsera wychowanego w wielodzietnej rodzinie na przecięciu niemieckich i francuskojęzycznych kanotów w Szwajcarii zdarzały się epizody pracy w charakterze służącego (wykonywał ją w pałacu w Dambrau, dzisiejsza Dąbrowa pod Opolem, a rezydencja wciąż istnieje), urzędnika, sprzedawcy, bibliotekarza, czy kopisty. 

Zawsze borykał się z trudną sytuacją finansową, pogłębiała się też jego samotność, zaś u schyłku życia uznano, że powinien przebywać w zakładzie dla umysłowo chorych, choć trudno było by dziś nazwać go osobą wymagającą odosobnienia. 

Potrzeba pisania, cyzelowanie drobnych często utworów prozą, skutkowały mnogością tekstów. Ich bardzo ciekawy wybór (wielu z nich nigdy nie opublikowano) w tomie PIW-u „Coś w rodzaju opowiadania” (w przekładzie Małgorzaty Łukasiewicz).  Nowele, felietony, impresje. Wszystko w charakterystycznym dla Walsera stylu. Niepodrabialnym.

Warto też sięgnąć po wznowione przez PIW „Rodzeństwo Tanner” Walsera w przekładzie Małgorzaty Łukasiewicz, opowieść o trzej braciach i siostrze, wzorowanych na rodzinie Walserów.

Bohater (Simon Tanner) żąda dla siebie wolności, a nieskrępowanie życiowe skutkuje sytuacjami Walserowskimi – jest tu szczególne poczucie humoru, ironia, znakomicie nakreślone przez pisarza sylwetki bohaterów. 

I można jeszcze sięgnąć po książeczkę „Koniec świata i inne małe utwory prozą” w przekładzie Łukasza Musiała (Wydawnictwo Officyna), który czyta szwajcarskiego prozaika nie na kolanach, ale z pasją. I przywraca wiarę w dobry humor Walsera, eksponuje jego dążenie do prostoty. Idealna propozycja na wakacje, lapidarna, jednak wymagająca, ale dająca satysfakcję!

<p>Robert Walser, &bdquo;Rodzeństwo Tanner&rdquo;, &bdquo;Coś w rodzaju opowiadania&rdquo;, przekład Małgorzata Łukasiewicz, Państwowy Instytut Wydawniczy/&bdquo;Koniec świata i inne małe utwory prozą&rdquo;, przełożył Łukasz Musiał, officyna 2024</p> fot. Oleksandr Poliakovsky
Robert Walser, „Rodzeństwo Tanner”, „Coś w rodzaju opowiadania”, przekład Małgorzata Łukasiewicz, Państwowy Instytut Wydawniczy/„Koniec świata i inne małe utwory prozą”, przełożył Łukasz Musiał, officyna 2024

Eseje wysmakowane, których nam potrzeba

Krystyna Prendowska, anglistka, akademiczka (wykładowczyni), ale – w tej książce „Oko pamięci” (Spółdzielnia Wydawnicza „Czytelnik”) – przede wszystkim wnikliwa obserwatorka otaczającej rzeczywistości, niezwykle wyczulona na słowo i obraz krytyczka literacka i filmowa, kronikarka losów swojej rodziny.

„Myślę, że to przejmuje grozą – żyć w świecie, w którym ludzkie masy lekceważą lekcje historii ze starymi rycinami, a skupiają się na własnych podobiznach na Instagramie” – pisze w jednym z esejów w tym tomie Krystyna Prendowska. 

Opowiada w tekstach o ojcu, który stał się ofiarą dwóch totalitaryzmów – czarnego (jako więzień dwóch obozów koncentracyjnych) i czerwonego (jako więzień powojennej już służby bezpieczeństwa w swoim kraju). 

Pisze także autorka o osobistych doświadczeniach – emigracji z Polski (w Nowym Jorku spędziła ponad 20 lat), walce z nałogiem alkoholowym, znajomości z wielkimi osobistościami świata literatury (Czesław Miłosz, Philip Roth, Jerzy Kosiński). Dzieli się refleksjami o niezwykłych miastach (Nowy Jork, Paryż), poznanych ludziach kultury, obejrzanych filmach, przeczytanych książkach.

A wszystko to wplecione w pasjonujące, pełne erudycji eseje. Czyta się ten tom znakomicie, bo kto dziś potrafi tak pisać. Swobodnie, ale z dyscypliną myśli i słowa.    

<p>Krystyna Prendowska, &bdquo;Oko pamięci&rdquo;, Sp&oacute;łdzielnia Wydawnicza Cztrelnik 2025</p> fot. Magdalena Talik
Krystyna Prendowska, „Oko pamięci”, Spółdzielnia Wydawnicza Cztrelnik 2025

Ogród jako nasz wszechświat i kosmos

Książka „Ogród poza czasem. W poszukiwaniu wspólnego raju” (w przekładzie Dominiki Cieśli-Szymańskiej, Wydawnictwo Czarne) zaczyna się jak historia miłosna dwojakiego rodzaju, bo autorka Olivia Laing, pisarka, a także krytyczka sztuki najpierw zakochała się i poślubiła dziekana uniwersytetu w Cambridge.

A wkrótce potem zakochała się w ogrodzie domu w Suffolk, który obydwojgu przypadł do gustu. Uczucie właściwie kiełkowało od lat, bo zawsze chciała stworzyć rajski ogród. 

Dowiedziała się, że w domu, w którym zamieszkali z mężem mieszkał niegdyś ogrodnik (zresztą członek Królewskiego Towarzystwa Ogrodniczego), o czym zresztą świadczyła kondycja ogrodu, ale Laing musiała zacząć ciężko pracować, aby zaradzić wielu problemom, jakie dotknęły rośliny. 

I tu właściwie zaczyna się powieść, której bohaterami są drzewa, krzewy, kwiaty, w drugiej chyba kolejności specjaliści-ogrodnicy, historyczne książki o ogrodnictwie, narodowym zajęciu wielu Brytyjczyków.

Rozważania o pielęgnacji ogrodu bywają też punktem wyjścia do opowiadania o sztuce (ogród artysty Williama Morrisa), literaturze (przywołuje postaci m.in. poety Johna Clare'a, zapalonego wielbiciela flory, czy Johna Miltona, autora „Raju utraconego”), także o historii swojej rodziny, która też zostaje wpleciona w tę historię.

I o lockdownie, bo ogrodowe rewolucje Laing przeprowadza w okresie, gdy ludzie są odcięci od świata we własnych domach.     

Czyta się „Ogród poza czasem” właściwie jednym tchem, nawet jeśli nie wiemy, jak wygląda dokładnie głóg Lavallego. Wystarczy, że Laing chciała sprawić, by znów był piękny (jak za czasów cierpliwego poprzedniego ogrodnika Marka, którego z czułością wciąż wspominali sąsiedzi).

A przywoływany przez autorkę William Morris podkreślał, że otoczenie każdego człowieka może i powinno być piękniejsze i że piękno nie jest luksusem, bo ściśle wiąże się z praktycznością i przyrodą. Celne! 

<p>Olivia Laing, &bdquo;Ogr&oacute;d poza czasem. W poszukiwaniu wsp&oacute;lnego raju&rdquo;, przekład Dominika Cieśla-Szymańska, Wydawnictwo Czarne 2025</p> fot. Magdalena Talik
Olivia Laing, „Ogród poza czasem. W poszukiwaniu wspólnego raju”, przekład Dominika Cieśla-Szymańska, Wydawnictwo Czarne 2025

Pies Dunaj, przyroda, przeznaczenie 

Małgorzata Lebda. Obecnie nie tylko jedna z najbardziej cenionych polskich poetek.

Także, choć w sposób niezamierzony, jedna z najbardziej trendy poetek. Zanurzona w naturze, tematach relacji ludzi i zwierząt, kontemplująca śmierć, przeznaczenie. 

Obdarzana przez wrocławskie Wydawnictwo Warstwy najpiękniejszymi edytorsko wydaniami swoich tomów (aktualny zachwyca, ale zerknijcie też na wcześniejszy „Mer de Glace”). 

<p>Małgorzata Lebda, &bdquo;Dunaj. Chyłe pola&rdquo;, Wydawnictwo Warstwy 2025</p> fot. Magdalena Talik
Małgorzata Lebda, „Dunaj. Chyłe pola”, Wydawnictwo Warstwy 2025

W najnowszej, poruszającej, wymagającej spokojnej, regularnej lektury książce poetyckiej „Dunaj. Chyłe pola” znajdziemy wszystko to, co w poezji-opowieści Małgorzaty Lebdy zachwyca – symbiotyczny związek z naturą, rodziną, domownikami, którymi są również zwierzęta. 

Tytułowy Dunaj to pies, który towarzyszył autorce i jej partnerowi w ich życiu w Beskidzie. Śledząc jego wędrówkę i kolejne upadki (silne biblijne nawiązanie) czytamy o dzikości natury, o śmierci, ale też wizualizujemy sobie niezwykły spektakl w krajobrazie, w którym króluje halny. 

To poezja niezwykle osobista, głębokiego doświadczania świata. Porywająca!      

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama