Najważniejsze informacje (kliknij, aby przejść)
Na tapecie była akurat litera M z napisu ELAM, który na ścianie kamienicy przy Ruskiej wisiał od 2014 roku. Rok wcześniej zdjęto go z przemysłowego budynku po zakładach automatyki przy Chorwackiej.
Świecący hipnotyzującym, zielonym światłem, należący do gigantów w kolekcji, niszczał na dachu. ELAM podzielił los wielu innych neonowych szyldów sprzed kilku dekad. Kiedy przedsiębiorstwo, którego siedzibę uświetniał, opuściło budynek0, stał się niepotrzebny i bezużyteczny. Jego demontaż był też jedną z najtrudniejszych akcji w historii fundacji.ze strony fundacji Neon Side
Rozświetlić napis na żółto i na niebiesko
Na zielono. No właśnie. Od czego zależy barwa świecenia? Od dwóch rzeczy: pierwsza to gaz wypełniający szklaną rurę, druga to proszek przyklejony do jej wewnętrznych ścianek. Luminofor – tak się fachowo nazywa rzeczony proszek – jest substancją chemiczną wykazującą luminescencję (zdolność świecenia ciał pod wpływem energii innej niż cieplna).
Luminofory są z natury białe, ale ich właściwości sprawiają, że w akcji przybierają inne, konkretne barwy. Wiadomo zatem, który proszek jest de facto niebieski, który żółty itd.
Ostateczny kolor zależy także od rodzaju gazu. Szlachetny neon świeci się na czerwono. Jego czerwień zawsze będzie dominująca. Luminofory są w stanie jedynie ją osłabić. — Przy zestawieniu neonu i zielonego proszku, a tym bardziej żółtego, rurka zaświeci na pomarańczowo — podaje przykład Robert Konopka, który w warsztacie na Strachowicach (ul. Wardzyńskich 22) odnawia szyldy ściągnięte z Ruskiej.
Od neonu właśnie świetliste szyldy wzięły nazwę, ale szklane rurki nie tylko tym gazem się wypełnia. Nabija się je helem, który lśni na zielono, stosuje się mieszanki. W razie potrzeby dodaje się rtęć, której zadaniem jest wzmocnienie intensywności świecenia. — Ale nie do czystego helu lub neonu, bo ona te gazy zabija — przybliża specjalista.
Błękit da na przykład mieszkanka szlachetnych neonu (75 procent) i argonu (25 procent). Na niebiesko jarząca się część leżała pod prądem na kratownicy. Cierpliwie. — Rurki należy wyżarzać non stop przez około dobę lub dwie — informuje Robert Konopka.
Gonitwa elektronów i próżnia
O kolorach już wiemy, niech nam jeszcze ekspert powie, dlaczego rury świecą. — Po ich obu stronach montowane są elektrody, żarniki — tłumaczy. — Prąd podaje się z dwóch stron. Od jednej elektrody do drugiej zasuwają elektrony. Mijają się ze sobą. Tarcie powoduje, że następuje jonizacja i świecenie gazu.
Idźmy zatem dalej, a tak naprawdę cofnijmy się do stanowiska, przy którym nabija się rury gazem. Spoczywa na nim pompa. Używa się jej do podgrzania powietrza będącego w rurze (do 500 stopni Celsjusza), aby je rozrzedzić i przy okazji zlikwidować zanieczyszczenia, a w ostateczności odessać i tym sposobem stworzyć próżnię.
Później zagrzewamy i aktywujemy napięciem elektrody. Pompa pracuje cały czas, aż temperatura rury nie spadnie do temperatury otoczenia i nie będzie w niej ani grama powietrza. Napuszczamy gaz. Zamykamy, odłączamy i dajemy do wyżarzenia.Robert Konopka
Formierz z ogniem i – RUMCAJS –
I znów krok w tył – do stanowiska z ogniem. Robert włącza palnik i bierze prostą rurę. Wkłada ją w płomień, podgrzewa. Temperatura osiąga 1000 stopni Celsjusza. Po kilkudziesięciu sekundach, niecałej minucie, szkło robi się plastyczne. Robert wygina rurę. Przykłada ją do leżącego na stole szablonu i dogina ją tak, aby jej kształt pasował do rysunku.
Podgrzewając rurę w płomieniu, jednocześnie wdmuchuje do niej powietrze przez wężyk. — Trzeba dmuchać ostrożnie, żeby szkło ani się nie spłaszczyło, ani nie wybrzuszyło. Jak dmuchnę za mocno, powstanie bańka. Jak źle rozdmucham, szkło może pęknąć, bo dostanie różną grubość i zrobią się napięcia — objaśnia Robert Konopka, który nazywa siebie formierzem rur neonowych.
Już nietrudno wywnioskować, że proces zaczyna się od wyrysowania szablonu. W tym przypadku – odrysowania od oryginału. Przypominamy, że Robert pracuje z neonami z Ruskiej. Część napisów wymaga od niego tylko uzupełnienia, dorobienia kawałków rur, kilka potrzebuje natomiast odtworzenia wszystkich szklanych elementów: ELAM, CUPRUM, GRAND HOTEL i – RUMCAJS –
W niektórych uszkodzonych napisach wymieniamy też stopki, uchwyty montażowe, które trzymają rury, kable wysokiego napięcia, transformatory. Pudła literowe zostawiamy stare, bo to zabytki.Robert Konopka
W analogiczny sposób załoga Roberta, składająca się z czterech, pięciu osób, zrobiła w poprzednim roku reprodukcję części ze szkła do napisu dzień dobry we Wrocławiu, który świeci na bloku naprzeciwko dworca Wrocław Główny.
Podsumowując i ustawiając etapy procesu od początku do końca:
- odrysowanie szablonu,
- gięcie rur w płomieniu i doginanie ich do szablonu,
- montaż elektrod,
- tworzenie próżni i napełnienie gazem,
- wyżarzanie.
Ktoś kiedyś policzył i tak musi być
Nie obędzie się bez wyliczeń. Do średnicy (od 8 do 22 mm) i długości rury (za długa być nie może) dobiera się napięcie i transformator. — Ktoś to kiedyś policzył i trzeba się tego trzymać, żeby żywotność neonu była jak najlepsza — mówi Robert. — Z czasem wszystko się jednak zużywa, a gaz się wypala. Gdy się to dzieje, nie uzupełnia się go, tylko dosztukowuje wcześniej nabite rurki.
Na koniec wizyty w warsztacie zatrzymujemy się przed stojakiem z rurami w prostych odcinkach. Te bez proszku są transparentne. Z luminoforami – białe. Są też kolorowe – barwione w fabryce (hucie). — Proszek można równie dobrze przykleić samodzielnie. Robi się to za pomocą małych szklanych kulek obtoczonych wcześniej w kleju. Trzeba nimi precyzyjnie rozprowadzić klej w rurce, usunąć kulki i wsypać luminofor — wyjaśnia specjalista.
Rurki szklane można ze sobą łączyć przy pomocy ognia z palnika, podobnie jak stapia się ze sobą stal. W ten sposób uda się stworzyć napis wielokolorowy.
Na Ruskiej 46 (przynajmniej) do 2034 roku
Robert Konopka prowadzi zakład KONO (produkcja, serwis reklam i neonów) na Strachowicach od 13 lat. — Mój tato kiedyś pracował w firmie reklamowej, która potrzebowała pomocnika formierza. Poszedłem i tak już zostało — wspomina i mówi, że jest zwykłym człowiekiem, znającym się na swojej robocie.
Ten zwykły człowiek, i jego ludzie, mają niezwykłe zadanie, bo remontują unikatowe ozdoby Wrocławia. Z pracą w warsztacie i z montażem na Ruskiej powinni uporać się do wiosny (taki termin jest zapisany w kontrakcie z Zarządem Zasobu Komunalnego we Wrocławiu, opiewającym na 250 tys. zł). Robert twierdzi, że zdążą.
Neony z Ruskiej należą do prezesa fundacji Neon Side, Tomasza Kosmalskiego, z którym władze miasta, a konkretnie wiceprezydentka Renata Granowska, po długich negocjacjach, podpisały w czerwcu 2024 roku nową umowę na ich wynajem, ubezpieczenie i utrzymanie, w tym serwisowanie, do połowy 2034 roku.