Gdy odwiedzamy ZOO i oglądamy filmy przyrodnicze albo ilustracje w książkach dla dzieci, możemy odnieść wrażenie, że świat jest pełen lwów, tygrysów, pum i innych dzikich kotów. Tymczasem ich sytuacja jest dramatyczna: wymierają na potęgę.
Na 39 gatunków zwierząt z rodziny kotowatych aż 38 jest zagrożonych wyginięciem lub wymaga monitorowania w związku z takim zagrożeniem. Niektóre z nich mogą zniknąć nawet jutro lub pojutrze. Dotyczy to także żyjących w Polsce rysi i żbików, bo w naszych lasach jest zaledwie garstka tych zwierząt: sto, góra dwieście osobników. Smutna prawda jest taka, że jedynym gatunkiem kota, któremu nie grozi zagłada, jest kot domowy.prof. Wojciech Niżański z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu
Czytaj także: Profesor Wojciech Niżański wśród 30 Kreatywnych Wrocławia
Niech żyją! Współczesna Arka Noego
Co można zrobić w takiej sytuacji? Na przykład to, co prof. Niżański wraz ze swoim zespołem i we współpracy z Uniwersytetem Rolniczym w Krakowie oraz innymi placówkami (nie tylko w Polsce): zbudować coś w rodzaju współczesnej Arki Noego i zabrać na nią jak najwięcej komórek rozrodczych i somatycznych dzikich kotów, by w przyszłości można było odtwarzać wymarłe gatunki nawet długo po śmierci ich ostatnich przedstawicieli.
W założonym w 2015 roku wrocławskim Banku Komórek Somatycznych i Gamet Kota Domowego i Dzikich Kotowatych są już tysiące próbek pobranych od osobników 20 gatunków, m.in. żbika, rysia euroazjatyckiego, karakala, pumy jaguarundi, serwala, ocelota, tygrysa, manula, pantery śnieżnej, lwa afrykańskiego i innych kotowatych. A to oznacza miliardy plemników i tysiące innych rodzajów komórek. I cały czas pojawiają się kolejne.
Jak wynika z nazwy, w banku są także komórki kota domowego, któremu nie grozi wyginięcie. Naukowcy gromadzą je po to, by z ich pomocą udoskonalać procedury służące do ratowania kotów dzikich. Jednak spokojnie: żadnemu kotu (ani dzikiemu, ani domowemu) nie dzieje się przy tym krzywda!