W naszym cyklu chcemy Wam przedstawić wrocławskich rękodzielników, przybliżyć ich twórczość i zainteresować nimi. Większość osób, które parają się rękodziełem, na życie zarabia w zupełnie inny sposób, a tworzenie swoich wyrobów traktuje jako hobby. Tym razem jednak przedstawiamy osobę, która ze swojej pasji stworzyła źródło dochodu, a wszystko dzięki... macierzyństwu.
Mama, która robi fajnie zabawki
Follygoodfellow Crafts to własnoręcznie tworzone zabawki, ubranka i akcesoria dziecięce. Tworzy je Marta Bańkowska, mama niespełna 3-letniej Jaśminy, która, jak mówi Marta, była jej główną inspiracją.
– Jollygoodfellow ma dwa lata. Pomysł tłukł mi się po głowie dużo wcześniej, ale póki nie zostałam mamą, to w sumie nie wiedziałam, jak to wszystko ubrać w formę - opowiada Marta. – Potem urodziła się Jaśmina. Zaczęłam się zastanawiać nad tym, co ja chciałabym dla niej, czego mi brakuje. Powstały pierwsze pomysły, ale wiadomo, że od nich do realizacji potrzeba jeszcze czasu. Przez kilka miesięcy trwał taki research, dotyczący tkanin, materiałów, certyfikatów, ogólnie kwestii bezpieczeństwa szycia dla dzieci, no i musiałam opracować pierwsze projekty. Dopiero po tym wszystkim powstały pierwsze zabawki.
Najpierw były matrioszki...
– Rzeczywiście na samym początku robiłam między innymi szmaciane matrioszki. Teraz jednak już od tego odeszłam i tworze zupełnie autorskie „stworzenia” – przyznaje Marta. – Prawdę mówiąc to nie potrafię powiedzieć, skąd wziął się na nie pomysł. Po prostu siadam, zaczynam rysować i wychodzi.
Jak każde rękodzieło, również własnoręczne stworzenie szmacianki jest bardzo czasochłonne.
– Uszycie jednej zabawki trwa kilka godzin. Wszystko tu wycinam ręcznie, przy każdej zabawce zastanawiam się nad doborem tkaniny, łączeniem kolorów i deseni. Później trzeba to zszyć lub naprasować. To naprawdę czasochłonne zajęcie.
Oprócz zabawek spod ręki Marty wychodzą również dziecięce ubranka i akcesoria.
– Chciałam zrobić takie dziecięce wersje ubrań dla dorosłych, ale nie smutne, nie szare i ascetyczne. Kiedyś wprawdzie studiowałam kostiumografię, ale okazuje się, że w przypadku ubranek dla dzieci to jest trochę bardziej skomplikowane i jeszcze nad tym pracuję. Mam jednak nadzieję, że może w sierpniu ruszę z kolekcją dziecięcych ubranek – dodaje.
Stali klienci i nowe inspiracje
– Staram się robić rzeczy pod klienta, bo wiele z nich jest inspirowanych właśnie ich pomysłami. Oni piszą, czego potrzebują a ja staram się dla nich to zrobić. Pamiętam, jak jedna pani zamówiła sobie u mnie wkład do wózka, przyjęłam zlecenie i w sumie dopiero potem pomyślałam, że przecież w życiu tego nie robiłam, ale się udało i klientka była zadowolona – śmieje się Marta. – Mam kilku stałych klientów i wiadomo, jak to przy rękodziele, informacja o tym, co robię, rozchodzi się drogą pantoflową.
Artystyczna biznesmenka
– Wszystko od początku do końca robię sama, czyli wymyślam, projektuje, szyje, robię zdjęcia, obsługuje sklep internetowy i zajmuje się księgowością. To jest jednoosobowa manufaktura domowa – śmieje się. – Rok temu wystąpiłam o dotację i założyłam działalność. Obecnie Jollygoodfellow Crafts to moje jedyne źródło utrzymania i w sumie nie narzekam. Planuje rozwinąć nieco działalność. Być może wystąpię o kolejna dotacja. W sumie to mam to szczęście, że oprócz tego, że realizuję się przy tym artystycznie, to jeszcze na tym zarabiam i, prawdę mówiąc, nie wyobrażam już sobie powrotu do zwykłego etatu – przyznaje Marta.
ulaj