Jak to się stało, że prawnik postanowił zostać pisarzem? I to kryminałów!
Pisanie fascynowało mnie i chodziło po głowie od zawsze, a tak na prawdę to od początku szkoły średniej. Rok przed maturą udało mi się zdobyć nagrodę w krakowskim konkursie międzygimnazjalnym na recenzję teatralną. Zmierzyłem się wtedy ze sztuką "Sprawa Roberta Oppenheimera" wg. H. Kipphardta, wystawioną w krakowskim Teatrze im. J. Słowackego.
Podbudowane ambicje podsunęły myśl o ewentualnym studium dziennikarskim. Moją prawdziwą pasją były jednak zawsze zagadki, łamigłówki, tajemnice i kryminalne historie, dlatego studia prawnicze traktowałem jako możliwość wejścia w obszary prawa karnego, a dalej w tajniki kryminalistyki i kryminologii.
Studia dziennikarskie w Warszawie okazały się z różnych względów nieosiągalne. Zawodowo wylądowałem jako młody prawnik w "organach aparatu ścigania" - bo tak nas wtedy nazywano, czyli w samym centrum kryminalnych spraw, dochodzeń i śledztw.
Po siedmiu latach intensywnego "ścigania przestępców" rozstałem się, na własną prośbę ze środowiskiem prokuratorów, inspektorów, oficerów wydziałów dochodzeniowo-śledczych, ponieważ drastycznie zmieniły się warunki codziennej pracy. Doraźna sytuacja polityczna sprawiła, że nawet najpoważniejsze śledztwa w sprawach kryminalnych zaczęły przeplatać się z czynnościami nie mającymi związku ze ściganiem prawdziwych przestępców np. dostałem polecenie tzw. "dorabiania paragrafów" robotnikom zatrzymanym podczas protestów radomskich w roku 1976. Upolityczniono naszą codzienność.
Wyjechałem z Polski tuż przed stanem wojennym, z wielkim bagażem przemyśleń, doświadczeń i przede wszystkim wspomnień z najciekawszych kryminalnych spraw. Wybór Szwajcarii podyktowany był realiami - tu od trzech lat mieszkała moja siostra, która wyszła za Szwajcara. O tym kraju nie wiedziałem nic poza stereotypami.
Na pisanie nie miałem wtedy ani czasu, ani warunków. Priorytet emigracji wymagał przede wszystkim nauki niemieckiego, a w moim wypadku szukania nowego zawodu, ponieważ prawnik wykształcony w komunistycznym systemie, ze znajomością tylko rosyjskiego, nie miał szans na sensowne zajęcie.
Wybrałem informatykę, konkretnie programowanie w Cobol, które z czasem zmieniłem świadomie na tzw. "VIP's support " czyli pomoc w usuwaniu problemów komputerowych. Głównie użytkownikom z tzw. wyższych półek zawodowej hierarchii bankowej, ponieważ w tej branży przepracowałem blisko trzydzieści lat, w kilku filiach międzynarodowych banków.
Chęć i potrzeba pisania nie opuszczały mnie właściwie nigdy, jednak pierwszy okres emigracji, intensywna praca zawodowa plus życie rodzinne nie dawały szans na poważne zajęcie się pisaniem.
Na początku lat dziewięćdziesiątych nawiązałem bliską znajomość z krakowskim poetą i piosenkarzem Leszkiem Długoszem, który koncertował w Szwajcarii, bywał u nas prywatnie, zaprzyjaźniliśmy się. Leszek słysząc o moich skrytych marzeniach literackich namówił mnie na pierwsze próby, umożliwił kontakty i publikacje.
Zacząłem pisać regularne korespondencje do Dziennika Polskiego, krakowskiego Czasu, Dekady Literackiej, nawet do miesięcznika TAK w Belgii. Były to krótkie felietony, tzw. pocztówki, o ciekawostkach szwajcarskich, realiach, bieżących wydarzeniach. kulturalnych
Pisanie to odskocznia od codziennego życia? Pasja? Możliwość kreowania nowych zdarzeń, tworzenia postaci, wymyślania ich przygód?
Pisanie to dla mnie nie tyle odskocznia od codziennego życia, ile uzupełnienie, wypowiedzenie tego, co chodzi mi po głowie, co mnie nurtuje, co chciałbym wyrzucić z siebie, powiedzieć większej ilości osób. Przez cały czas pracy w bankach stykałem się z autentycznymi historiami graniczącymi wręcz z wątkami kryminalnymi.
Do tego odkryłem, że praca informatyka jest stricte detektywistycznym szukaniem źródła kłopotów, dochodzeniem do przyczyn problemu, coś jakby szukaniem sprawcy. "Kłopoty to moja specjalność", tak nomen omen brzmi tytuł jednego z klasyków kryminału...
W chwili zakończenia pracy zawodowej znalazłem wreszcie czas, aby zająć się pisaniem. Głowa pękała mi od zebranych doświadczeń, przeżyć, pomysłów.
Pana atutem jest znajomość szwajcarskich realiów, słynnej branży banków...
Główne wątki moich dotychczasowych utworów to są moje osobiste przeżycia i doświadczenia. To jakby kombinacja Licentia poetica z faktami i zdarzeniami, które znam i przeżyłem. Oczywiście wszystko jest odpowiednio zmienione, przerobione, tak aby nie naruszyć choćby tajemnicy bankowej, czy czyichś dóbr osobistych.
Czemu akurat kryminały? Ze względu na wykształcenie prawnicze? Historie, z jakimi pan obcował zawodowo?
Bo zawsze mnie to pociągało i pasjonowało! I znam te historie z własnego życia zawodowego. W Polsce były prawdziwe kryminalne przestępstwa, w Szwajcarii historie z branży bankowej, które śmiało można zaliczyć do ocierających się o granice prawa i przepisów. Z jednej strony czyste problemy informatyki czyli rozwiązywanie łamigłówek, z drugiej ocieranie się o granice prawa, weryfikacja pojęć z obszaru moralności...
To wymarzone tematy na historie, powieści kryminalne. Do tego nowe zjawisko - komputer jako nowoczesny środek potencjalnych przestępstw. Bank można okraść brutalnie, siłowo, ale można i inteligentnie, bez przemocy. O tym traktuje moja pierwsza książka.
Mam wprawdzie głęboko w głowie pomysł na powieść o zupełnie innym charakterze, o zagubieniu i wahaniach emigranta, ale na razie sprawia mi radość opisywanie w formie powieści kryminalnych tego, co znam, co przeżyłem.
Dotychczas wydał pan dwie powieści kryminalne… O czym opowiadają? Co to za historie?
Moja pierwsza książka "Niewinne brylanty", to historia, którą przeżyłem osobiście. W moim pierwszym banku przypadkowo odkryłem lukę w systemie bezpieczeństwa, umożliwiającą manipulowanie programem do transferowania pieniędzy.
Wtedy zafascynował mnie fakt, że można łatwo dokonać przestępstwa, które wprawdzie zostanie szybko wykryte, ale nie będzie można konkretnie udowodnić kto to zrobił. W efekcie powstanie sytuacja, że "wielka kradzież może ujść na sucho". Do tego wplotłem wymyślony wątek zabójstwa, aby wymogom kryminału stało się zadość i aby czytelnik głowił się, czy mord ma związek z wyprowadzeniem milionów z banku.
Realia powieści, to zuryski bank, równolegle toczy się akcja w Johannesburgu. Znam to miasto z turystycznych wojaży. W książce można odnaleźć prawdziwą atmosferę zuryskiego banku, kulisy podejmowania decyzji w krytycznych sytuacjach, sposób reagowania bankowców różnych szczebli. Ponadto staram się przybliżyć czytelnikowi realia Zurichu, miasta które po Krakowie jest mi najbardziej bliskie.
Druga powieść "Zabójstwo w Alfabecie " oparta jest na realnych przeżyciach i relacji osoby, którą znam osobiście. Akcja dzieje się w klinice psychiatrycznej w Zurichu, gdzie dokonano zabójstwa jednej z lekarek. Zafascynowała mnie następująca sprawa - jak prowadzić śledztwo w miejscu, gdzie potencjalny sprawca może być pacjentem chorym na tyle, że nie odpowiada za swoje czyny?