wroclaw.pl strona główna Najświeższe wiadomości dla mieszkańców Wrocławia Dla mieszkańca - strona główna

Infolinia 71 777 7777

14°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 00:10

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Dla mieszkańca
  3. Aktualności
  4. Uniwersytet jak pałac! Ten budynek to architektoniczny skarb Wrocławia
Kliknij, aby powiększyć
Uniwersytet Wrocławski - widok na gmach główny fot. Oleksandr Poliakovsky
Uniwersytet Wrocławski - widok na gmach główny

W historii Uniwersytetu Wrocławskiego czasem bywało naprawdę sensacyjnie. 20 lutego 1638 roku baron Krzysztof von Scheffendorf, prezydent kamery austriackiego cesarza dla Śląska, po kryjomu wwiózł do miasta dwóch jezuitów: Jana Wazina i Henryka Pfeilschmidta. W zamkniętym powozie, aby zmylić czujność straży miejskiej. Wkrótce ojciec Pfeilschmidt zaczął udzielać lekcji katechezy. Początkowo miał tylko 12 uczniów, ale i tak rajcy miejscy byli wściekli.

Reklama

Zazwyczaj wyglądało tak, że miejscowy władca wydawał przywiej, który zatwierdzał papież, po czym z pompą otwierano uniwersytet. We Wrocławiu oczywiście musiało być inaczej.

Już w 1409 roku, gdy husyci wygnali niemieckich studentów z Pragi, mogła w naszym mieście powstać wyższa uczelnia. Rada miasta była jednak przeciwna. Obawiano się, że we Wrocławiu wybuchną zamieszki. W roku 1505 brakowało naprawdę niewiele.

Tym razem wrocławscy mieszczanie byli za, a nawet podjęli w sprawie powstania wyższej uczelni aktywne działanie. Już ordynariusz wrocławski Jan Turzo rozwijał akcje dyplomatyczną w Wiecznym Mieście... Już Władysław Jagiellończyk zatwierdził akt erekcyjny wrocławskiej uczelni wyższej, już papiery poszły do Rzymu...

Koniec spokojnego miasta? 

Niestety, profesura Akademii Krakowskiej uznała, że Wrocław byłby dla niej konkurencją. Najwidoczniej krakowiacy mieli mocne dojścia w Stolicy Piotrowej, bo papież Juliusz II zablokował inicjatywę. Gdy sprawą postanowił zając się cesarz austriacki Leopold I, wrocławscy mieszczanie znów zmienili zdanie.

Uniwersytet może by się i przydał, ale nie taki prowadzony przez jezuitów. Rada miasta, składająca się z ewangelików, zdawała sobie sprawę, że zakonnicy prowadzili wówczas nauczanie na najwyższym poziomie, a młodzi protestanci w szkołach prowadzonych przez jezuitów często dokonywali konwersji. Rajcy tłumaczyli przedstawicielom cesarza, że uniwersytet w cichym i spokojnym mieście, jakim był wówczas Wrocław, będzie źródłem niepokojów, a może nawet o zgrozo! - awantur pod… wpływem. Coś jednak wiedzieli o trybie życia studentów!

Tym niemniej zdecydowane poparcie cesarza, który przekazał jezuitom wrocławski zamek w roku 1659, dało możliwość realizacji ambitnych planów zakonu. Dodam, że był to drugi wrocławski zamek, pierwszy wzniesiono na Ostrowie Tumskim – oba dziś nie istnieją. W każdym razie cesarz, nie zwracając uwagi na kolejne protesty rajców miejskich, w roku 1702 wydał tak zwaną Złotą Bullę i powołał do życia Universitatis Leopoldinae.

Uczelnia jak pałac

Zatrzymajmy się na chwilę przed głównym wejściem, które wygląda jakby zapraszało do wnętrza pałacu. Johann Albrecht Siegwitz autor fenomenalnych rzeźb zdobiących organy w kościele św. Elżbiety, ozdobił uniwersytecki portyk wizerunkami cnót kardynalnych, cech, którymi powinien wykazywać się absolwent jezuickiej akademii. Widzimy Sprawiedliwość, Męstwo, Roztropność i Umiarkowanie.

Siegwitz jest także autorem wizerunku św. Ignacego Loyoli, założyciela Towarzystwa Jezusowego. Tę rzeźbę zobaczymy na bocznej ścianie budynku. Długość gmachu wrocławskiego uniwersytetu miała liczyć 200 metrów. Nie zbudowano go do końca. Ostatecznie mierzy „zaledwie” 171metrów – też nieźle.

Bogata, barokowa fasada, piękny detal, najpiękniejsza we Wrocławiu klatka schodowa. Do tego sale, jakich nie powstydziłyby się królewskie rezydencje. Studiujący tu młodzieńcy musieli czuć nobilitację. Mieli zresztą świadomość, że ukończenie tak znakomitej uczelni otwiera przed nimi szanse na karierę w postaci znakomitych urzędów śląskiej prowincji, a może nawet na cesarskim dworze.

Sygnatura w postaci ręki

Wejdźmy na chwilę do Oratorium Marianum. Sala znajdująca się na parterze została pokryta wspaniałymi freskami przez przybysza z Ołomuńca – Krzysztofa Handke. Mistrz zostawił tam oryginalną sygnaturę. Zamiast podpisu na sklepieniu pod emporą muzyczną umieszczono odlew jego dłoni.

W dobie baroku ludzie byli nie mniej dowcipni niż obecnie. Handke po niemiecku znaczy „ręka” a może raczej „rączka”. Inny osiemnastowieczny malarz działający na Śląsku, Jerzy Wilhelm Neunhertz ( w tłumaczeniu – „dziewięć serc”) sygnował czasem swoje freski dziewięcioma serduszkami.

W malowidle z Oratorium Marianum odlew dłoni to ręka grzesznika, trzymająca się kurczowo ramy kompozycji – taki element w „technice 3D”. Zapewne ów nieszczęśnik, któremu z pomocą śpieszy Maria – Ucieczka grzeszników - to autoportret artysty.

Sala podczas oblężenia Festung Breslau w1945 roku została zniszczona – to, co dziś tu oglądamy to rekonstrukcja. Freski w latach 2013-2014 odtworzył Christoph Wenzel z Drezna i to odlew jego dłoni widnieje w miejscu, gdzie kiedyś można było oglądać dłoń Handkego. Znakomita akustyka pomieszczenia sprawiła, że koncertowali tu Henryk Wieniawski, Hektor Berlioz, Eduard Grieg, Franciszek Liszt, Nicolo Paganini, Carol Maria Weber i Johann Brahms.

Gaudeamus igitur po wrocławsku

W roku 1879 wspomniany Johannes Brahms otrzymał tytuł doktora honoris causa od Uniwersytetu Wrocławskiego, jednak na uroczystości się nie pojawił. Ograniczył się do podziękowania na kartce pocztowej, co tutejsi uczeni uznali za, delikatnie mówiąc, lekceważące. Aby się zrehabilitować Brahms skomponował Uwerturę Akademicką, w której pojawił się motyw ze średniowiecznej pieśni żaków „Gaudeamus igitur”. Jej prawykonanie odbyło się we Wrocławiu.

Wieża Matematyczna z błędem

Gmach uniwersytetu miały zdobić aż trzy wieże, niestety, ukończono tylko jedną. Aby się na nią dostać musimy odbyć wędrówkę Schodami Cesarskimi. Ozdobił ją swoimi freskami Franciszek Antoni Scheffler. Zobaczymy tu między innymi wizerunki śląskich miast. Jak wspaniale musiał wyglądać pochód dostojników cesarskich i władz uniwersytetu zmierzających cesarską klatką schodową ku najważniejszej sali uczelni – Auli Leopoldyńskiej. 

W roku 1791 prof. Longinus Anton Jungnitz wyznaczył linię 17 południka, który, według niego, przebiegał, przez Wieżę Matematyczną uniwersytetu wrocławskiego. Niestety uczony się pomylił – naprawdę południk jest uprzejmy przebiegać w okolicach mostu Milenijnego.

Jezuici planowali, że wrocławski uniwerek będzie miał 4 fakultety. Dlatego znakomity rzeźbiarz Franciszek Józef Mangold ozdobił taras widokowy Wieży Matematycznej wizerunkami Filozofii z globusem i cyrklem, Teologii wznoszącej krzyż, Temidy, dzierżącej wagę i Medycyny z laską Eskulapa. Niestety władze uczelni nie uzyskały zgody na utworzenie dwóch ostatnich z wymienionych.

Obecnie Uniwersytet Wrocławski ma aż 10 wydziałów. Ma też prawdziwy skarb – stworzoną przez jezuitów siedzibę, która jest wspaniałą ozdobą miasta.

Posłuchaj podcastu

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl