Najważniejsze informacje (kliknij, aby przejść)
Trzeba uwagi i czasu, aby poznać historię serwisu RTV, która sięga czasów PRL. I trzeba wiedzy oraz szerszego spojrzenia, aby dostrzec wartość tego typu zakładu dla wrocławian. Ale nie tylko, bo unijna gospodarka obiegu zamkniętego promuje naprawianie rzeczy.
Dla seniorów i kolekcjonerów
– Przychodzą do nas różni klienci, od starszych, którzy z oszczędności lub sentymentu naprawiają stare radioodbiorniki i gramofony, po młodych, którzy przynoszą nowoczesny specjalistyczny sprzęt – wyjaśnia Paweł Jakóbczak, właściciel serwisu.
Są też kolekcjonerzy, którzy zbierają rzadkie modele polskich magnetofonów. W czasach PRL-u, jak tłumaczy Paweł Jakóbczak, wypuszczano na rynek partie liczące czasami tylko 100 sztuk. Tak sprawdzano działanie prototypów. Dlatego teraz jest co kolekcjonować.
– Aby jednak taki sprzęt miał wartość kolekcjonerską, musi być sprawny. Nieraz na naprawę jednej usterki poświęcamy dwa, trzy dni. Czasami musimy odstawić sprzęt, bo nie możemy odkryć, co mogło się w nim zepsuć, i szukamy na różnych forach informacji o podobnych objawach uszkodzenia – opowiada Paweł Jakóbczak.
A trzeba zaznaczyć, że kolekcjonerzy ze swoimi radioodbiornikami, gramofonami, wzmacniaczami lub amplitunerami potrafią przyjechać nawet z Oławy, Brzegu czy Strzegomia. W mniejszych miejscowościach nikt już nie naprawia sprzętu RTV.
Naprawić to, co nienaprawialne
Równie wymagająca jest naprawa nowego sprzętu, choć z innych powodów. Współczesne obudowy są klejone, więc aby dostać się do środka, trzeba ją zniszczyć, oczywiście za zgodą właściciela.
– Decyzja nie jest trudna, bo albo mamy ładny sprzęt, ale zepsuty, albo z uszkodzoną budową, ale działający – śmieje się Paweł Jakóbczak.
Aby naprawić współczesny sprzęt RTV, Paweł Jakóbczak zainwestował w nowoczesne przyrządy. Jego warsztat wyposażony jest w laboratoryjny podwójny zasilacz, oscyloskop laboratoryjny, stację lutowniczą na gorące powietrze, stację do rozlutowywania.
– Nowoczesnych układów scalonych zwykłą lutownicą się nie wylutuje – wyjaśnia Paweł Jakóbczak. – Ale i tak są zlecenia, których nie jesteśmy w stanie zrobić tu, w warunkach warsztatowych. Jest to możliwe tylko na liniach produkcyjnych – przyznaje.
Przyszłość rzemieślników
Podczas rozmowy z Pawłem Jakóbczakiem ciągle wracaliśmy do przyszłości tego typu usług jak serwis RTV.
W PRL-u – niezależnie od tego, czy mówimy o czasach, gdy na Kołłątaja mieścił się ZURiT (Zakład Usług Radiotechnicznych i Telewizyjnych), czy Wojewódzkie Przedsiębiorstwa Handlu Wewnętrznego (WPHW), a nawet Domar – był to jeden z większych serwisów na Dolnym Śląsku. Bardzo specjalistyczny, bo naprawiano tu tylko sprzęt audio. W najlepszych czasach w trzypiętrowym budynku pracowało kilkadziesiąt osób, w tym 14 techników.
– Każdy miał swoje sekcje. Były radia, radia stereofoniczne i magnetofony szpulowe, osobną sekcję miały gramofony, a osobną małe radyjka. Ja zajmowałem się radiami kasetowymi – wspomina Paweł Jakóbczak. – Znaliśmy się na swojej robocie. W małym paluszku mieliśmy każdy mechanizm, a mechanizmy do odtwarzania kaset i taśm szpulowych były naprawdę skomplikowane. Trzeba było lat praktyki, aby być specjalistą.
I po chwili dodaje: – Młodzi nie chcą pracować w tym zawodzie. Kiedyś to wszystko zniknie, takie zawody jak mój.
Przepisy niby wspierają rzemieślników...
Unia Europejska już od kilku lat promuje gospodarkę o obiegu zamkniętym. Jej głównym założeniem jest zrównoważone zużywanie zasobów, a rozwiązaniem – produkowanie naprawialnych przedmiotów, wraz z częściami zamiennymi, i promowanie tego typu serwisów jak RTV Zurt.
Zapobieganie powstawaniu odpadów polega co najmniej na: pkt 2) zachęcaniu do projektowania, wytwarzania i korzystania z produktów, które są zasobooszczędne, trwałe, nadające się do naprawy, ponownego użycia i modernizacji oraz do nieskracania sztucznie cyklu życia produktów.Art. 19 ustawy o odpadach
Paweł Jakóbczak przyznaje, że obecnie jest więcej zleceń niż dziesięć lat temu, gdy zakład przechodził kryzys, ale daleko jeszcze do ideału. Najgorzej jest z dostaniem części zamiennych. I dotyczy to zarówno starego, jak i nowego sprzętu. Część można oczywiście uzyskać z innych odbiorników, ale nie wszystko.
– Mamy kartony wypełnione częściami zamiennymi, które udało nam się zdobyć – przyznaje Paweł Jakóbczak. – Trudniej jest z nowym sprzętem, bo producenci wciąż nie wypuszczają na rynek części zamiennych. Robią sprzęt i nic ich dalej nie interesuje, żadna naprawa. Dlatego nie można dokupić elementów – wyjaśnia.
Rozwiązaniem, jak się okazuje, jest druk 3D. Nie jest to oryginał, ale działa. To rozwiązanie jest też relatywnie drogie: jedna zębatka do magnetofonu, który nie jest wart 100 zł, może kosztować nawet 30 zł, wyjaśnia Paweł Jakóbczak.
– Niektóre rzeczy naprawiamy już tylko z powodów ambicjonalnych. I dlatego, że to, co robimy, jest potrzebne. Czujemy to – mówi Paweł Jakóbczak.
...ale ważniejsze są realne działania
Gdy tylko dowiedzieliśmy się, co to za zakład i jak ważny jest on dla wrocławian, zaproponowaliśmy panu Jakóbczakowi przedłużenie umowy na trzy lata albo na czas nieokreślony. Zdecydował się na trzyletnią umowę.Jan Bujak, dyrektor Departamentu Nieruchomości i Eksploatacji Urzędu Miejskiego
W sprawę zaangażował się również prezydent Wrocławia Jacek Sutryk.
– Decyzją prezydenta wszystkie wnioski dotyczące ewentualnego wypowiadania umowy najmu będą od teraz przekazywane dyrektorowi Departamentu Nieruchomości i Eksploatacji Urzędu Miejskiego wraz z uzasadnieniem takiej decyzji. Będziemy je wnikliwie analizować – zapowiada Jan Bujak.