Lubachów, niewielka, pięknie położona wieś na Dolnym Śląsku, w pobliżu Świdnicy, ok. godziny drogi samochodem od Wrocławia. To m.in. tu wiosną 2021 roku Jerzy Skolimowski kręcił swój film „IO”, który w tym roku powalczy o Oscara (zobacz, gdzie obejrzeć transmisję z gali). To przejmująca, pełna symbolicznych scen opowieść o wędrówce po świecie przygnębionego osiołka, który szuka miłości, przyjaźni i domu. Tytułowy, bezbronny IO (zagrał go Kuba z Lubachowa i jeszcze pięciu innych dublerów) jest tu uosobieniem niszczonego przez człowieka świata zwierząt i natury.
„IO” przełamuje stereotyp osła
Betonowo - drewniany dom z szyldem „Mariaż” i datą 1921, adres: Lubachów 3. Tuż przy nim zjazd na słynną zaporę wodną, która znajduje się 500 m dalej. Katarzyna i Krzysztof Słupscy prowadzą w „Mariażu” agroturystykę, hodowlę osłów oraz warsztaty onoterapii (z udziałem osiołków oraz dzieci i osób z niepełnosprawnościami).
Po wejściu do środka od razu widać, że mieszkają tu miłośnicy zwierząt. Półki uginają się od figurek osiołków z różnych stron świata, na ścianach wiszą obrazki z osiołkami, a przy kominku plakat z filmu Jerzego Skolimowskiego z IO na tle zapory wodnej.
- Wcześniej przez 20 lat prowadziliśmy restaurację, organizowaliśmy tu wesela, przyjęcia, teraz stawiamy na agroturystykę i zwierzęta. Osiołki otworzyły nam oczy – mówi Katarzyna Słupska i woła do środka swoich podopiecznych – Kubę, gwiazdę filmu „IO” oraz Lunę (bo lubi tu zaglądać). Osiołki tulą się do nas, nastawiają grzbiet do głaskania i ze smakiem pałaszują dorodne marchewki.
- Przede wszystkim one mają na wszystko wywalone. To cudowna cecha – dodaje mąż pani Katarzyny - Krzysztof, który sam zagrał epizod w „IO” Skolimowskiego.
- O tak – kontynuuje ze śmiechem jego żona. – Mąż był wcześniej strasznym nerwusem, a odkąd mamy osiołki, stał się dużo bardziej zrelaksowany i wyluzowany. Wychodzi do nich na kilka godzin, a potem wraca do domu szczęśliwy i pozytywnie nastawiony do życia. One naprawdę mogą czynić cuda – dodaje specjalistka od onoterapii i animaloterapii.
Kuba lubi być w centrum uwagi
Dziś wiele osób kojarzy dolnośląski Lubachów i stado państwa Słupskich z nominowanego do Oscara filmu Skolimowskiego, który zdobywa uznanie na świecie. – Interesują się nami media, ludzie robią sobie zdjęcia z osiołkami albo pytają o zaporę na Bystrzycy, która zagrała w filmie. Spacer z Kubą był też licytowany na aukcji WOŚP – mówi pani Katarzyna. A na pytanie, jak 9-letni Kuba radzi sobie ze sławą, odpowiada ze śmiechem:
- Prawdziwy z niego pedancik i czyścioch. Zawsze wyglądał lepiej od innych osiołków w stadzie, które lubią się wybrudzić – dodaje pan Krzysztof. - Poza tym uwielbia spacery.
Na planie u Jerzego Skolimowskiego
Jak to się stało, że Kuba trafił na plan filmowy? Jego właścicielka odpowiada, że filmowcy szukali po prostu osiołka w jego typie, szarego, pospolitego. Poza tym dolnośląski IO lubi kamery. Nie peszy się, kiedy są w pobliżu.
W filmie możemy zobaczyć kilka ujęć z udziałem Kuby, m.in. w stajni przy „Mariażu” oraz na łące koło domu (zabawa z dziećmi), gdzie dziś w słońcu wygrzewają się osiołki i konie – araby państwa Słupskich. Był też korowód osiołków zmierzający w stronę pobliskiego Złotego Lasu, w którym poszło stado państwa Słupskich.
- Na planie było ogromne zamieszanie, mnóstwo samochodów, statystów, dzieci. Intensywny tydzień. I dużo pracy. Kręcili w różnych lokacjach, u nas w gospodarstwie, na tamie, także w Zagórzu Śląskim – opowiada pani Katarzyna.
Tytułowy IO tęskni w filmie za swoją pierwszą właścicielką Kasandrą (w tej roli Sandra Drzymalska), potrafi kopnąć, jeśli dzieje się coś złego (scena na fermie lisów), ale też cierpi i płacze.
- Kuba świetnie sprawdził się w roli depresyjnego osiołka, chociaż na co dzień wcale taki nie jest. Osły mogą być bardzo smutne, mogą przeżywać stratę, np. innego osła ze stada czy rozłąkę z właścicielem, ale nie widziałam, żeby płakały jak ludzie – wyjaśnia Katarzyna Słupska.
Jak osiołki trafiły do Lubachowa?
- Od lat miałem w głowie to marzenie – przyznaje pan Krzysztof. Jako młody chłopak jeździł w PRL-u z rodzicami na wczasy do Bułgarii i z tego okresu zapamiętał przejażdżki na osiołku. Przez lata wspominał to z dużym sentymentem. Kiedy w 2007 roku pojechał z rodziną w tamte strony na wakacje, w poszukiwaniu osiołków trafili do Rumunii. Dwa lata później pan Krzysztof pojechał tam ponownie i wrócił do domu z… 14 osłami.
- Spodziewałam się, że przywiezie jakieś 3-4 małe osiołki, a przywiózł 14, w tym tylko trzy maluchy. Byłam przerażona. Bałam się ich – opowiada pani Katarzyna.
Początkowo Słupscy niewiele wiedzieli o osłach. Krok po kroku się ich uczyli. Odwiedzali różne hodowle na świecie, czytali na ich temat. Pomógł im też Jarosław Sekuła zwany „zaklinaczem osłów”, autor książki o tych zwierzętach. Szybko okazało się, że osły bardzo różnią się np. od koni.
– Konie to świry, a osioł emanuje spokojem – wyjaśnia Krzysztof, który dziś wspólnie z żoną ma w stadzie 25 osłów, do tego mulicę i 8 koni. – Pomyślałem, że te osiołki to petarda. Poczułem się szczęśliwy – dodaje.
Pani Katarzyna z czasem przełamała strach, zrobiła kursy animaloterapii, onoterapii, której wtedy nikt właściwie w Polsce nie znał. Do tego jeszcze hipoterapii, dogoterapii, alpakoterapii. Temat terapii ze zwierzętami całkowicie ją pochłonął. Dziś sama szkoli przyszłych onoterapetów. Wspólnie z mężem i innymi właścicielami zwierząt założyła Polskie Stowarzyszenie Hodowców Osłów.
Kuba przyjechał do Lubachowa kilka lat temu z Polic razem z kucykiem Heniusiem. Ich właściciel sprezentował zwierzęta państwu Słupskim, bo nie był w stanie się nimi zajmować. - Jesteśmy w przyjaźni, byli właściciele odwiedzają Kubusia i Henia – podkreśla pani Katarzyna.
Będzie Oscar dla filmu „IO”?
Jest chłodno, ale nad Lubachowem wyszło słońce. Stado państwa Słupskich wyleguje się na łące koło pensjonatu. Tej, która zagrała w filmie. Idziemy z osiołkami (Kubą i Luną) na spacer w stronę tamy na Bystrzycy i rozmawiamy o „IO”. Zdaniem pani Katarzyny osiołek idealnie wpisał się w refleksyjny klimat tej opowieści.
Będzie Oskar dla „IO”? – pytam na koniec, kiedy podchodzimy do zapory wodnej. – Pewnie, że będzie! - odpowiada bez namysłu pan Krzysztof. Trzymajcie kciuki.