Najważniejsze informacje (kliknij, aby przejść)
Nie mieli żadnego doświadczenia w gastronomii – Pani Cristina zajmowała się tłumaczeniami, pan Marek pracował w nieruchomościach. W kuchni potrafili upiec dla siebie niezłą pizzę, albo precle dla znajomych, w firmie postawili wszystko na jedną kartę. – Nie wiedzieliśmy czy się uda, ale stwierdziliśmy, że raz się żyje – śmieją się obydwoje.
I są dowodem na to, że z prawdziwej pasji i samozaparcia można zrobić biznes, ale pod pewnymi warunkami.
Pan Precel Wrocław: Trzeba mieć dobry produkt
W Polsce znane były krakowskie obwarzanki, ale wytwarzane z innej receptury i raczej regionalne.
Rumuńskie covrigi można było kupić w całym kraju, robiono je na ciepło i klient widział jak powstawały. – Poza tym służyły też jako tania i pożywna przekąska dla wielu prawosławnych Rumunów, którzy pościli dwa dni w tygodniu, a wegańskie precle kupowali na cały dzień – dodaje Cristina Niewiadomska.
W Rumunii królowały precle tradycyjne – z makiem, sezamem oraz na ciepło – z serem i parówką, dużą popularnością cieszyły się też precle robione na słodko. – W Polsce z kolei zawsze był duży wybór słodkich przekąsek, jak pączki, drożdżówki, dlatego poszerzyliśmy ofertę nadziewanych precli wytrawnych – dziś mamy 50 rodzajów, a w planach są nawet ze szparagami, czy z burakiem – wyjaśnia pani Cristina.
Sami nauczyli się wszystkiego od podstaw – robienia precli i planowania biznesu. Przepis na pierwsze precle dostali wraz z kupnem sprzętu do ich produkcji (m.in. specjalnych pieców tunelowych), ale przez kolejne dziesięć lat (okrągła rocznica stuknie Panu Preclowi dokładnie 6 czerwca) zmodyfikowali znacząco rumuńską recepturę.
Pani Cristina żartuje, że ma hopla na punkcie czasu rośnięcia i wypiekania ciasta (w firmie zajmowała się od samego początku produkcją). – Zawsze staramy się, aby nasz produkt był jak najlepszy i zawsze dążymy do jego ulepszania – dodaje.
Nie można załamywać rąk, kiedy przychodzi kryzys
Kiedy już zaczęli się interesować otwarciem lokalu, na rynek weszła amerykańska sieciówka Auntie Anne’s produkująca precle różnego rodzaju. – Zrezygnowali po roku, a my zachodziliśmy w głowę, czy nasza piekarnia to aby na pewno dobry pomysł – mówi Pan Marek.
Okazało się jednak, że Amerykanie mieli bardzo drogie produkty, na które nie było stać wszystkich. – My poszliśmy w innym kierunku, zależało nam, aby precle stały się dostępne cenowo dla każdego – dodaje.
Mimo to, dziesięć lat temu państwo Niewiadomscy zastanawiali się, czy nie zamkną swojego pierwszego lokalu Manufaktura Precli przy Strzegomskiej 200. Uratowały ich dwie rzeczy – sprzedaż lodów z automatu i wytrwała klientka, która kupowała po 30 sztuk precli dla siebie i koleżanek z pracy.
Klientka nieświadomie podpowiedziała właścicielom sklepu nowe rozwiązanie dla ratowania firmy – dowóz precli do biurowców. Ten pomysł sprawił, że firma przetrwała trudny okres i mogła zacząć się rozwijać. – Nie znaliśmy wtedy Pana Kanapki, nie wiedzieliśmy, że istnieje taka forma sprzedaży, bo nigdy nie pracowaliśmy w korporacjach ani w biurowcach – przyznaje pan Marek.
Zaczęli przywozić precle do firm i sprzedawać na miejscu, potem Pan Marek zorganizował degustację z ciepłymi preclami. – Ludzie stwierdzili, że są fajne, choć składanie zamówień było dla nich problematyczne – opowiada. Nie pomogło przynoszenie torby termoizolacyjnej z towarem, który się sprzedał, ale nowych zamówień nie było.
– Klienci powiedzieli, że nie wiedzą po prostu, kiedy będą głodni, ale jeśli przywiozę precle o pewnych porach, to je kupią – wyjaśnia Marek Niewiadomski. Pomysł chwycił i uratował firmę przed zamknięciem. Małżonkowie utrzymywali sklep przy Strzegomskiej przez 4 lata, potem przenieśli się do większego obok, też na Nowym Dworze.
– Jak się okazało pomysł naszej klientki na dowóz precli, był strzałem w dziesiątkę, za co jesteśmy jej bardzo wdzięczni – twierdzą zgodnie małżonkowie.
Biznes oparty był przede wszystkim na dowozie do biurowców, ale właścicielom marzyła się sprzedaż precli ludziom z okienka. – Doszliśmy do wniosku, że trzeba szukać lokalu przy szlaku turystycznym i tak znaleźliśmy miejsce przy Ruskiej – mówią.
Pan Precel Wrocław: Trzeba pokochać wyzwania
Okazało się, że dostosowanie nowego lokalu pod funkcję gastronomiczną to niemal syzyfowa praca, a przez 9 miesięcy Niewiadomscy płacili czynsz za jeszcze niegotowy lokal. To ich jednak nie zniechęciło.
Kiedy w 2019 roku uruchomili produkcję, zaistnieli w szerszej świadomości i zaczęli spokojnie planować przyszłość. W 2020 roku, sześć miesięcy po otwarciu lokalu przy ul. Ruskiej, nastała pandemia. – Zatrzymał się cały dowóz, bo ludzie przeszli na tryb pracy w domu, przez pewien czas wiele osób obawiało się chodzić ruchliwymi ulicami, po prostu dramat – wspomina pan Marek.
Od początku pandemii byli na minusie, skończyli z dowozem na wielką skalę i zdecydowali się zamknąć lokal przy ulicy Strzegomskiej, a sprzęt przenieść w lepszy adres, na ulicę Świdnicką, tuż przy przejściu dla pieszych.
Dobrze stworzyć zgrany zespół
Choć kiedy spoglądamy przez szybę piekarni w środku nie widzimy wielu osób, to w obydwu lokalach Państwo Niewiadomscy zatrudniają łącznie 60 pracowników. Przed laty pracowali u nich tylko studenci, a małżonkowie sami stali przy kuchni i rozwozili towar.
Dziś mają zarówno sprzedawców, jak i kierowników oraz menadżerów, którzy sami kiedyś lepili precle, więc znają pracę i firmę od podszewki i traktują jak swoją.
Codziennie można w obydwu lokalach w centrum Wrocławia kupić wiele rodzajów precli na ciepło - nadziewane wytrawne, nadziewane na słodko i tradycyjne z różnymi posypkami.
Jakie precle lubią wrocławianie?
Chyba wszystkie precle równorzędnie, twierdzą właściciele. – Niektórzy są fanami zwykłych, inni kochają salami na ostro, albo kurczaka – mówi pani Cristina.
Jej krewni z Rumunii – ojciec i kuzynka są zachwyceni polską wersją covrigi. – Kuzynka uważa nawet, że są dużo lepsze niż w Rumunii – dodaje.
Dziś uważa decyzję, aby pozostać we Wrocławiu za jedną z najlepszych. Urodzona w polskiej rodzinie osiadłej w Rumunii przyjechała do Polski na studia na Politechnice Wrocławskiej, gdzie poznała też przyszłego męża.
Rozwijać się w innych miastach - Pan Precel
Sukces Pana Precla skusił pierwszych zainteresowanych. W Toruniu mają pierwszą franczyzę. Okazuje się, że w znanym z pierników mieście precle sprzedają się dobrze, a może być jeszcze lepiej, bo wkrótce lokal zmieni miejsce na bardziej atrakcyjne, przy jednej z głównych ulic.
Ale Marek Niewiadomski podkreśla, że niewielu będzie kopiujących Pana Precla. – Sprzęt jest bardzo drogi i kupując go trzeba się naprawdę zastanowić, czy tego biznesu pragniemy, bo poziom pracy i zatrudnienia jest ten sam co w restauracji – tłumaczy.
– Bywało, że o produkcji precli marzyli pasjonaci, ale biznes był za drogi, z kolei dla tych, którzy mieli pieniądze, ale chcieli szybko zarobić, też nie zadziała, bo wymaga żmudnej pracy – podkreśla właściciel Pana Precla.