wroclaw.pl strona główna Najświeższe wiadomości dla mieszkańców Wrocławia Dla mieszkańca - strona główna

Infolinia 71 777 7777

7°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 09:51

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Dla mieszkańca
  3. Aktualności
  4. Pomaganie ma sens, czyli „Ludzie Ludziom”

– Z ludzi, którzy tu trafiają, jednej piątej udaje się powrócić do tzw. normalności. To naprawdę dobry wynik. Staram się im pokazać, jak powinno i może wyglądać ich życie – mówił kilkanaście lat temu Erazm Humienny. Po 20 latach działalności Domu Socjalnego dla Mężczyzn we Wrocławiu, którym kieruje, szef Stowarzyszenia Pomocy „Ludzie Ludziom” nie zmienia zdania. Jest też przekonany, że każdy zasługuje na drugą, a czasami i trzecią szansę, by odmienić swój los.

Reklama

1500 osób, które w ciągu dwóch dekad znalazły pomoc w Domu dla Mężczyzn przy ul. Reymonta – to wymierny dowód tego przekonania Erazma Humiennego o głębokim sensie owej pracy „u podstaw”. Pomaganie ludziom – którzy znaleźli się na niechlubnym zakręcie własnego życia – ale w sposób obwarowany pewnymi warunkami i określonymi zasadami to metoda, która mu się sprawdziła. Przekonał do niej wiele osób, w tym własną żonę, Ewę, dzielnie wspomagającą go w pracy, wolontariuszy, miejskie instytucje i niejedną firmę, która udzieliła Stowarzyszeniu Pomocy „Ludzie Ludziom” finansowego albo rzeczowego wsparcia.

Erazm Humienny wie, jak cenna jest rodzina i że każdy na nią zasługuje

Erazm Humienny wie, jak cenna jest rodzina i że każdy na nią zasługuje, fot. Noemi Humienna

Najważniejsze jednak, że uwierzyli mu ci, których los zaprowadził do Domu – najpierw na Kleczków, a teraz na Różankę, na ul. Obornicką. Wielu z nich w tej wierze wytrwało na tyle mocno, że postarali się dać z siebie jak najwięcej, dużo też zyskując – pasję, czasem pracę, przyjaźń, a bywało, że i miłość. Wśród tych „zysków” nie brakuje również zwykłej ludzkiej wdzięczności.

Zaczęło się przy Reymonta

Rok 1997. Dom Socjalny dla Bezdomnych Mężczyzn – parterowy drewniany barak typu „Namysłów”, naprzeciw wrocławskiego więzienia na Kleczkowskiej. W środku ogrzewanie, zimna woda z sieci, bojler, 34 łóżka i kuchnia. Z czasem pojawiają się warsztaty stolarski, krawiecki i ślusarski, sala bilardowa, galeria zdjęć, pracownia komputerowa, a na zewnątrz starannie wypielęgnowany ogródek warzywny i… dwie żywe kozy. Potem też siłownia.

O barak Namysłów przy Reymonta dbali jego mieszkańcy, źródło: ludzieludziom.pl

– Kiedyś trafił do nas chłopak z HIV. Jego marzeniem było ćwiczyć na siłowni. Napisaliśmy oficjalną prośbę i chodziliśmy do takich miejsc. Wszędzie jednak na hasło „HIV” zamykano drzwi. Postanowiliśmy więc zorganizować tę siłownię na miejscu – wspomina Erazm Humienny.

Te wszystkie „dobra” nie spadały lokatorom Domu z nieba – sami je sobie „wychodzili”, pozałatwiali albo – jak meble do ośrodka czy budki dla ptaków, które przekazywali sponsorom Stowarzyszenia lub zawieszali na okolicznych drzewach – własnoręcznie zrobili.

Bezpieczna przystań „na chwilę”

W Domu może zamieszkać jednocześnie ok. 20 osób. Niezaradnych życiowo, nieumiejących znaleźć sobie pracy czy wynająć mieszkania.

Bywa, że pojawiają się ci, którzy dopiero co wyszli z więzienia. Miejsce „u Humiennego” dostają tylko zweryfikowani (w szczególności przez kuratora) i rzeczywiście chcący ułożyć sobie życie na nowo, ale potrzeba im kilku miesięcy, żeby sensownie wystartować. – Mówimy tu na przykład o byłych dłużnikach, uchylających się od płacenia alimentów, czy tych przyłapanych na prowadzeniu samochodu pod wpływem alkoholu, sprawcach kradzieży – mówi Ewa Humienna. W Stowarzyszeniu zaprzeczają, że w Domu zatrzymują się byli groźni przestępcy – gwałciciele czy pedofile, bo takie plotki po mieście też krążą.

Jeden z pokojów w ośrodku, źródło: ludzieludziom.pl 

W program prac społecznie użytecznych Per Saldo mężczyźni wykonali wiele prac na rzecz miasta, źródło: ludzieludziom.pl 

– Każda osoba, którą wybieramy do zamieszkania w naszym domu, w ciągu 3-5 dni ma obowiązek podjąć legalną pracę. To jedno z wymagań, jakie stawiamy mieszkańcom. Prowadząc to miejsce przez ostatnie 20 lat, przekonałem się, że nic tak nie pomaga stanąć na własne nogi, jak praca właśnie. Po jej znalezieniu, po upływie średnio 2-3 miesięcy, żegnamy się z mieszkańcem naszego Domu – mówi prezes Stowarzyszenia Pomocy „Ludzie Ludziom”.

Nie terapia a kontrola. Pomagać trzeba mądrze

Być może ktoś uzna, że trzy miesiące na zorganizowanie sobie życia na nowo to nierealny termin. W Domu to norma, bo Humienny i jego podopieczni dobrze to wytrenowali. A do treningu, jak wiadomo, potrzebne są silna wola, ciężka praca, konsekwencja w działaniu i przestrzeganie określonych zasad.

Kiedyś z Reymonta, a teraz z Obornickiej – wylatuje się za picie, bójki, grypsowanie. Każdy musi wychodzić do pracy. Każdy ma dyżury w kuchni, przy sprzątaniu, silniejsi zajmują się mniej sprawnymi.

 

Wigilia w Domu Socjalnym dla Mężczyzn, źródło: ludzieludziom.pl

– To nie terapia ani resocjalizacja, bo one kojarzą się z więzieniem albo zakładem odwykowym – mówi Erazm Humienny. Najczęściej więc powtarzanym w ośrodku słowem jest „kontrola” i po prostu wymuszanie u ludzi samodzielności: wyrób sobie dowód; zarejestruj się w pośredniaku; zrób zakupy dla wszystkich.

– Nie szukamy za nikogo pracy. To sam zainteresowany musi ją znaleźć. Inaczej nie będzie jej szanował. Ktoś może powiedzieć, że to terapia szokowa. Ostatecznie do naszego Domu trafiają ludzie w ogromnym stresie, przychodzą do nas w kryzysie. Jednak naszym zadaniem jest pomóc stanąć im na nogi, ale nie przyzwyczajać do życia w naszym ośrodku – podkreśla. Mówi także coś jeszcze bardzo ważnego: – W tym domu wywiązywanie się z obowiązków nie jest podyktowane rygorem, ale poczuciem własnej wartości.

Zamiast siedzieć – pracują

Osoby skazane na prace publiczne za drobne przestępstwa mogą pomagać w pracach porządkowych, remontach w szkołach, przychodniach czy żłobkach. Stowarzyszenie Pomocy „Ludzie Ludziom” na zlecenie miasta prowadzi bank informacji, dotyczących organizacji i nadzorowania prac społecznych dla skazanych. Gdy np. przedszkole potrzebuje kogoś do malowania karuzeli i huśtawek na placu zabaw, to fundacja może polecić odpowiednią osobę.

W 2007 r., w ramach programu Per Saldo, ci, którzy musieli wykonać zasądzone prace społeczne, specjalnymi odkurzaczami sprzątali psie odchody w dwóch wrocławskich parkach. W 2009 r. mieszkańcy Domu dezynfekowali poręcze w autobusach i tramwajach.

Pomaganie to leczenie z bezdomności

Bycie „na garnuszku” Domu Socjalnego dla Mężczyzn wymaga aktywności własnej. Nie tylko dlatego, że wypada coś zrobić, bo inni w ośrodku też pracują – na rzecz miasta, wrocławskich szkół czy przedszkoli: sprzątają ulice, zagrabiają liście, malują okna czy korytarze. To również szansa na swoistą „spłatę długów”.

– Fajnie jest nie tylko brać, ale również dawać – mówił bezdomny Waldek, który przed laty wykonał dużo ciężkich prac na rzecz powstającego przy ul. Górnickiego ośrodka dla dzieci z porażeniem mózgowym. Jego kolega – Zenon, także wówczas tam „zatrudniony” (bezdomni nie wzięli wtedy ani złotówki), liczył też, jakby co, na etat konserwatora w ośrodku, a Mariusz podkreślał, że podjęli się pracy ochotniczo ze względu na dzieci i mówił dziennikarzom, że „dzięki tej robocie człowiekowi chce się rano wstawać”. – Ważne jest i to, że w ten sposób pomożemy dzieciakom, które już wystarczająco dostały od życia w kość – mówił.

W programie Per Saldo mężczyźni wykonali wiele prac społecznie użytecznych na rzecz miasta, źródło: ludzieludziom.pl 

Mieszkańcy  Domu podejmują się prac w różnych miejscach już od 20 lat działalności schroniska.

 – Różanka była tym pierwszym miejscem we Wrocławiu, w którym podpisaliśmy porozumienia w sprawie prac społecznie użytecznych. Panowie malowali w szkole klasy [m.in. w SP nr 50, z którą obecnie sąsiadują - red.], korytarze, a także pomieszczenia zabaw w przedszkolu – wspomina Erazm Humienny. – Z takiego rozwiązania korzystają wszyscy – społeczność lokalna i osoby, które w taki sposób rehabilitują się społecznie. Przez całe lata do Departamentu Edukacji Urzędu Miejskiego nie wpłynęła nawet jedna skarga na nich czy pracę, którą wykonali. Mnie to nie dziwi, ponieważ tam, gdzie pracują czy pomagają, zachowują się nad wyraz grzecznie – zapewnia szef Stowarzyszenia.

W 1997 r. podczas powodzi stulecia bezdomni z Reymonta wyszli układać worki z piaskiem na wrocławskich ulicach. Potem przez ponad miesiąc – od 8 lipca do 15 sierpnia – obsługiwali punkt pomocy dla powodzian, który działał w ośrodku. To tam trafiały dary, odzież, żywność, środki czystości, po które mogli się zgłaszać mieszkańcy okolicznych ulic Kleczkowa, gdzie wielka woda bardzo dała się wówczas wszystkim we znaki. 

Jak ludzie – ludziom

Erazm Humienny i jego „drużyna” postarali się, żeby ich tymczasowy dom, kojarzący się niektórym – niestety – z Bóg wie jakim „siedliskiem patologii”, otworzyć na gości i przy okazji spełnić dobry, charytatywny uczynek. – Staramy się przełamywać stereotypy, że bezdomny to pijak, włóczęga, takie byle co… – dosadnie wyjaśnia Humienny.

Jeszcze na Reymonta przyjmowali niewidome i niedowidzące dzieci z ośrodka przy ul. Kasztanowej, żeby razem z nimi świętować Dzień Dziecka. Przygotowali poczęstunek, upominki, a także gry i zabawy. Każde dziecko dostało swojego przewodnika po domu i opiekuna na czas zabawy, który np. pomagał przejść kartonowy tor przeszkód, zmontowany przez mieszkańców schroniska.

Bezdomni mężczyźni odnaleźli swoje schody do nieba?, źródło: ludzieludziom.pl

Niespodzianki na Dzień Dziecka od bezdomnych trafiły też na Obornicką 99 do Ośrodka Adaptacji dla Kobiet i Matek z Dziećmi. Tam czerwcowe święto jest poprzedzone zakrojoną na szeroką skalę logistyczną akcją uruchamiania sponsorów i darczyńców. Bezdomni wędrują do firm z setkami pisemnych próśb o wsparcie i organizują w ten sposób prezenty dla najmłodszych – ubrania, zabawki, słodycze, sprzęt sportowy. Na jaki odzew mogą liczyć? Średnio na ponad 250 pism pozytywnych odpowiedzi jest 30. Do ośrodka przy Obornickiej udało się też ściągnąć akordeonistów, którzy dali koncert, oraz straż miejską, przybyłą na koniach.

– Wielu mieszkańców naszego Domu nie miało prawdziwego dzieciństwa, dlatego tak chętnie dają radość tym dzieciom. I przy okazji również sami świetnie się bawią – mówią Ewa i Erazm Humienni.

Cieszą się, kiedy ludzie zaczynają mówić im „dzień dobry”

Mieszkańcy Domu przejęli się również losem innych dzieci – mieszkających na Litwie – w Rudomini i Rakańcu, uczniom tamtejszych bardzo biednych polskich szkół. Razem z Lekarzami Nadziei i Wrocławskim Towarzystwem Opieki nad Więźniami kilkakrotnie włączyli się do akcji pomocowej. Pukali do hurtowni, pisali listy, gromadzili to, co udało się wychodzić, a darczyńcy byli hojni – podarowali i materiały budowlane, i odzież, i komputery, i wiele innych, wszystko nowe. Uzbierali też ponad 20 tys. złotych od wrocławskich przedsiębiorstw.

Biuro Domu Socjalnego dla Mężczyzn, źródło: ludzieludziom.pl

– Trzeba próbować pomagać innym. Ludzie, którzy to robią, mogą być szczęśliwi, bo komuś pomogli – mówił wtedy mieszkaniec schroniska Szymon Woźniak.

W sierpniu 2002 r. ukazujący się wówczas „Wieczór Wrocławia” opisał historię blisko stuletniej pani Marii, która na Praczach Odrzańskich mieszkała w wymagającym remontu lokalu. Pomogli jej sąsiedzi i bezdomni z Domu Socjalnego, którzy załatwili u sponsorów farby, gładzie i narzędzia. – Oni się cieszą, kiedy ludzie zaczynają mówić im „dzień dobry” – opowiadał w reportażu o swoich podopiecznych Erazm Humienny. – Czują wtedy, że przestają być wyrzutkami i wracają do społeczeństwa. To taka nasza terapia, bez gadania o teoriach.

Jak ich widzą, tak ich piszą i nagradzają

Działalność Humiennego i aktywność pensjonariuszy schroniska jest w mediach przywoływana dość często. Obserwują ją również i doceniają różne gremia. W 2001 r. i Stowarzyszenie Pomocy „Ludzie Ludziom” i jego szef otrzymali wyróżnienie w konkursie o nagrodę im. Stefana Batorego i Deutsche Bank Polski SA – dla polskich organizacji pozarządowych „Porządnie poza rządem” – jako jedyna dolnośląska organizacja: „za efektywne zarządzanie oraz za olbrzymie zaangażowanie mieszkańców Domu w pomoc dzieciom i osobom niepełnosprawnym.

Dwa lata później w plebiscycie czytelników „Super Expresu” mieszkańcy Domu zostali uhonorowani za swoją pracę statuetką „Skrzydeł”. Jeden z bezdomnych, Andrzej Wybiorczy, powiedział wtedy gazecie: – Nagroda ma szczególne znaczenie, bo chcemy, by ludzie nie kojarzyli bezdomnych tylko z dworcem i pijaństwem. Chcemy, żeby dostrzegli, że jesteśmy jak inni. Czasami się gubimy, ale chcemy wrócić na właściwą drogę.

Czytaj: „Ludzie Ludziom”pomagają potrzebującym

W listopadzie 2000 r. Erazm Humienny otrzymał tytuł „Społecznika Roku” od Fundacji SOS, w 2010 wyróżniono go Srebrnym Krzyżem Zasługi, a rok później został odznaczony przez prezydenta Bronisława Komorowskiego Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Najnowsze doniesienia są zaś takie, że przeważającą liczbą głosów czytelników „Gazety Wrocławskiej” (2968) w plebiscycie na Osobowość Roku 2017 Dolnego Śląska – Erazm Humienny został laureatem kategorii „Działalność społeczna i charytatywna”, za pomaganie w trwałym wydostawaniu się z bezdomności.

 Powrót do normalności

– Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłem nad morzem, dlatego tym bardziej się cieszę, że wreszcie zanurzę się w słonej wodzie – mówił w sierpniu 2000 r. Czesław Nowakowski, inwalida, który w 13-osobowej grupie bezdomnych z wrocławskiego Domu Socjalnego pojechał na 11-dniowe wakacje do Gdańska. Stamtąd przyjechali natomiast do Wrocławia podopieczni Pomorskiego Centrum Pomocy Bliźniemu.

– Takie podróże mają rozbudzić w bezdomnych zainteresowania i marzenia. Udowodnić, że ludzie ci wcale nie są obywatelami drugiej kategorii – mówił wówczas Erazm Humienny. – Bezdomność trzeba traktować jak nabytą chorobę, którą trzeba leczyć.

Do Gdańska pojechały wyłącznie te osoby, które sobie na to zasłużyły. Tam m.in. zwiedzili miasto, pojechali na molo w Sopocie i do Gdyni, zwiedzili skansen Słowińców i poligon w Rąbce. Wyjazd był opłacony przez sponsorów i oba ośrodki, w których tymczasowo przebywali bezdomni.

Na korytarzu Domu powstała galeria, gdzie zawisły zdjęcia z nadmorskich wakacji, źródło: ludzieludziom.pl

– „Wakacje za jeden uśmiech” mają być taką niekonwencjonalną terapią, która, mam nadzieję, zaowocuje stopniowym usamodzielnieniem się bezdomnych. Robimy to dlatego, żeby człowiek, którego domem jest noclegownia i którego społeczeństwo traktuje niemalże jak trędowatego, miał szansę poczuć się jak normalny człowiek.

Normalnie mieszkańcy Domu dla Mężczyzn czuli się również, stawając do rywalizacji w pierwszych chyba na świecie Mistrzostwach w Rzucie Reklamówką na Odległość, których kilka edycji zorganizowali podopieczni Stowarzyszenia „Ludzie Ludziom”, zapraszając do udziału także osoby korzystające z noclegowni przy Kościuszki, schroniska przy ul. Bogedaina i ośrodka dla kobiet z Obornickiej. Rekord, czyli 34,5 m dzierży pan Wiktor z domu socjalnego dla rodzin.

– Ten konkurs był po to – mówi Humienny, żeby ci ludzie odrzucili od siebie to „piętno”, jakie na sobie czują, i próbowali wracać do normalności. Naprawdę warto im to umożliwić – przekonuje prezes Stowarzyszenia Pomocy „Ludzie Ludziom”.

współpraca Jarek Ratajczak

W artykule zostały wykorzystane niektóre informacje z lokalnej i krajowej prasy, które ukazały się w ostatnich 20 latach 

Posłuchaj podcastu

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl