Najważniejsze informacje (kliknij, aby przejść)
Minęło półtora tygodnia od wyborów parlamentarnych, więc emocje nieco opadły. Jakie – już na chłodno - są najważniejsze wnioski ich wyników?
Prof. dr hab. Anna Pacześniak, politolog, Instytut Studiów Europejskich, Uniwersytet Wrocławski: – To były bardzo ciekawe wybory, które politolodzy będą analizować jeszcze przez wiele miesięcy. Oczywiście najważniejszy wniosek to rekordowa frekwencja, którą mało kto przewidział. Z jednej strony wiadomo, że jeśli politycy mocno polaryzują nastroje społeczne, grają na emocjach, z czym od dawna w Polsce mamy do czynienia, to mobilizują społeczeństwo do udziału w wyborach. Z drugiej jednak, kampania była bardzo długa i wyczerpująca – zwłaszcza po stronie opozycji, co wpłynęło na zmęczenie Polaków tymi wyborami i mogło obniżyć poziom frekwencji. Tak się jednak nie stało.
Aż tak wysoka frekwencja jest więc pewnego rodzaju zaskoczeniem, choć już po Marszu Miliona Serc 1 października w Warszawie było widać, że tym razem wyborcy opozycji nie zawiodą. Bo po drugiej stronie, po stronie zwolenników Zjednoczonej Prawicy, mobilizacja była zawsze. To m.in. ten warszawski marsz na samym finiszu kampanii utwierdził wyborców Koalicji Obywatelskiej i szeroko pojętej opozycji, że zwycięstwo jest możliwe i że warto pójść na wybory, by się do niego przyczynić.
Wysoka frekwencja w wyborach, bardzo niska w referendum
We Wrocławiu frekwencja była jeszcze wyższa niż ta ogólnopolska (74,38 proc.) – wyniosła aż 81,16 procent!
To pokazuje, jak duża była mobilizacja w dużych miastach, m.in. właśnie we Wrocławiu. A przecież w tych ośrodkach dominują wyborcy opozycji. Dodatkowo wrocławskie Jagodno stało się wręcz symbolem determinacji wyborców, którzy godzinami stali w nocy w kolejce do lokalu wyborczego, bo chcieli oddać swój głos. To są pewnego rodzaju wspólnoty, które się tworzą w takich sytuacjach. Frekwencją w zachodniej Polsce i w dużych miejskich ośrodkach siły opozycji przechyliły te wybory na swoją stronę.Anna Pacześniak, politolog
Drugi ciekawy wniosek to tak duża rozbieżność pomiędzy wynikami frekwencji w wyborach a udziałem w referendum (40,91 proc.) – różnica wyniosła ponad 30 punktów procentowych. A pamiętajmy, że dużo łatwiej wziąć udział w referendum, niż wykazać się kreatywnością, pamiętać o tym, żeby odmówić odebrania karty referendalnej. Rządzący liczyli, że te wartości będą bardzo zbliżone. I tutaj Prawo i Sprawiedliwość poniosło największą porażkę, bo referendum nie jest nawet wiążące.