Najważniejsze informacje (kliknij, aby przejść)
O komentarz na temat sytuacji w Ukrainie poprosiliśmy przebywającego w niej dziennikarza z Wrocławia, Piotra Kaszuwarę.
Trzy lata temu rzucił wszystko i pojechał pomagać. Zapytany dlaczego z dziennikarza zamienił się w wolontariusza jeżdżącego na front, odpowiedział krótko: „Ci ludzie potrzebowali pomocy bardziej, niż zdjęć". Był ranny w Donbasie. Prowadzi fundację charytatywną UA Future.
Oto jego relacja.
Ukraińcy w szoku. Wielu liczyło na Donalda Trumpa
Piotr Kaszuwara: Ukraina jest w stanie szoku. A nawet takiej lekkiej schizofrenii w związku z tym, co dzieje się w Stanach Zjednoczonych. Bo bardzo wiele osób ufało Donaldowi Trumpowi, bardzo wiele osób liczyło na Donalda Trumpa.
Oni rzeczywiście liczyli na to, że Donald Trump powie NIE panoszącej się w Ukrainie korupcji. Że przede wszystkim nie zatrzyma pomocy militarnej, tylko sprawi, że ona rzeczywiście będzie efektywna.
Więc myślę, że wiele osób jest w szoku, że on aż tak mocno wykorzystuje narracje, które do tej pory kojarzyliśmy raczej z narracjami moskiewskimi a nie zachodnimi. Wiele można złego powiedzieć oczywiście o tym, co dzieje się na froncie, o tym, co dzieje się w strukturach ukraińskiej władzy, ale myślę, że nazywanie Wołodymyra Zełeńskiego dyktatorem, a także zarzucanie Ukrainie, że to ona rozpoczęła konflikt, to już jest jednak za daleko. To jest absolutnie niezrozumiałe i jest to przede wszystkim nieprawda.
Donald Trump chce otrzymać 50 procent dochodów z ukraińskich kopalin. A te kopaliny, żeby była jasność, geologowie wyliczają, że mogłyby wystarczyć na funkcjonowanie i egzystencję Ukrainy przez kolejne 600 lat. Więc to jest absolutnie zadziwiające, że ktoś próbuje na kolejne powiedzmy kilkaset lat zagwarantować sobie dochód ze złóż naturalnych innego kraju. Uran, który jest wydobywany tutaj w Ukrainie i cała energetyka jądrowa, która się rozwijała w tym kraju, ona już niedługo byłaby w stanie zagwarantować Ukrainie całkowitą niezależność energetyczną od kogokolwiek.
Z takimi umowami nie dałoby się tego zrobić, więc absolutnie jest to zrozumiałe ze strony Ukrainy, że stara się negocjować. Ale trochę prawdy w tym jest, co mówi Donald Trump, że jeżeli Wołodymyr Zełeński nie zgodzi się na pewne ustępstwa, to niedługo może się okazać, że nie będzie kraju którym może rządzić. A przynajmniej ten kraj nie będzie w pełni suwerenny.
Wybory w trakcie wojny są niemożliwe
Więc na pewno w Ukrainie nie jest spokojnie, ani militarnie ani politycznie. Donald Trump zaczął znowu jednoczyć ukraińskie społeczeństwo. Wypowiadając takie słowa wobec prezydenta i zmuszając go de facto do przeprowadzenia wyborów w stanie wojny. Co jest absolutnie niezrozumiałe i sprzeczne z ukraińską konstytucją. I byłoby sprzeczne również z polską konstytucją.
Gdyby taka sytuacja wydarzyła się w Polsce, to też nie mielibyśmy wyborów. Bo stan wojenny to jest stan, w którym nie przeprowadza się wyborów. Mieliśmy takie wątpliwości w czasie covidu. Pamiętamy w Polsce, dlaczego nie było wprowadzonego stanu wyjątkowego. Właśnie dlatego, że nie można by było wtedy przeprowadzić wyborów. Więc dokładnie tak samo jest w Ukrainie.
W jaki sposób mieliby głosować jeńcy wojenni? Przecież oni też są obywatelami tego kraju i też powinni mieć możliwość wzięcia udziału w głosowaniu, jeżeli ma być powszechne i uczciwe. Jak mieliby głosować ludzie, którzy żyją teraz w piwnicach jak w Pokrowsku? Jak mieliby głosować ludzie, którzy żyją na terenach okupowanych w Rubiżnę, w Lisyczańsku w Bachmucie, w Awdijiwce, w Kurachowem?
Jak głosować w Kupiańsku, kiedy w każdej chwili może przylecieć tam rakieta. Jak będą pracowali na przykład obserwatorzy zagraniczni? Czy w kamizelkach kuloodpornych będą ryzykowali, że przyleci dron Szached i zniszczy punkt głosowania? Trudno sobie to wszystko wyobrazić…
Sytuacja na froncie. Rosjanie posuwają się do przodu w Donbasie
Rosjanie od dłuższego już czasu atakują bardzo punktowo. Widać, że to nie jest takie chaotyczne działanie, tylko rzeczywiście oni obrali kilka kierunków, na których mocniej dociskają Ukrainę.
O dziwo, takim kierunkiem wcale nie jest obwód kurski. Widać, że ten plan Ukrainy, jeżeli on taki był, że Putin przerzuci swoje wojska z Donbasu po to, żeby bronić terytorium Rosji, ten plan zawiódł.
Rosjanom w ostatnich tygodniach udało się zająć kilka strategicznych punktów i przesunąć w pobliżu Pokrowska. Nieustannie przesuwają się w przód w okolicach Torecka, dotarli już do głównej drogi wiodącej z Pokrowska w stronę Konstantyniwki i Kramatorska, przecięli tę drogę.
Kramatorsk, po tym jak Donieck sam został okupowany w 2014 roku, stał się stolicą obwodu donieckiego. Teraz jest to już miasto bardzo niebezpieczne. Rosjanie zbliżyli się na kilkanaście kilometrów do Kramatorska.
W Konstantyniwce jeszcze jakiś czas temu znajdowała się stacja benzynowa, na której wszyscy tankowali. Było na niej dobre paliwo i to było jedyne OKKO w okolicy (ukr. sieć stacji paliw – przyp. red.). Teraz jest już miastem frontowym.
Rosjanie znajdują się 4 km od granic z obwodem dniepropietrowskim i widać, że próbują odciąć te główne szlaki transportowe na Donbas. W ostatnim czasie może rzeczywiście nie widać takich wielkich zdobyczy. Ale zdecydowanie są to zdobycze strategiczne, mające na celu wyprowadzenie wojsk rosyjskich na lepsze pozycje.
Dzieje się to, jak wspomniałem, w okolicy Pokrowska. Ale drugi taki kierunek natarcia, który ewidentnie Rosjanie szykują na najbliższy czas, to jest Lymań, to jest Izium, to jest Kupiańsk. Czyli druga trasa dojazdowa do Donbasu, prowadząca z Charkowa.
Jeżeli te dwie drogi zostałyby odcięte, to praktycznie cały region jest odcięty.
Maszyna propagandowa Kremla ustawiona na 24 lutego
Teraz media informują o nowych dekretach Władimira Putina na 24 lutego tego roku, że maszyna propagandowa ma jakby sączyć do opinii publicznej wiadomości o tym, że wojna jest już wygrana. Że Rosja zwyciężyła, że jest w ofensywie nie tylko militarnej, ale także politycznej.
Więc oczekujemy takiej wzmożonej aktywności ze strony rosyjskiej propagandy właśnie 24 lutego.
No a to, co dzieje się na Zachodzie, ten brak konsolidacji, po trzech latach wojny w Ukrainie jest dosyć z jednej strony szokujący, a z drugiej strony pokazujący, jak wielką siłę ma ta rosyjska dezinformacja, propaganda. Jak daleko sięgają macki Kremla. Że są w stanie zmieniać zdanie opinii publicznej nie tylko w swoim kraju, ale również i w krajach demokratycznych, w krajach Unii Europejskiej czy w Stanach Zjednoczonych.
Załamanie frontu w Donbasie może oznaczać pół miliona uchodźców
Emigracja ze wschodu Ukrainy na zachód kraju cały czas trwa.
Bo Izjum na przykład to jest miasto, w którym jest bardzo depresyjnie, tam w ogóle się nie da mieszkać. Tam żaden budynek nie został odnowiony, żaden budynek nie został wyremontowany, wielu ludzi straciło swoje domy. Lymań, cała ta okolica to jest kilkadziesiąt tysięcy ludzi, którzy żyją pod nieustannym ostrzałem rakietowym. Mimo, że jak włączymy sobie mapki wojny w Ukrainie, to Lymań świeci się na zielono, no ale niestety te mapki nie pokazują z jaką intensywnością to miasto jest ostrzeliwane.
Sumy to też jest wciąż bardzo nieprzyjemne miasto, żeby mieszkać, bo codziennie spadają tam rakiety. Cały czas są alarmy przeciwlotnicze. I to nie są takie alarmy, jak we Lwowie czy w Winnicy, że sklepy są otwarte i można sobie wszystko zrobić, bo już nikt się nie przejmuje tymi alarmami za bardzo. W Sumach nie da się pójść na pocztę, nie da się pójść do sklepu, nie da się nic załatwić, a te alarmy wyłączają się np. na 10 minut i po 10 minutach znowu jest kolejny atak.
To jest łącznie kilkaset tysięcy ludzi, którzy nie mogą po prostu normalnie egzystować w swoich domach i oni próbują wyjechać na zachód.
I jeżeli ta sytuacja będzie wyglądała tak, jak wygląda i Rosjanom uda się odciąć te drogi dojazdowe do Donbasu o których mówiłem, no to należy się spodziewać że około 400 tysięcy do pół miliona ludzi pewnie będzie znowu chciało opuścić swoje domy i uciec w bezpieczniejsze miejsca.
Czy wybiorą Polskę?
Ciężko powiedzieć, bo widzimy, że stosunki między naszymi społeczeństwami, na pewno nie są tak dobre, jak były na samym początku. I pewnie wielkiej przyjemności z pobytu w Polsce, też ludzie nie oczekują.
Jak to jest w rzeczywistości, to też inna kwestia. Bo jednak wielu Ukraińców, którzy mieszkają w Polsce, nie doświadcza tego całego hejtu, który widzimy tak mocno w internecie. Mówią, że im się w Polsce po prostu mieszka dobrze i z jakąś niechęcią raczej się nie spotykają.