Podczas świąt, my wrocławianie, w większości zasiadamy do zastawionych jedzeniem stołów, aby porozmawiać o codzienności - naszej pracy i życiu prywatnym. Podobnie niemal 80 lat temu zasiedli do pierwszych, polskich stołów wigilijnych we Wrocławiu nasi przodkowie. Ich dyskusje toczyły się jednak wokół zgoła innych tematów.
Dzieli nas zaledwie 80 lat, a mówimy o zupełnie innej, trudnej, surowej ale i na swój sposób pięknej rzeczywistości. To dzięki naszym przodkom, ukształtowała się wrocławska tożsamość, bo to oni stworzyli niezwykłą mieszankę kultur, która dziś stanowi odrębny, jakże specyficzny klimat naszego miasta.
Wystarczy sięgnąć po "Pioniera" - dziennik, który w powojennej Polsce był bliskim wrocławianom źródłem informacji, aby zrozumieć, że mamy do czynienia z kompletnie innym... wymiarem! Oto co trapiło naszych przodków przed pierwszymi świętami w powojennym Wrocławiu.
"Studzienki uszczelniać słomą"
Po wojnie, nowi wrocławianie zamieszkiwali stare, często uszkodzone budynki. Nic więc dziwnego, że wiele z ich problemów dotyczyło właśnie kwestii mieszkaniowych.
Jeszcze w listopadzie gazeta informowała, że w związku z nadchodzącą zimą należy zachować wszelkie środki ostrożności i nie pić wody z kranu. Wynikało to ze stanu jej czystości, co jak wiemy jest już kompletną przeszłością.
Ale było coś jeszcze. Stare rury lubiły pękać. Zarząd Wodociągów uczulał więc mieszkańców, by zakręcali wodę w rurach jeśli temperatury staną się bardzo niskie. Pęknięcie przewodu wodociągu w kamienicy oznaczało odcięcie od wody na dłuższy czas. Zarząd radził też, by studzienki dodatkowo izolować... słomą.
Bywało więc, że ludzie zakręcali wodę w rurach i nie korzystali z niej zbyt często podczas, jak wiemy, o wiele sroższych niż te dzisiejsze, zim. Dodajmy jeszcze, że Pionier podał zsumowaną długość sieci wodociągowej we Wrocławiu, która wynosiła w 1945 roku 640 kilometrów. Dla porównania, obecnie MPWiK zarządza siecią o długości 2000 km.
Wrocław "ciągnie" prąd... z Wałbrzycha
I to nie żart. Pionier poinformował, że Wrocław zmaga się ze zbyt małą ilością prądu. Taki niedobór rzutował na oświetlenie ulic, czy przerwy w dostawach prądu, a co za tym szło, niósł konieczność spędzania wieczorów przy świecach. Starsi wrocławianie z pewnością pamiętają dyżurne świece, które były w każdym domu, na wszelki wypadek.
Jednym z zakładów najbardziej "prądożernych", był wrocławski PaFaWag. Aby w pełni uruchomić potencjał Państwowej Fabryki Wagonów, Zarząd Miejski zawarł umowę z Dolnośląskim Zjednoczeniem Energetycznym. W ramach umowy miała zostać wybudowana sieć o długości ok. 90 km, która do zakładu dociągnęłaby prąd aż z Wałbrzycha. Tak się zresztą stało i to w dość krótkim czasie.
Gdzie wyprać firany, gdzie kupić słodycze?
Choć przedświąteczna krzątanina naszych babć i dziadków wydawała się znacznie spokojniejsza, niż ta współczesna, w powojennym Wrocławiu dopiero organizowało się życie miejskie. Dlatego gazety na bieżąco informowały gdzie w sklepach jest sól, gdzie dostaniemy ryby czy cukierki.
Z czasem kilkukrotnie wprowadzano kartki oraz przydział terytorialny na produkty dla klientów. Oznaczało to, że mogliśmy kupić tylko określoną ilość jedzenia i to we wskazanym sklepie.
"Pionier" zaś informował, że "Farbiarnia Irys przy Schwenckfeld (koło placu Grunwaldzkiego), wszystko dla wszystkich farbuje, czyści, pierze". Dodajmy, że chodziło o ulicę Benedyktyńską.
Z gazety mogliśmy się też dowiedzieć, że "w miesiącu gwiazdkowym, Wytwórnia Cukrów >>Słodycz<<, poleca cukierki, czekolady, pierniki".
Gazeta informowała również o korkach. Ale takich, które można było kupić w Karkowskiej Fabryce Korków, jak sama nazwa wskazywała, w Krakowie. We Wrocławiu wówczas podobnego zakładu nie było.
"Na święta chleb, mięso i ryby"
Pod koniec 1945 roku, we wrocławskich sklepach zabrakło chleba! W sklepach przydziałowych wydawano wówczas pieczywo wyłącznie ludności polskiej. Wciąż jeszcze obecna we Wrocławiu ludność niemiecka na chleb w sklepie liczyć nie mogła.
Sytuacja zmieniła się w momencie, gdy miejski urząd aprowizacyjny zwiózł do Wrocławia 200 ton zboża. Na czas zwózki, zarekwirowano wrocławianom należące nich samochody, bo nie było czym przetransportować ziaren do młyna Rosenthal (młyn Różanka).
W tym samym czasie, władze miasta "pracowały" nad przydziałem ryb i mięsa na święta, choć nikt nie miał pewności, że pojawią się one w sklepach.
Nowości, nowości
Wrocław dorobił się tuż przed świętami linii tramwajowej nr 3. Tramwaje kursowały co 10 minut z Rynku - pamiętajmy, że wówczas wagony sunęły po rynku, tuż obok ratusza - przez Mikołaja, do ul. Legnickiej (wówczas Lignickiej). Ostatni odjeżdżał o godzinie 20:50.
Gazeta apelowała także w imieniu wrocławian, by w końcu władze wydały spis ulic miasta w języku polskim. Przez dłuższy czas bowiem, funkcjonowały nazwy niemieckie, pół na pół z polskimi.
W miejscu uszkodzonego podczas wojny teatru Capitol, który swoją pierwotną nazwę odzyskał dopiero w XXI wieku, stanęło kino Śląsk. Otworzyło się ono 31 grudnia 1945, stając się jednocześnie największym teatrem kinowym w Polsce.
O dziwo na inaugurację, w wyemitowano film produkcji... angielskiej, choć w kinach grano głównie filmy radzieckie. Teatr otworzył seans z obrazem "Srebrna Flota".