W Polsce wtorek („diabelski”, „kusy”) przed Popielcem – to po prostu śledzik (a „podkoziołek” w Wielkopolsce i na Kujawach), dziś już nie hucznie, a symbolicznie traktowany (jutro w pracy przecież stawić się także trzeba!). Francuzi obchodzą go na tłusto jako Mardi Gras, a Amerykanie i Kanadyjczycy zajadają się naleśnikami (Pancake Tuesday).
Wyśledzić tradycję
Wedle staropolskiego obyczaju, karnawałową rozpustę kulinarną należało zakończyć punktualnie o północy z wtorku na środę. Ostatnim zaś jej posiłkiem – jednocześnie postnym „preludium” – winien być podkurek (tzn. podany przed pianiem koguta), złożony z jajek, mleka i śledzi (swoją drogą, dość „wybuchowa” to mieszanka…). Następne dni Wielkiego Postu również w takich cienkich kulinarnie klimatach przebiegały: rachityczny żur, mączne jadło i śledzie, śledzie…
„Śledzik” – jako określenie ostatniego dnia karnawału – ma jeszcze i takie „pochodzenie”: dawniej wierzono, że jeśli po północy ktoś nie zaprzestanie zabawy, obżarstwa i picia alkoholu, pojawi się tajemnicza postać odziana w łachmany, z rybim szkieletem w ręce albo papierowym śledziem uwiązanym na tyczce. Misja tajemniczego przybysza była taka, by przegnać niesubordynowanych biesiadników. Ci zaś, którzy nie myśleli zakończyć karnawałowego szaleństwa, musieli za karę zjeść bardzo słonego śledzia. Bez popijania!
Nasz ulubiony smaczny…
Śledź towarzyszy nam od wieków. Choć dzisiaj coraz mniej jako „kryzysowe” jadło. Ceny tanich onegdaj śledzi dzisiaj już nie są takie bagatelne – zwłaszcza gdy rybka owa jest już oprawiona i „zaprawiona” rozmaitymi dodatkami. Najlepiej jednak mu w towarzystwie oleju lub śmietany, cebuli i angielskiego ziela, z którymi „kruszeje” w domowej lodówce.
Bardzo efektownie prezentuje się również owinięty płatem wokół jaja na twardo, z groszkiem i cebulką, nosząc egzotyczną nazwę śledzia po japońsku. Skąd takie miano – najstarsi Japończycy też nie pamiętają, ale nie tacy znowu starzy wrocławianie na przykład wspominają, że zakąskę taką, wielce wyśmienitą, serwowano jakieś 30 lat temu w kultowych „Związeczkach”, czyli Klubie Związków Twórczych przy OKiS-ie w Rynku. Podawana do zmrożonego płynnego żyta była kulinarnym hitem tamtego miejsca.
Zrób sobie „japończyka” na przykład takim sposobem:
…i zdrowy jak ryba
Śledziowa wielkopostna „dieta” co prawda „grozi” nam dzisiaj tylko symbolicznie, ale przestrzegającym jej naszym przodkom mogła rzeczywiście wyjść tylko na zdrowie. Ryba ta, którą świetnie konserwuje sól, ma w sobie dużo pełnowartościowego białka i owych słynnych i cennych nienasyconych kwasów tłuszczowych. A one wiadomo – w obniżeniu poziomu tzw. złego cholesterolu mają duże zasługi, w rozszerzaniu naczyń krwionośnych, zapobieganiu miażdżycy i regulowaniu ciśnienia. Niby niepozorny śledzik, a witamin mu natura nie poskąpiła – A, D, E i z grupy B, oraz pierwiastków – żelaza, fosforu, cynku, potasu i jodu. Dobry jest więc na walkę ze sklerozą i brakiem koncentracji, a i nastrój pomaga poprawić, gdy człowieka dopadnie depresja.
Na dziś więc i na każdy inny dzień roku wypróbuj jeden z wielu przepisów na dobrego śledzika – z suszonymi śliwkami:
Solone filety śledziowe namocz, opłucz, odsącz. Pokrój na małe kawałki. 2-3 cebule białe i 1 czerwoną pokrój w piórka. Posiekaj świeży koperek. Wszystko połącz. Dodaj mieloną słodką paprykę, pieprz, 2 liście laurowe i 3-4 ziarna ziela angielskiego.
Zalej oliwą i wymieszaj. Śliwki przekrój – jeśli są duże to nawet na 3-4 części – i dodaj do śledzi. Ponownie wymieszaj, przełóż do słoika i wstaw do lodówki.
A potem się delektuj.
MaWi