Na całym świecie tradycje świąteczne są bardzo różnorodne. Podobnie jest w Polsce. Co region, to obyczaj. A Dolny Śląska to dopiero tygiel kultur. Po II wojnie światowej nastąpiła tu niemal 100-procentowa wymiana ludności, a wraz z nią zmiana okolicznościowych zasad.
Bóg się rodzi… od IV wieku
Najważniejsza jest już sama data. Święto Bożego Narodzenia jest świętem stałym, przypada zawsze 25 grudnia. Nie wszyscy jednak wiedzą, że apostołowie nie podali, kiedy urodził się Jezus Chrystus, nie znamy ani miesiąca, ani dnia. Dlatego Kościół wprowadził do liturgii to święto w IV w. na soborze nicejskim (325 r.), ustalając, jego obchody na 25 grudnia. Skąd wzięła się ta data?
Persowie mieli boga Słońca Mitrę, który przyszedł na świat w ubogiej grocie. Dzień jego narodzin obchodzony był właśnie 25 grudnia. Z kolei starożytni Rzymianie w tym samym czasie czcili boga Saturna, wierząc w jego wpływ na plony. Gdy chrześcijaństwo stało się religią państwową, aby osłabić kulty pogańskie, Kościół przyjął, że 25 grudnia od tej pory będzie dniem narodzin Jezusa.
Wigilia, czyli dzień przed
W naszej kulturze jednak szczególnie ważna jest wigilia Bożego Narodzenia przypadająca na 24 grudnia. Kiedyś spędzanie tego dnia było obwarowane wieloma przesądami. Nie można było gotować, sprzątać, wylewać brudnej wody i pomyj. Dlaczego? Żeby nie przegonić dusz zmarłych przodków… Wszystko tego dnia było bowiem podporządkowane ich spokojowi. Miały przychodzić do domów – zostawiano im otwarte okna i drzwi. Dla nich właśnie było przygotowane wolne nakrycie, o którym dziś mówimy, że jest dla wędrowca.
Wierzono, że dusze mogą przemawiać także przez zwierzęta. Stąd wziął się przesąd o ich ludzkiej mowie o północy tego dnia. Zwierzęta były ważne w dawnej kulturze – wierzono, że mogą przepowiedzieć przyszłość, bano się ich, aby je ugościć, nawoływano, by przyszły na wigilię.
Co na stole, a co nad nim
Na stołach w wiejskich chatach stawiano to, co zebrano w polu, w wodzie i na polanie. Wigilia była zawsze postna i na pewno nie było na niej 12 potraw, a maksymalnie cztery czy pięć. Liczba potraw nawiązuje oczywiście do liczby apostołów i jest tradycją kościelną. Ale takie zbytki tylko u bogaczy!
Nad stołem w polskiej chacie wisiała podłaźniczka, podłazek, jutka, judytka, sad. Nazwy różne, ale ozdoba ta sama. To ścięta góra sosny lub jodły wieszany czubem w dół. Zdobiły ją suszone owoce, orzechy, papierowe zabawki. Ona też miała swoje znaczenie – jak była długo żywa, rok miał być dobry, jak szybko uschła, a ozdoby pospadały – mogło stać się coś złego. Choinka w obecnej postaci pojawiła się na przełomie XVIII/XIX w. u mieszczan. Zwyczaj przynieśli niemieccy protestanci.
A prezenty?
Prezenty na polskiej wsi pojawiły się bardzo późno. To też była raczej domena mieszczaństwa. Jeśli już się obdarowywano, to suszonymi owocami, bakaliami, orzechami albo piernikami. Choć tych do początku XIX w. pospólstwo nie mogło kupować. Nie dość, że były drogie, to jeszcze sprzedawano je w aptekach, bo… były magiczne. Aby spotkać dusze zmarłych, spożywano też takie magiczne substancje, jak alkohol, grzyby czy mak.
Świąteczne tradycje, fot. Freepik.com
Podarki przynosili: na Dolnym Śląsku – gwiazdka, na Pomorzu – gwiazdor, w Polsce centralnej – mikołaj, na wschodzie – dziadek Mróz, w Wielkopolsce – Józef lub aniołek.
Do dziś praktykujemy różne zwyczaje, nie mając pojęcia, skąd się wzięły. Agnieszka Szepetiuk-Barańska z Muzeum Etnograficznego zachęca, by czytać Biblię, bo tam wiele tych tajemnic jest wyjaśnionych. Czegokolwiek byśmy się jednak nie dowiedzieli, to święta są przede wszystkim spotkaniem rodzinnym. Szczególnie ważnym teraz, w pandemii. Ta otoczka, jak zastawiony stół, choinka czy prezenty, dodaje im uroku, ale to tylko dodatki do chwil w najbliższym rodzinnym gronie.