Najważniejsze informacje (kliknij, aby przejść)
Przedstawiciele klubu Akademia przy ul. Grunwaldzkiej 67, ważnego miejsca na koncertowej mapie Wrocławia, nie dogadali się z właścicielem budynku w sprawach finansowych. Dziś na zamkniętych na głucho drzwiach wejściowych tej popularnej miejscówki znajdziemy jedynie pozostałości po czasach pandemii – hasła „Pamiętaj o dezynfekcji dłoni”. Na piętrze budynku, nad marketem Carrefour Express, wciąż wisi szyld „Akademicka Strefa Kultury”.
Przedstawiciele klubu napisali w listopadzie na swoim Facebooku: „Klub Akademia zostaje zamknięty. Po długich miesiącach batalii z właścicielem budynku zostaliśmy zmuszeni go opuścić". I dodali: „W ciągu 5 lat działalności gościliśmy setki artystów z całego świata, zarówno początkujące, jak i dobrze znane publiczności zespoły. Chcieliśmy kontynuować działalność, w najbliższym czasie mieliśmy zaplanowane bardzo dobrze sprzedające się koncerty, jednak nie znaleźliśmy drogi porozumienia i z dnia na dzień kazano nam się wynieść”.
Przedstawicielka klubu w rozmowie z nami powiedziała, że nie chce już komentować tej sprawy. - Akademia została zamknięta, być może otworzy się kiedyś w jakiejś innej lokalizacji, ale to raczej odległa przyszłość i nic pewnego – dodała.
Zaplanowane w Akademii koncerty zostały przeniesione
Zaplanowane w klubie przy Grunwaldzkiej koncerty zostały przeniesione do innych miejsc (m.in. do Starego Klasztoru czy Zaklętych Rewirów) i na inne terminy. Informacje znajdziecie na Facebooku w poniższym poście.
Najpierw było Alibi, potem Akademia
Bywalcy tego miejsca (wcześniej mieścił się tu słynny klub Alibi) nie kryją na Facebooku żalu. „Zdecydowanie TOP 1 we Wrocławiu. Jeszcze za czasów Alibi. Na zawsze w serduszku” – napisał jeden z internautów pod postem o zamknięciu Akademii.
Ktoś inny dodał: „Mega szkoda! Ta miejscówka (nieważne, pod jakim szyldem funkcjonowała) to dla mnie kawał historii i dobrych przeżyć, atmosfera w środku miała w sobie to coś i jest mi autentycznie smutno”.
- To było świetne, koncertowe miejsce, jeszcze w czasach Alibi, ale również później, w Akademii. Masa niesamowitych, muzycznych wspomnień. New Model Army, The Subways, Sick of It All, Dubioza Kolektiv, Dub Inc i wiele innych. Takich miejscówek - może poza Starym Klasztorem - już właściwie we Wrocławiu nie ma. Wielka szkoda.Rafał, bywalec klubu przy Grunwaldzkiej 67
Pub Rejs i piwo za dwóję w indeksie
Nie ma też już Pubu Rejs, który mieścił się u zbiegu ulic Kotlarskiej i Więziennej, niedaleko Rynku. Na przełomie sierpnia i września lokal zapraszał jeszcze na swoje ostatnie urodziny - 23. Ten niewielki lokal przez lata był lubianą miejscówką studentów. Obowiązywał tu nawet kiedyś zwyczaj, że ci, którzy pokazali barmanowi dwóję w indeksie, dostawali piwo. Klientów witała przed wejściem Audrey Hepburn z papierosem w lufce, Janosik oraz Kwinto z „VaBanku” Juliusza Machulskiego. No i oczywiście McMurphy z „Lotu nad kukułczym gniazdem” Formana.
Ostatni właściciel pubu pisał przed zamknięciem na Facebooku, że jeśli nie pracuje się jednocześnie jako barman, to na takim biznesie raczej się nie dorobisz. W innym przypadku to raczej hobby.
Dziś pub jest zamknięty na cztery spusty, a na drzwiach wisi kartka „Do wynajęcia”. – Mamy wiele różnych propozycji, na razie za wcześnie, by mówić, co tu powstanie – powiedział nam przedstawiciel biura nieruchomości, które zajmuje się wynajmem lokalu.
Wrocławskie puby i kluby, których już nie ma
„Ale tak serio, to serce mi pęka. Dzięki Jurii. Dzięki za mnóstwo świetnych, odjechanych imprez, za atmosferę. Rejs to było dla mnie od zawsze wyjątkowe miejsce” – napisał na Facebooku pubu jeden z internautów.
Joanna z Wrocławia z dużym sentymentem wspomina Rejs. Szczególnie z lat dwutysięcznych XX wieku, kiedy studiowała, ale również później.
- Za moich studenckich czasów Rejs prowadził Igor, świetny facet. Przekrój wiekowy klientów w pubie był bardzo duży, chociaż przeważali studenci. Nieważne, czy wpadało się tutaj rano, przed zajęciami, czy po zajęciach - zawsze można było spotkać kogoś znajomego. To była wartość dodana tego miejsca. W środku było zazwyczaj tyle dymu, że można było siekierę powiesić, bo w tamtych czasach jeszcze paliło się w lokalach. Graliśmy w Rejsie w brydża, gadaliśmy godzinami, a raz w roku odbywały się urodziny pubu - impreza zamknięta. Piękne wspomnienia.Joanna z Wrocławia
Joanna dobrze wspomina też klub Alibi przy Grunwaldzkiej, czyli późniejszą Akademię, bo bywała tam na koncertach. – W tamtych czasach była też jeszcze Gumowa Róża prowadzona przez Martynę Jakubowicz przy ul. Wita Stwosza, Kolor na Nowym Targu, Kazamaty na Wzgórzu Partyzantów, gdzie byłam na koncercie Kasi Kowalskiej, promującym jej pierwszą płytę... I świetna knajpa Szalony Koń w Rynku, a wcześniej jeszcze Rekwizyty koło Teatru Współczesnego, jazzowy klub Rura przy Łaziennej i Samo Życie w Pałacyku – wspomina. – Dziś już miejscówek z takim klimatem właściwie nie ma.
Rafał dodałby jeszcze do tego zestawu dawne WZ przy pl. Wolności i później Eter przy Kazimierza Wielkiego. A Wy jak wspominacie te miejsca? Macie jakieś swoje ulubione, wrocławskie puby i kluby?