wroclaw.pl strona główna Najświeższe wiadomości dla mieszkańców Wrocławia Dla mieszkańca - strona główna

Infolinia 71 777 7777

12°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 09:05

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Dla mieszkańca
  3. Aktualności
  4. Prof. Dariusz Patrzałek: Dawców narządów brakuje

Mówi, że jest cholerykiem, nie ma zdolności dyplomatycznych i nie umie ukrywać emocji. Niczego w życiu nie żałuje. Uważa, że  pracować trzeba  porządnie i z sensem. Z prof. dr. hab. med. Dariuszem Patrzałkiem, wrocławskim chirurgiem i transplantologiem, o problemach związanych z przeszczepami narządów, rozmawia Magdalena Orlicz-Benedycka.

Reklama

W Polsce przeszczepia się trzykrotnie za mało narządów w stosunku do zapotrzebowania. Co pięć dni umiera oczekujący. Jak wygląda rejestr biorców i informacja o narządach do pobrania?

Prof. Dariusz Patrzałek: – W takim kraju, jak Polska, nie mamy żadnej informacji o tych pacjentach, którzy merytorycznie powinni być zakwalifikowani, a nie są, ponieważ nie ma lekarzy, którzy byliby w stanie skierować pacjenta do najbliższej placówki, która się tym zajmuje. Zapotrzebowanie na wątroby i inne narządy nie jest oszacowane, nie ma prac na ten temat. Powinniśmy robić ok. 700 przeszczepów rocznie, a mamy ok. 200. Zbieramy „owoce” epidemii zapaleń wirusowych wątroby B i C. To wynik złej higieny, ale i tego, że przez długi czas nie uświadamialiśmy sobie, że istnieje coś takiego, jak zapalenie wątroby typu C. Wielu pacjentów nie zdawało sobie sprawy, że otrzymało zakażone preparaty krwi. Choroba może się ujawnić nawet po kilkunastu latach.

Przeszczepy rodzinne w Skandynawii stanowią 40% ogółu transplantacji, a w Polsce jest to 3%. Tam księża namawiają z ambony ludzi do tego, by zostali dawcami narządów. Jesteśmy przecież katolikami, może nasi księża zrobiliby to samo?

– To bardzo dobry pomysł. Pomimo akcji, jakie robiliśmy, nie udaje nam się tego zmienić. Problem w tym, jakie stanowisko zajmie Kościół. W Leśnej koło Żywca jest ksiądz, który prowadzi właśnie taką „propagandę”. Młody, rzutki człowiek, nie chodzi w sutannie, tylko w koloratce. Wszyscy jego dorośli parafianie, którzy są zdrowi, mają kartę dawcy narządów. Wszyscy zdolni do tego są zapisani jako dawcy szpiku. Wprawdzie w ostatnich latach sytuacja w przeszczepach szpiku bardzo się poprawiła, jednak w banku potencjalnych dawców wciąż jest za mało.

 

fot. 4wsk.pl

Najważniejsza jest akceptacja społeczna, zrozumienie problemu, a my wciąż myślimy stereotypami.

– Świadomość jest różna, edukować trzeba wszystkich. Niestety borykamy się od lat z problemem podważenia autorytetu lekarza. Założenie, że lekarz może działać źle, wbrew prawu, jest dość powszechne. Tymczasem, przykładowo, standardy diagnostyki śmierci mózgu są u nas bardzo wysokie. Trudność wykonania tej procedury jest tak duża, że w wielu miejscach w Polsce wcale się do niej nie podchodzi. I tu tracimy masę dawców narządów. To wymaga pracy dużego zespołu ludzi. Nie zawsze lekarze w małym szpitalu są dostępni całą dobę. Są też ograniczenia finansowe, nie można zrobić badań. W tym czasie osoba zmarła w sensie hemodynamicznym się załamuje i kończy się możliwość pobrania. Na pewno trzeba uczyć młodzież, ale najpierw wyszkolić nauczycieli, aby na zajęciach biologii I lub II klasy liceum rozmawiali o tym z uczniami. Zanim młody człowiek dostanie dowód osobisty do ręki, powinien wiedzieć, co to jest transplantacja, jaka to metoda leczenia. Karta dawcy, czyli oświadczenie woli, to rzecz informacyjna. Rodzina zmarłego może wszystko zanegować. To jest rzecz, której musimy trzymać się w sensie prawnym. Wartość karty istnieje o tyle, o ile to zostanie przedyskutowane z członkami rodziny. Wtedy sytuacja jest bardziej klarowna. Trzeba wyraźnie powiedzieć bliskim, że mamy życzenie być dawcami lub że nie godzimy się na pobranie narządów. Zastanówmy się wtedy, dlaczego tak chcemy zrobić.

Często bywa, że ktoś w rodzinie ma niewydolność nerek, a ze strony rodziny nie ma woli pomocy. Jeśli są przeciwwskazania, to oczywiste, ale gdy wszystko jest w porządku, nie wygląda to za dobrze… Jeśli chodzi o dawstwo od rodziców dla dzieci – nie ma problemu. Na tle Europy wypadamy bardzo dobrze. Natomiast w relacji dorosły – dorosły wygląda to fatalnie. Jeden przeszczep rocznie od żywego dawcy, to jest nic, jak na taką populację. Zabiegi przeszczepu nerek kończą się pomyślnie, pobrania są robione laparoskopowo, czyli mniej inwazyjnie dla dawcy. W regionie ok. 200 osób czeka na nerkę, 30-40 – na serce czy na wątrobę. Czekający na nerkę mają zabezpieczenie w postaci dializ. Niestety ci, którzy czekają na inne narządy, bez przeszczepu właściwie nie mają szans na przeżycie.

 

fot. 4wsk.pl

Jak odreagowuje Pan stres?

Słucham muzyki klasycznej lub folk, lubię obejrzeć horror, każdego rana chodzę na basen z synem, który trenuje pływanie. Ogromnie motywuje mnie widok na nowo funkcjonującego narządu z pobrania. Cenne i niezwykle przyjemne było to, co dane mi było przeżyć w latach 1996-2005, gdy stworzyliśmy znakomite grono koordynatorów transplantacji na Dolny Śląsk i Opolszczyznę. Byliśmy przyjaciółmi, a wyniki tej pracy były znakomite. Niestety, część osób wyjechała ze względów ekonomicznych do innych krajów. Tych najbardziej rzutkich straciliśmy bezpowrotnie i co gorsze – nikt ich nie zatrzymywał. Bolałem nad tym bardzo.

W sferze prywatnej frajdą są moi dwaj synowie – jeden dorosły pracuje, drugi się uczy. Obaj podzielają moją pasję żeglarską. W młodości cieszył mnie sport, w szkole podstawowej (byliśmy trzecią drużyną w Polsce), w liceum i  na studiach grałem w koszykówkę, w reprezentacji swojej uczelni).  Teraz odpoczywam też w domku w Sulistrowicach, który przekazał mi ojciec. Bywamy tam często, jeździmy na rowerach. Poza tym pływamy na żaglach i wspólnie jeździmy na nartach.

fot. 4wsk.pl

Kto był Pana mistrzem i jak pracuje Pan z młodymi lekarzami?

– Lubię obserwować, jak młodzi lekarze dojrzewają chirurgicznie, to pewna forma nieśmiertelności, móc przekazać swoje nauki, swoją praktykę i wskazówki. Pamiętam swojego mistrza, prof. Skórę, który cały czas w pewien cząstkowy sposób żyje we mnie i w innych jego uczniach. To, co potrafię, staram się przekazać młodszym. To frajda widzieć, jak oni się uczą i przejmują pewne modele zachowań, pożądane z mojego punktu widzenia, podzielają moje zasady, a wszystko to służy finalnie pacjentom. Mimo że  to ciężki zawód i trudna specjalizacja – jest to wyzwanie. Nie wszyscy mają do tego predyspozycje. Nauka chirurgii musi trochę trwać i nie ma co tego przyspieszać.

Niedawno mój przyjaciel z Szanghaju, który jest tam kierownikiem kliniki, pokazał mi zupełnie inny świat relacji pacjent – lekarz. Tam przy każdym oddziale wiszą sztandary metr na metr, z napisami, podziękowaniami dla lekarzy. Wyleczony pacjent, wychodząc ze szpitala, daje lekarzowi taki sztandar.

Rozmawiała Magdalena Orlicz-Benedycka

Posłuchaj podcastu

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl