Ta anegdotka jest dobrze znana rodzinie i przyjaciołom pana Franciszka. Humor mu zawsze dopisywał.
Tata jest wdzięcznym słuchaczem, ma życzliwe usposobienie, a dzięki temu dużo przyjaciół. Zawsze widzi szklankę do połowy pełną. Ten sposób myślenia rekomenduję, myślę, że to może być przepis na długie życie w zdrowiumówi syn pana Franciszka Dariusz Stapiński
Choć niejedno nasz stulatek widział i przeżył...
Spod Lwowa do Wrocławia
Franciszek Stapiński urodził się we wsi Bałuczyn, obecnie województwo lwowskie 16 lutego 1924 roku. Podczas II wojny światowej został wywieziony na roboty do Niemiec, gdzie żył do 1947 r. Opieką otoczyła go tam niemiecka rodzina, z którą do dziś utrzymuje kontakty i miło wspomina.
Jego bliscy ze Lwowa wyjechali na zachód, ale nie wiedział dokładnie, gdzie mieszkają. Szczęśliwie odnaleźli go dzięki Polskiemu Czerwonemu Krzyżowi i wrócił do Polski. Zamieszkał we wsi Grabin koło Niemodlina (województwo opolskie). Po ukończeniu średniej szkoły handlowej wyjechał na studia do Wrocławia, gdzie mieszka już ponad 70 lat.
Z wykształcenia jest prawnikiem, ale z zawodu nauczycielem. Ukończył Instytut Pedagogiki Specjalnej w Warszawie. Pracował w Technikum Żeglugi Śródlądowej i do dziś ma swoich wiernych wychowanków. Utrzymują kontakt, a nawet zawitali do niego na imprezę urodzinową. Ba, w końcu skończył 100 lat!
Uczył wychowania fizycznego w szkole specjalnej przy ul. Świętego Mikołaja (już nieistniejąca). Pracował również w specjalnym ośrodku dla dzieci upośledzonych w stopniu lekkim, który mieścił się przy ul. Parkowej (wówczas ul. Rosenbergów). A najdłużej był nauczycielem w szkole specjalnej przy ul. Kamiennej. Prowadził zajęcia plastyczno-techniczne, uczył też historii.
Pan Franciszek zawsze był aktywny. Po pracy, w wolnym czasie grał na harmonijce ustnej, pływał, a nawet.. stawał na rękach. – Tata zawsze był sprawny fizycznie – potwierdza pan Dariusz.
Po wojnie prowadził także kursy dla analfabetów, a z uczniami z Technikum Żeglugi Śródlądowej wypływał w rejsy szkoleniowe.
Poznali się na przysiędze
Swoją żonę, która również pochodzi z Kresów, poznał w Technikum Żeglugi Środlądowej. – Z mamą, siostrą i bratem uciekaliśmy od wojny w 1945 roku w ogromnych towarowych wagonach, jak w filmie „Sami swoi”. Miałam wtedy 5 lat – opowiada pani Danuta.
We Wrocławiu mieszka od 1957 roku. Była nauczycielką języka polskiego. Jej brat dostał się do Technikum Żeglugi Śródlądowej, gdzie jego wychowawcą w internacie był pan Franciszek. Wraz z mamą przyjechały do szkoły na przysięgę brata.