Bohaterowie muralu
Jednymi z bohaterów muralu są Violetta Ogrodowicz i Stanisław Mikołajczyk. Pani Violetta pracuje w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej i na co dzień wspiera mieszkańców brochowskiego budynku socjalnego, zwanego potocznie hotelem. Pan Stanisław jest w obiekcie “złotą rączką”. Pracuje tu z ramienia Wrocławskiej Spółdzielni Socjalnej. - Sam wymieniłem tu ze trzydzieści par drzwi - wspomina. - Tu jest mnóstwo pracy. Trzeba pamiętać, że to był kiedyś hotel PKP. Jest tu sto piętnaście mieszkań - mówi.
Jako pracownik socjalny na Brochowie pani Violetta pracuje od dziesięciu, a z mieszkańcami budynku około sześciu lat. Pomaga mieszkańcom – zajmuje się ich zdrowiem, zabezpieczeniem finansowym, zapleczem prawnym. Przeprowadza wywiady, kompletuje dokumenty, ale najczęściej po prostu wspiera lokatorów, by zapewnić im warunki do życia na co dzień. - Staram się angażować mieszkańców i sąsiadów w tę pomoc. I czasami rzeczywiście, oni nie odmawiają, pomagają. Więc mogę na nich liczyć. Zdarza mi się też, że przychodzę do pracy na Koreańskiej “w dwóch sprawach”, które zmieniają się w szereg obowiązków.
Zarówno pani Violetta jak i pan Stanisław wydają się bardzo lubiani przez lokatorów. Naturalną więc koleją rzeczy wydawało się sportretowanie tych dwojga wśród mieszkańców budynku. Jak bohaterowie portretów czują się z tym, że zostali uwiecznieni na ścianach?
- Jest to miłe - ocenia pani Violetta. - Koleżanki z pracy widziały ten mural i miło się o tym pomyśle wypowiedziały. Ale to sam pomysł muralu uważam za bardzo dobry. Pomijam, już że po jego powstaniu ściany będą czyste i schludne, co ładnie skomponuje się ze zrobionymi przez nas niedawno nasadzeniami. Ale najważniejsze jest to, żeby pokazać osoby, które tu mieszkają. Tak aby malowidło stało się przyczynkiem do - chociaż w części - zmiany myślenia o naszym obiekcie, a przede wszystkim o jego mieszkańcach.
- To są ludzie, którzy mają różne historie i jeśli mam okazję z nimi dłużej porozmawiać, to przekonuję się, że stoją za nimi różne życiorysy. Często ludzie ci robili w życiu wiele dobrego, ale dla odmiany ich los potoczył się źle. Powinniśmy darzyć ich szacunkiem, jak każdego innego sąsiada.
Violetta Ogrodowicz - domem socjalnym z ramienia MOPS
Zapytany o to, jak się sobie podoba na muralu, pan Stanisław odpowiada krótko. - Przystojny jestem! - Śmieje się i dodaje. - Takich budynków we Wrocławiu jest trochę więcej. Każdy nich mógłby też być tak ozdobiony.
O muralu udało się nam porozmawiać także z paniami, które bohaterkami nie są. Lecz podobnie jak oni mieszkają w hotelu. - Latem pięknie kwitną kwiatki, a teraz jeszcze mamy ładny widok na obrazki. Coraz lepiej wygląda - ocenia Mariola Dąbrowska.
Alicja Gugała mieszka na Koreańskiej od ponad 15 lat. - Tak się złożyło - opisuje krótko. - Od kiedy jest z nami pani Wiola dużo się zmieniło. To i ludzie zaczęli myśleć w innych kategoriach - twierdzi.
- Z ludźmi z Brochowa się znam - mówi pani Mariola. - Wyjdę do sklepu, czy pieskiem do parku, kogoś spotkam, ktoś się przywita… Ja tu mogę do końca życia siedzieć. A człowiek zawsze ma wybór. Może pójść na ulicę, albo pod namiot.
Violetta Ogrodowicz również podkreśla, że integracja z sąsiadami idzie w dobrą stronę. - Podopieczni hotelu próbują - ocenia. - Dobrym przykładem na te próby jest Centrum Aktywności Lokalnej. Zachęcam ich do wspólnego z sąsiadami udziału w różnych projektach. Dwa lata temu, była tutaj Wigilia, dzieci zrobiły pierniki, nasi podopieczni je przyozdabiali. To nie było łatwe, bo przez wiele lat ludzie ci czuli się wyobcowani. Oczywiście, że ich postępowanie zmierza czasem w nie tę stronę, co powinno. Ale się starają. Małymi krokami, wciąż idą do przodu.
Skont malował po nocach i w zimnie. Jest zadowolony
Ludzie z portretów Filipa "Skonta" Niziołka, laureata tytułu 30 Kreatywnych Wrocławia są częścią społeczeństwa i osiedla, na którym mieszkają. Jak ocenia komisarka Małgorzata Tutko, artysta nie boi się wchodzić tam, gdzie nikt nie chce wchodzić. Nawiązuje kontakt z ludźmi. Co sam twórca mówi o swoim dziele? - Jestem ciekaw ludzi, portretuję ich. Kiedyś malowałem znane osoby bo wydawało mi się, że skoro inni je portretują to tak jest fajnie. Ale z czasem przeszedłem tę “drugą stronę” - interesują mnie po prostu zwykli ludzie.
Dziewiętnaście twarzy plus pies łącznie, na dwóch portretach. Artysta z każdą z tych osób rozmawiał. Clou przedsięwzięcia było poznanie bohaterów malowideł i nawiązanie z nimi relacji. Mural jest obrazem mieszkańców bloku, który od dawna budził zainteresowanie Skonta, oferując sporą przestrzeń do tworzenia.
Filip Nizołek, do pracy przystąpił 18 listopada. - Pomagał mi przy tym mój przyjaciel i zarazem współpracownik, Tymoteusz Trzybulski - wspomina. - Każda pomalowana przez mnie ściana ma 225 metrów kwadratowych. Trzeba je było zagruntować, zamalować podkładem i nałożyć warstwę malarską. W okresie jesienno-zimowym, kiedy dzień jest krótki, czasem pada lub jest bardzo zimno, malowanie przez trzy tygodnie na wysięgniku wydaje mi się dobrym dokonaniem artystycznym.
- Portretowałem już wiele osób, na przykład moich przyjaciół na Zakrzowie. To od nich zaczęła się moja przygoda z malowaniem. Na Kleczkowie również namalowałem kilka portretów. Stworzyłem także portrety Romów na Sołtysowicach. Ten temat regularnie przewija przez moje prace. Ale wiadomo - każda praca jest wyjątkowa. Rozmiar, miejsce, osoby, kolory, wszystko ma znaczenie.
Filip