Wały na Wrocławskim Węźle Wodnym odwiedzane są przez mieszkańców regularnie. Do tej pory rekreacyjnie, lecz od kilku dni chodzą tam z obawy przed powodzią. Robią zdjęcia, dzwonią do rodzin i relacjonują. Widzieli obrazy z zalanego Kłodzka. Wrażenie zrobiło na nich nagranie kilkupiętrowego budynku w Stroniu Śląskim, zburzonego nurtem rwącej wody.
Wrocławianie mają też swoje wspomnienia. Pamiętają z 1997 roku, co może zrobić wielka woda. Niektórzy zostali wtedy w swoich domach na Przedmieściu Oławskim czy Kozanowie. Musieli sobie radzić bez prądu, wody w kranach, z dostawą prowiantu podawaną z łodzi przez okno. Dziś ponownie spoglądają na coraz wyżej płynące rzeki. Czekają. Ci bardziej zdenerwowani, pojechali po worki z piaskiem i realizują się w działaniu, zabezpieczając domu czy okolicę. Najbardziej niespokojni są mieszkańcy z domów w pobliżu dopływów Odry - Bystrzycy, Ślęzy, Widawy. W kolejce po odbiór worków z piaskiem ustawiali się od rana w poniedziałek.
Bystrzyca przybrała najszybciej i po pierwszych komunikatach ludzie zebrali się tam na wałach. Kilkaset osób pracowało noc i dzień. Młodzi, starsi, nie tylko mieszkający po sąsiedzku z rzeką, ale i nieco dalej, przyjechali kopać łopatą. Nosili worki, podając je sobie z rąk do rąk. Ktoś inny dostarczał kanapki, pizze, zupę w kotłach.
Gmina Wrocław od razu zadysponowała odpowiednie środki: piasek, worki, izolację do wyłożenia pod warstwę umocnień. Na miejscu pojawiło się około 700 strażaków i wojsko. Całonocna praca widoczna była następnego dnia. Przed nadejściem fali kulminacyjnej, wały w newralgicznych miejscach były ułożone, a na nich - śpiący ze zmęczenia strażacy.
Nad brzegami rzek gromadzą się ludzie. Kogo bym nie pytała, każdy przypomina sobie, jak wyglądała powódź tysiąclecia, ale też tych kilka mniejszych wezbrań wody, które kończyły się niejednokrotnie podtopieniami i było wtedy sporo strachu o dobytek. Mimo to wrocławianie ufają, i są pewni, że przez te lata sporo zostało zrobione, że powódź na taką skalę już Wrocławiowi nie grozi. Po pustych półkach sklepowych widać jednak, że wolą dmuchać na zimne i robią zapasy, na wszelki wypadek.
– Patrzę na wodę od kilku dni i nie widać, żeby jej w Odrze przybywało w znacznym tempie – mówił w poniedziałek 16 września Władysław. Od 60 lat mieszka we Wrocławiu i przeżył powódź w 1997.
O niczym innym się teraz nie mówi. Urząd Miejski Wrocławia odwołał wszystkie swoje imprezy, które były zaplanowane na weekendy 15-16 września i 20-22 września. Zniknęły beach bary, a piasek na nich rozsypany trafił do worków i na umocnienie wałów.
W centrum miasta też worki z piaskiem. Takie zabezpieczenia wykorzystywane są na większości osiedli położonych w pobliżu rzek. Widać je na Ostrowie Tumskim, pod urzędem wojewódzkim, pod sklepami i restauracjami. Mieszkańcy Kępy Mieszczańskie, aby wyjść z klatki schodowej muszą to robić okrakiem przez worki ustawione na metr wysokości.
Życie na ulicach toczy się w miarę spokojnie. Ludzie spacerują, jeżdżą komunikacją, pracują, ale słuchają komunikatów i sprawdzają aktualne prognozy, bo wolą wiedzieć, kiedy sytuacja będzie poważna. Jak kiedyś.
– Byłam w ciąży w 97 roku. Zdecydowaliśmy się wtedy zostać w mieszkaniu na Traugutta i wspólnie z sąsiadami jakoś sobie radziliśmy, mając wodę do pierwszego piętra. Wspieraliśmy się i dziś też będziemy. Woda wtedy opadła po kilku dniach i zostało bagno – mówi spotkana przy Oławce kobieta, która codziennie przychodzi z psem sprawdzać, czy woda się podnosi.
Do naszej rozmowy włącza się mężczyzna mieszkający obecnie na placu Grunwaldzkim. – Ale jak po dachach się wtedy biegało! Albo gotowało z sąsiadami. Byliśmy trochę jak rodzina – wspomina. Też wtedy mieszkał na Traugutta.
A jak jest teraz? – Będziemy uciekać, jeśli będzie wiadomo, że idzie większa woda. Na razie jednak prognozy dla Wrocławia nie są najgorsze. Sprawdzamy komunikaty. Wiem, że sytuacja się zmienia z godziny na godzinę, ale to przecież żywioł – mówi mieszkanka Przedmieścia Oławskiego.
Nad Oławą spotykam jeszcze spacerującego z kawą w ręku pana Marka, rzeźbiarza. Na Przedmieściu Oławskim ma pracownię. Zaczął już działać. – Mam pracownię na parterze, sprzedaję rzeźby, szkoda żeby się zniszczyły. Przewożę je w bezpieczne miejsce – mówi.
Razem z kolegą uważają, że Wrocław jest bezpieczny i powtórki z 97 nie będzie. – Wały mogą pewnie przemakać, ale wytrzymają – dodają.
Co do wytrzymałości wałów, podobne zdanie ma pan Rafał, trener koszykarskich młodzików dziewcząt, spotkany już na Kozanowie, gdzie mieszka od lat. Przeżył dwie powodzie (z 1997 r. i 2010 r.). Widział ostatnie nagrania z Kłodzka i specjalnie samochodem przyjechał w poniedziałek nad Odrę. Przyznaje, że sytuacja w górach trochę go zaniepokoiła.
Zastanawiamy się chwilę nad różnicami terenu górskiego i miejskiego, nad tym, jak woda zachowuje się na stromych zboczach, kiedy nawalne deszcze skumulują ją w korytach wąskich rzek i strumieni, to taka rozpędzona z gór może wyrządzić sporo strat. We Wrocławiu na szczęście jest płasko, a koryto Odry w centrum miasta - wzmocnione. – Zbudowali przecież zbiornik w Raciborzu, żeby przyjmował część wody. Umacniali wały. Ciągną się nad Odrą przez cały Kozanów – mówi pan Rafał pokazując na szerokie rozlewisko przed nami.
Zwłaszcza na Kozanowie woda zanim dotrze do wałów przeciwpowodziowych ma sporo miejsca. Pomiędzy korytem Odry a wałami jest duża odległość. W niektórych miejscach znajdują się ogródki działkowe. Tam trwa obecnie ewakuacja plonów i sprzętów działkowych.
– Nie wiem tylko, co zrobić z tymi dzikimi kotami, które dokarmiamy. Mam nadzieję, że one sobie jakoś stąd same pouciekają – mówi 74-letnia Elżbieta. Ogródek na Kozanowie ma od 7 lat, uprawia go sama, bo mąż nie ma na to już siły.
Pokazuje wypielęgnowane grządki i altankę, nowy płot. – Szkoda trochę pieniędzy, które w to włożyliśmy. Jeśli przyjdzie duża woda i będzie stała, to trzeba będzie pewnie odczekać z 2-3 lata zanim znowu coś stąd zjemy – mówi kobieta. Ma nadzieję, że woda nie wyleje. Wciąż się uśmiecha i cieszy, że plony tego lata były bardzo urodzajne, aż nie nadążyła przerabiać przetworów do słoików na zimę, więc część plonów została na ogródku...