wroclaw.pl strona główna Najświeższe wiadomości dla mieszkańców Wrocławia Dla mieszkańca - strona główna

Infolinia 71 777 7777

12°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 04:50

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Dla mieszkańca
  3. Aktualności
  4. Macondo, w tej wrocławskiej kawiarni pije się Osiecką, Marqueza i pisze wiersze na szybie
Kliknij, aby powiększyć
Julia Wernio, właścicielka Macondo Oleksandr Poliakovsky
Julia Wernio, właścicielka Macondo

Macondo to artystyczna wysepka na mapie Nadodrza. Wcześniej był tu monopolowy, teraz nad kameralną kawiarnio-księgarnią przy ul. Pomorskiej 19 unosi się duch „Stu lat samotności” Marqueza. Można tu pisać na ścianie, posłuchać wierszy, koncertów i napić się Osieckiej z lawendą. W listopadzie w Macondo będzie rządził Marek Hłasko.

Reklama

„Ja tu wrócę po śmierci.

Będę wiatrem, co lata po strychach.

Będę cieniem drzew w słoneczne popołudnia”

– ten cytat Tadeusza Konwickiego wita nas w witrynie przy wejściu do Macondo, kameralnej księgarnio-kawiarni przy ul. Pomorskiej 19. To klimatyczne miejsce, w pobliżu skrzyżowania z ul. Duboisa, jest jak romantyczna wysepka w pełnym gwaru i pośpiechu mieście.

Za oknem na ulicy wielki remont, szum przejeżdżających aut, a w środku ludzie przy stolikach piją kawę o nazwie Osiecka z lawendą albo Marqueza z czekoladą i czytają wiersze. Jest też Schulz z cynamonem, Dostojewski z imbirem i herbaty - Poświatowska, Dylan, Tołstoj… Tu czas płynie inaczej.

W październiku macondowicze na głos czytali wywiad z Tadeuszem Konwickim z książki „Bez pośpiechu”, tak bardzo pasującej do tego miejsca. To właśnie ten autor był bohaterem miesiąca w Macondo i Festiwalu Uliczna Literatura. W listopadzie z impetem wejdzie Hłasko.

Zobacz galerię zdjęć z Macondo. Kliknij w przycisk:

Stolik zarezerwowany dla Konwickiego

Po kawiarni oprowadza nas Julia Wernio, „serce i temperament Macondo”, która wspólnie z córką Leną Czerniawską prowadzi to miejsce. Najpierw jest sklepik, pełen książek, obrazów, artystycznej biżuterii i figurek. Feeria barw i kształtów. W głębi Cafe Macondo. Ręcznie malowany bar. Na froncie ktoś zanotował: „Żadna decyzja nie jest rozwiązaniem ostatecznym”. Obok pełen kwiatów Ogród Społeczny i stolik z karteczką „Zarezerwowane dla Tadeusza Konwickiego”. Pod oknem kanapa, na oknie flaming, na ścianach półki z książkami i kolorowe obrazy. W toalecie egzotyczna tapeta. - To rajskie ptaki. Jestem zdania, że toalety nie można traktować poważnie – śmieje się Julia Wernio, właścicielka lokalu.

Z zawodu jest reżyserką teatralną, po studiach polonistycznych we Wrocławiu wyjechała do Krakowa, a później tworzyła teatr im. Witkacego w Zakopanem. Była też m.in. dyrektorką w teatrze Współczesnym we Wrocławiu i w Teatrze Miejskim w Gdyni. Z kolei jej córka, Lena Czerniawska, jest rysowniczką i graficzką, „turbiną w machinie codzienności małego, macondowego wszechświata”, jak czytamy na stronie kawiarni.

Kliknij, aby powiększyć
Powiększ obraz: Księgarnio-kawiarnia Macondo na Nadodrzu we Wrocławiu. Lena Czerniawska, właścicielka Oleg Poliakovsky
Księgarnio-kawiarnia Macondo na Nadodrzu we Wrocławiu. Lena Czerniawska, właścicielka

Artystyczna kawiarnia i księgarnia na Nadodrzu

Zanim przy Pomorskiej pojawiło się Macondo, był tu sklep monopolowy, pierogarnia, sklep elektryczny i zakład szklarski – mówią okoliczni mieszkańcy.

Jak powstało Macondo? – To było 9 lat temu. U źródeł jest moja siostra Ela, która prowadziła galerię Manufaktura przy ul. św. Marcina na Ostrowie Tumskim i chciała ją zamknąć  – opowiada Julia Wernio. Ona wróciła akurat wtedy do Wrocławia z Gdyni. Pomyślała, że mogłaby zająć się galerią siostry. – I wtedy zaczęłyśmy myśleć z Leną również o naszym wspólnym miejscu. Nie tylko galerii z ładnymi rzeczami, ale też o miejscu, w którym będzie kawiarnia, książki, spotkania z pisarzami – dodaje.

Nie bez znaczenia była też informacja, że miasto udostępnia na Nadodrzu lokale na działalność artystyczną po preferencyjnych cenach. Powstawała ciekawa dzielnica. Julia i Lena postanowiły to sprawdzić.

Lena: - Dopiero co obroniłam dyplom. Powiedziałam do swojej przyjaciółki, że fajnie byłoby prowadzić takie miejsce, żeby ludzie do nas przychodzili, posiedzieć, pogadać z nami i robić coś fajnego, artystycznego. Pamiętam, że ona zaczęła się ze mnie strasznie śmiać: „No co ty?! Co to za pomysł na biznes?” - skwitowała.

Kliknij, aby powiększyć
Powiększ obraz: Księgarnio-kawiarnia Macondo na Nadodrzu we Wrocławiu. Lena Czerniawska i Julia Wernio Oleg Poliakovsky
Księgarnio-kawiarnia Macondo na Nadodrzu we Wrocławiu. Lena Czerniawska i Julia Wernio

- To nie jest na pewno pomysł na biznes. Wychodzimy na zero, jakoś to spinamy, ale biznesu się na tym nie zrobi. Dla mnie to była ucieczka w niezależność, bo teatr to instytucja, a tu jest wolność, robimy, co chcemy.
Julia Wernio, właścicielka Macondo

W duchu Marqueza

Zastanawiały się, jak nazwać to miejsce. Przyjaciel Leny powiedział od razu: „Jak to jak? Macondo!” - To był strzał w dziesiątkę, bo moją ukochaną powieścią jest „Sto lat samotności” Marqueza, której akcja rozgrywa się w fikcyjnej wiosce Macondo. Nawet spektakl z tego zrobiłam w Zakopanem – opowiada pani Julia.

Dlaczego zaczęły działać razem? – To nie było ukartowane – odpowiadają zgodnie mama i córka. Lena była akurat w Tanzanii, kiedy zadzwoniła do niej mama na Skype. - Powiedziała: „Słuchaj, będziemy prowadziły razem takie miejsce we Wrocławiu, w którym będą odbywać się spotkania. To cześć!” I się rozłączyła. A ja: „Ale czekaj! Hallo!” – wspomina ze śmiechem Lena.

Później siedziały z mamą w domu i wymyślały, co by można było zrobić w tym miejscu. Ostatnio znalazły nawet w domu listę marzeń z tamtego okresu i okazało się, że większość punktów udało im się spełnić. - Wyszło na to, że jesteśmy konsekwentne – śmieje się pani Julia. I dodaje: - Tu nie działa cenzura. Mamy koncerty, wystawy, spektakle, spotkania z pisarzami… Nawet wykłady z astronomii i biologii.

- To taki plac zabaw, na którym można wszystkiego spróbować, zatrzymać się na chwilę. To miejsce skupia wspaniałych ludzi, których nazywamy macondowiczami. Teraz to Kolektyw Macondo.
Lena Czerniawska, właścicielka Macondo

Sto stron samotności w Macondo i pandemia

– Jeśli chodzi o zdobywanie środków, to jesteśmy beznadziejne – przyznaje Julia Wernio. - Poza tym, jeżeli się człowiek nie mobilizuje, to nie ma tu nic. My jesteśmy otwarci siedem dni w tygodniu i prawie codziennie coś się u nas dzieje. Najpiękniejsze jest to, że przychodzi do nas dziewczyna na zajęcia z przędzenia wełny na kołowrotku, mówi mimochodem, że jest astronomką i później sama opowiada macondowiczom o astronomii na wykładzie. Tak to się kręci.

Czy można powiedzieć, że Macondo to siła kobiet – matki i córki? - Tu bardziej chodzi o taką samą wrażliwość – intelektualną i estetyczną, nie o płeć – podkreśla Julia Wernio. Obie z Leną lubią literaturę i sztukę, obie mają w sobie ciekawość innych ludzi. – Chociaż więź, jaka nas łączy, też jest na pewno naszą siłą. Lena wymyśla różne projekty, ja je realizuję, a czasem odwrotnie – dodaje.

Julia Wernio przyznaje, że gorsze chwile też się zdarzają, jak to w życiu, ale poważnych kryzysów w Macondo nie było. Niełatwym momentem okazała się pandemia. Lena była wtedy w Meksyku i nie mogła od razu wrócić do domu. Podczas lockdownu trzeba było z kolei zamknąć lokal. – Szybko przeniosłyśmy działalność do sieci, wydawałyśmy gazetę „Sto stron samotności” – opowiada Lena. – Jak nie mogła działać kawiarnia, to mógł działać sklep. Radziłyśmy sobie.

Macondo udało się przetrwać w pandemii, ale galerię Manufaktura przy ul. św. Marcina, którą przez kilka lat również prowadziła pani Julia, trzeba było zamknąć.

To w czasie pandemii powstał także Festiwal Uliczna Literatura. - Macondo było zamknięte. Pojawiła się pustka, a my chciałyśmy się jakoś komunikować z tymi ludźmi, którzy do nas przychodzili. Stwierdziłyśmy, że w takim razie będziemy pisać coś na szybie. To były cytaty z różnych książek. I tak to trwa do dzisiaj – opowiada Lena.

Różewicz i Wojaczek w tramwaju linii „0”

Teraz dany pisarz jest patronem całego miesiąca. Cytaty z jego książek pojawiają się w oknie Macondo i innych zaprzyjaźnionych miejsc.

- Czytaliśmy też wiersze Wojaczka w tramwaju „0”. Robiliśmy kółko w maseczkach i czytaliśmy w czasie jazdy. Nikt nie zwracał na nas uwagi, nawet motorniczy. Po Wojaczku był czytany Różewicz.
Julia Wernio, właścicielka Macondo

Z utworami Różewicza zorganizowały ciekawą imprezę. Okazało się, że pisarz miał urodziny w tym samym dniu co babcia Leny. - Zrobiliśmy wieczór wspominkowy o Różewiczu i mojej babci. Każdy się zwierzał, gdzie spotkał poetę, ja opowiadałam o babci. A na koniec poszliśmy zrzucić z mostu do rzeki białe róże – opowiada Lena.

Jak Macondo odnalazło się na Nadodrzu?

Ewa Wernio przyznaje, że wcześniej właściwie nie znała Nadodrza. Urodziła się w Gdańsku, ale po roku rodzice przeprowadzili się do Wrocławia. Najdłużej mieszkała przy Grabiszyńskiej, ale Nadodrze to była dla niej czarna plama na mapie.

Na początku działalności Macondo przy Pomorskiej wcale nie było różowo. Starzy mieszkańcy patrzyli na macondowiczów nieufnie. Do kawiarni wpadał regularnie pewien osiłek i krzyczał, że Macondo zabiera mu chleb. Jak właścicielki zorganizowały koncert muzyki klasycznej w ogródku na podwórku, to część sąsiadów biła brawo na balkonach, a inni wzywali policję.

- Była niedziela, godz. 16. Przyjechał policjant i stwierdził: „No tak, grają Bacha”. Musiało minąć cztery czy pięć lat, żeby mieszkańcy Nadodrza trochę się otworzyli. Romska rodzina z sąsiedztwa przyszła do nas i zamówiła lemoniadę. To było takie badanie się.
Julia Wernio, właścicielka Macondo

- Ale ja też trochę współczuję tym stałym mieszkańcom. Bo czy ta rewitalizacja Nadodrza uwzględnia ich prawdziwe potrzeby? Może oni potrzebują disco polo na podwórkach? Może nikt ich nigdy nie zapytał, czego oni by chcieli? – dodaje Lena. – Nie da się też ukryć, że z artystycznego Nadodrza zrobiło się mocno gastronomiczne Nadodrze.

Właścicielki Macondo przyznają, że udało się już nieco zintegrować z lokalsami. Od strony podwórka nic im w lokalu nie ginie. Od strony ulicy znika wszystko - doniczki, nawet ostatnio stara popielniczka.

- Któregoś razu sąsiadka opowiadała, że podczas jakiejś imprezy ktoś nam chciał wynieść krzesełka z letniego ogródka, ale mieszkańcy upilnowali. To jest taka niepisana życzliwość. Sąsiedzi zaczęli do nas przychodzić na wymianę ubrań, roślin, a dzieci na rysowanie kredą.
Julia Wernio, właścicielka Macondo

Pani Julia i Lena mówią, że dzisiaj czują się tutaj bezpiecznie. - Wciąż jesteśmy pewnie dla tych naszych sąsiadów dziwadłami, ale akceptowanymi. Polubiła nas pani Dorota – fryzjerka, potem inni sąsiedzi zaczęli przychodzić.

Kliknij, aby powiększyć
Powiększ obraz: Księgarnio-kawiarnia Macondo na Nadodrzu we Wrocławiu Oleg Poliakovsky
Księgarnio-kawiarnia Macondo na Nadodrzu we Wrocławiu

Hyde Park, czyli kocham Cię, piękna istoto

Na piętro kawiarni prowadzą schody w kolorze indygo. – Zawsze chciałam mieć schody jak na Santorini, gdzie nigdy nie dopłynęłam – śmieje się pani Julia. Na antresoli każdy gość Macondo może napisać coś na ścianie. Inwencja twórcza nie zna granic. „Matura nie zając, nie ucieknie”, „A planety szaleją, szaleją” albo „Kocham Cię piękna istoto” – to tylko kilka przykładów. Nad Hyde Parkiem czuwa nieco nadgryziony zębem czasu sztuczny gronostaj właścicielki. A może kuna? – głowią się goście Macondo, którzy wpadają tu także na planszówki.

- Czasy nie są łatwe, ale nie mogę narzekać – mówi pani Julia. – Trwa festiwal, przychodzi do nas mnóstwo fantastycznych ludzi. Jest super i mam nadzieję, że to się nie zmieni.

Sprawdź program Macondo na listopad.

Posłuchaj podcastu

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl