Najważniejsze informacje (kliknij, aby przejść)
Jedwabne dywany z Turcji osiągają ceny wyższe (za metr kwadratowy) niż najdroższe mieszkania we Wrocławiu. Gdybyście mieli tak drogocenną rzecz w domu, a ona by się zniszczyła, pewnie przynieślibyście ją do naprawy, zamiast wyrzucać i kupować nową.
Gdzie jak nie w Persji
Szlachetne dywany mają podstawę z cienkiej przędzy i są tkane bardzo gęsto, metodą wiązania, nie przewlekania. Wspomniane tureckie są klasy najwyższej, lecz jeszcze lepsze są perskie. Persja to kraj, którego nazwa została zamieniona na Iran. W tym kraju wrocławianka Wiesława Świder, zajmująca się ręczną renowacją tkanin użytkowych i dekoracyjnych, spędziła w zeszłym roku miesiąc, każdego dnia pobierając nauki u mistrza Rezy Nikedela.
Zanim pojechała do pracowni mistrza, musiała zapracować na jego zaproszenie i uznanie. Przez trzy lata wykonywała na odległość zadania czeladnicze, które jej zadawał. Przysyłał kawałki dywanów, narzędzia, ona odsyłała. Zaspokoiła jego wymagania.
— Pamiętam, jak trzęsły mi się ręce, gdy inny mistrz, wtedy 69-letni, pozwolił mi porobić przy dywanie pięć na sześć metrów, który tkał na zamówienie do Australii. Z wełny z jedwabiem na jedwabiu – wspomina Wiesława.
Jej kurs w Iranie zakończył się egzaminem. Zdała go, co daje jej możliwość wyjechania na kolejny etap szkolenia. Wyruszy, gdy uspokoi się sytuacja na Bliskim Wschodzie.
Rośliny i pigmenty z Indii
Mistrza w Iranie znalazła przez osoby w Stanach Zjednoczonych, u których poznawała tajniki farbowania. Tkactwa natomiast, rzemiosła niezbędnego do naprawiania dywanów, uczyła się przed kilkoma laty w Polsce: w miasteczku galicyjskim ze skansenem pod jej rodzinnym Nowym Sączem, w Bielsku-Białej, Janowie Podlaskim, Woli Sękowej na Uniwersytecie Ludowym Rzemiosła Artystycznego i we Wrocławiu u profesor Ewy Poradowskiej-Werszler z Galerii Tkacka Na Jatkach.
Podstawy wyniosła z domu, w którym pełno było igieł i nici, ponieważ jej babcia szyła i cerowała. Oprócz tego zajmowała się ziołami. Rośliny w tkactwie wykorzystuje się do zabawiania przędzy. — Trzeba je właściwie przygotować i zaparzyć. Do wywaru w określonej temperaturze wkładamy wełnę, przedtem oczyszczoną, przygotowaną i uprzędzioną, i delikatnie podgrzewamy. Wiedząc, jaki kolor chcemy uzyskać, wyciągamy w odpowiednim momencie — tłumaczy Wiesława.
Metod farbowania jest więcej. Naturalne przebiegają z użyciem wyciągów z łupin cebuli, jak do jajek wielkanocnych, bzu, brzozy, piołunu, nawłoci, buraków… — Można barwić w zasadzie wszystkim, tylko kolor nie jest intensywny — opowiada rzemieślniczka.
Bardziej nasycone uzyskuje się rozpuszczając w wodzie pigmenty sztuczne. Wiesława sprowadza je najczęściej z Indii, ponieważ tam jest duży wybór i ceny są niskie. Z podstawowych – żółtego, czerwonego i niebieskiego – miesza kolory rozmaite.
Barwną przędzą wypełnia dziury lub inne zniszczenia. Czasami używa tylko cieczy i strzykawki albo spryskiwacza, by pozbyć się plamy, uzupełnić ubytek kolorystyczny. Część zbrudzeń usuwa środkami chemicznymi. — Mam ich cały arsenał. Studia na wydziale chemii teraz przydają się w mojej pracy – przyznaje. — Trudne plamy wywabiam także z wykładzin i tapicerek — dodaje.
Pamiątki rodzinne i z dalekich krajów
Tak jak Osioł w „Shreku” – który gada, lata, pełny serwis – tak Wiesława w Klinice Dywanów potrafi wiele: odwzorować wzór, dosztukować frędzle, przeszczepić kawałek z jednego dywanu do drugiego. Naprawia i odnawia także gobeliny (tkanina jednostronna, udekorowana najczęściej zaokrąglonymi deseniami) i kilimy (dwustronna tkanina artystyczna lub użytkowa, najczęściej we wzory kanciaste).
Zadowolenie właścicieli jest w pełni uzasadnione, ponieważ przynoszą albo przysyłają, z innych miast, a nawet krajów, pamiątki z dalekich podróży, krajoznawczych lub poślubnych, dywany przekazywane w rodzinie z pokolenia na pokolenie albo po prostu kupione w polskim sklepie, ale sprowadzone z zagranicy.
Z biegiem czasu degradują się wszystkie, zarówno leżące na podłodze, jak i wiszące na ścianie. Niezależnie czy perskie, tureckie, a tym bardziej marokańskie – o niskiej jakości wykonania i przędzy – jak również afgańskie czy pakistańskie.
Niszczeją od starości, od środków chemicznych do czyszczenia, od odkurzaczy (bezpieczniej trzepać i wietrzyć!), rozlanych płynów, zmian temperatury, wilgotności i zanieczyszczeń wpadających do pomieszczeń z podwórka. Szkodą im mole, jak również zwierzęta domowe — Kocham je, bo dają mi bardzo dużo pracy — stwierdza żartobliwie Wiesława.
Królewna Śnieżka i piękne rzemiosło
A propos zwierząt. Wysokiej jakości runo na przędzę mają kozy kaszmirskie, wywodzące się z Tybetu i hodowane w różnych krajach na Bliskim Wschodzie i innych w Azji. Innym wyróżniającym się przykładem są owce żyjące na północy Iranu.
A te z Podhala? — To zupełnie inna przędza ze względu na klimat i warunki, w jakich żyją owce w Polsce. Ich wełnista sierść jest bardziej szorstka, ale dobrze się farbuje — odpowiada rzemieślniczka. — Do starych dywanów sprowadzam przędzę z byłej Persji, a jeśli chodzi o naprawę czy tkanie w obecnych czasach, to najlepsza jest z Nowej Zelandii — stwierdza, i dodaje, że przędzę w gruncie rzeczy można zrobić z sierści pochodzącej od dowolnego zwierzęcia na przykład od konia, psa, królika czy wielbłąda.
Klinika Dywanów to wyjątkowe miejsce na mapie Wrocławia. Agnieszka Świder twierdzi, że nie ma drugiego takiego w mieście. — W Polsce podobne warsztaty znam tylko dwa – oznajmia. Dla niej przędzenie i tkanie to piękne rzemiosło, łączące ludzi na całym świecie.
Jak nie uwierzyć rzemieślniczce, która o swoim fachu wie niemal wszystko i opowiada o nim z pasją, w zakładzie trzyma kukłę-wiedźmę, a oprócz tego od czasu do czasu przebiera się za Królewnę Śnieżkę, by uczyć dzieci przędzenia i tkania.