NS: Czym są tak naprawdę grupy dyspozycyjne - najprościej ujmując?
JM: Członkami grup dyspozycyjnych takich jak wojsko, policja, służba więzienna, straż pożarna, straż graniczna, a także tych cywilnych - ratownicy medyczni, wolontariusze, ochotnicza straż pożarna, TOPR, WOPR, GOPR... są wszyscy ci, co podejmują służbę wobec innych, czyli pomagają i ratują życie. A już najprościej mówiąc, służą innym, są dyspozycyjni wobec swojego społeczeństwa - zarówno na małą jak i państwową skalę.
Czyli jak najprościej opisać badania jakie Pan prowadzi? Bo o ile dobrze zrozumiałam Pan i doktoranci sprawdzacie kto się do tych grup nadaje, jakie ma predyspozycje, dlaczego w ogóle tam jest...
Prowadzimy analizy grup, które działają w majestacie prawa. W przypadku zagrożenia, policjant może używać broni służbowej, ale zgodnie z przepisami. Ale właśnie on ma tą broń bo jest przygotowany profesjonalnie do jej użycia. Żołnierz może zabijać przeciwników, ale tylko na wojnie. Wraz z rozwojem cywilizacyjnym oprócz korzyści, jako cywilizacja generujemy zagrożenia, które pojawiają się wraz z wyższym poziomem "utechnicznienia", uprzemysłowienia, rozwoju elektronicznego. Wojsko na przykład tworzyło się przez tysiąclecia, a na jego bazie rozwijały się inne struktury dyspozycyjne w społeczeństwie, np. policja, SW itp.
Czy dziś grupy dyspozycyjne cierpią na brak zainteresowania potencjalnych kandydatów?
Obserwujemy w Polsce spore, ujmę to tak, rozchwiane emocjonalnie. Choćby przez różne wydarzenia, jak wybory... Każde z nich powoduje, że to życie społeczne przyspiesza. Nawet rynek pracy jest zachwiany, bo korporacje opanowały wszystko. Ilość chętnych do wstąpienia w szeregi policji czy wojska zmniejsza się lub zwiększa pod wpływem różnych wydarzeń. To jest jak sinusoida. Nie tylko ja prowadziłem badania tego zjawiska przez 30 lat, a zwieńczeniem tych badań jest moja ostatnia książka. Robili to także moi dzisiejsi już doktorzy i profesorowie, którzy śledzili kariery poszczególnych członków grup dyspozycyjnych w celach badawczych - badali ich edukację i życie rodzinne. Jest też aspekt praktyczny, bo zagrożenie metropolii drastycznie się zmienia...
I ludzie chcą być na nie gotowi. A czy zmienia się także podejście do członków grup dyspozycyjnych? Czy np. w struktury takich grup wstępuje więcej kobiet?
Kobiety jako funkcjonariuszki są potrzebne - w wojsku, policji, SW. Bo na przykład w służbie więziennej to mężczyźni osiągają według psychologów szybciej tak zwany stan wypalenia zawodowego. My też robiliśmy podobne badania, ale niestety wciąż uważamy, że za mało osoby decyzyjne korzystają z wyników badań socjologicznych.
A co z ratownikami np. PCK, którzy biorą urlopy bezpłatne w pracy, żeby pojechać na tereny powodziowe?
Tu pojawia się już inna kwestia. Praca w wolontariacie do działanie spontaniczne, bowiem zagrożenia "mutują się" i również ujawniają się z reguły niespodziewanie. Nigdy nie wiadomo jakie będzie ich natężenie.
Jakie to zagrożenia? Czego jeszcze nie przeżyliśmy - blackoutu, na przykład?
To są zagrożenia antropotechniczne, czyli kiedy system czy technologia robi nam psikusa. Ale już mieliśmy przykłady ingerowania w systemy elektroniczne, np. współczesnych lokomotyw. To się dzieje na naszych oczach bowiem ludzie wciąż generują rozmaite zagrożenia.
I nie jesteśmy na nie gotowi tak do końca, jako społeczeństwo?
Według mnie statystyczny obywatel ma niski poziom wiedzy na temat współczesnych zagrożeń, dlatego że system edukacji jest archaiczny. Choć takie spotkania edukacyjne są organizowane w przedszkolach czy szkołach, ich ilość i poziom są niewystarczające.
Czyli wysiłki na rzecz bezpieczeństwa trzeba intensyfikować? Czy grupy dyspozycyjne mogą nas, obywateli motywować do inwestowania w odpowiednią wiedzę i przeszkolenie?
Grupy dyspozycyjne to ludzie, którzy są gotowi po prostu działać w sytuacjach ekstremalnych, do których muszą być przygotowani. To jest cały system weryfikacji, potem szkolenia członków takich grup, jego dorastanie zawodowe w strukturach. Szkolenia na poziomie cywilnym są prowadzone incydentalnie.
Poprzez małą ojczyznę rozumie Pan osiedle czy może nawet wspólnotę mieszkaniową?
Tak! Takie szkolenie może zorganizować prezes spółdzielni czy zarząd wspólnoty.
Napomknę tutaj o programie Bezpieczny Wrocław, który właśnie z takimi inicjatywami wchodzi do CAL-i, na podwórka i do szkół. Jak Pan ocenia tę inicjatywę?
Takie akcje są zawsze dobre, bo schodzą z poziomu akademickiego do tego, gdzie tej wiedzy brakuje. Na razie widzimy bowiem, że nie ma tej potrzeby czy rozumienia czym jest kryzys. Ludzie też nie rozumieją czym jest system bezpieczeństwa, który państwo tworzy dla nas, albo jak działania jednej grupy dyspozycyjnej pokrywają się z działaniami innych grup.
Czego dowiemy się z Pana książki? Na ile tę wiedzę przyswoi statystyczny Kowalski?
To jest książka naukowa. To są wyniki wieloletnich badań, które zapewne zainteresują środowisko badaczy bardziej niż przeciętnego obywatela. Ale uważam, że powinniśmy nagłaśniać spotkania wokół podobnych publikacji czy wykłady popularyzatorskie dotyczące bezpieczeństwa czy właśnie szkolenia dla mieszkańców.
Czyli w pewnym sensie dziennikarze też są grupą dyspozycyjną, która w istotny sposób może przyczynić się do propagowania szkoleń, dostarczających praktyczną wiedzę o zagrożeniach bezpieczeństwa...
Jak najbardziej, dziennikarze stają się swoistą grupą dyspozycyjną, kiedy należy analizować wyniki badań, popularyzować szkolenia czy ćwiczenia na osiedlach. Takie wydarzenia powinny być nagłaśniane. Słowo pisane to klucz do popularyzowania kultury bezpieczeństwa (safety culture).
Dr hab. Jan Maciejewski, socjolog, nauczyciel akademicki, wieloletni pracownik naukowy Uniwersytetu Wrocławskiego. Autor licznych publikacji traktujących o socjologii grup dyspozycyjnych, ale nie tylko. Spotkanie naukowe na Uniwersytecie Wrocławskim w Oratorium Marianum, promuje 3. już wydanie książki "Grupy dyspozycyjne. Analiza socjologiczna". Odbędzie się ono o godzinie 15:00, we wtorek 1 lipca. |