Najważniejsze informacje (kliknij, aby przejść)
- Andrzej Waligórski – wujek Google swoich czasów
- Był domatorem, kochającym ojcem, fanem twórczości Lema
- W sytuacjach kryzysowych: nie krzyczał, ale się gniewał. Bywał cichy...
- Niekiedy wyjeżdżał za Wrocław. Wtedy nurkował i latał samolotem
- Umarł, tak jak ojciec. Na zawał serca
- Koncert 26 czerwca na Rynku. Kto wystąpi na scenie?
Pisał słuchowiska, skecze, wiersze, teksty piosenek - to on był twórcą „Ballady o cysorzu”, którą wykonywał Tadeusz Chyła. No i kto nie zna kultowych „Bajeczek Babci Pimpusiowej”, czy postaci Dreptaka, którą powołał do życia!
Pisał lekko, z łatwością. Ale w redakcji radiowej pisał rzadko, chyba, że trzeba było oddać coś „na już lub na wczoraj” – wtedy siadał i oddawał tekst. Dwa razy w tygodniu Andrzej Waligórski tworzył w domu. Mówił wtedy, że ma „pisanie”. Powstawały wtedy większe rzeczy: np. "Rycerze".
Nie miał w tym czasie żadnych spotkań, wizyt. Siedział w domu i pisał. Na górze, w domu, miał swój pokój – tam tworzył. Nie można było tam wchodzić, a już na pewno sprzątać. Panował wokół niego artystyczny nieład – papiery, kartki, mnóstwo tekstów. Jego królestwo. To w tym pokoju na górze powstała większość jego tekstów.
Andrzej Waligórski – wujek Google swoich czasów
Jego przyjaciele wspominają, że Andrzej Waligórski był erudytą, chodzącą encyklopedią. A trzeba pamiętać, że żył w czasach, kiedy nie „guglowało się” w internecie. Jeśli ktoś miał zagwozdkę, czegoś nie wiedział – pytał Waligórskiego. Stanisław Szelc z kabaretu Elita wspominał mi przed laty, w rozmowie, wielkie poczucie humoru Andrzeja Waligórskiego. Kiedyś Andrzej przyszedł do redakcji. Był wesoły.- Dziadkiem zostałem - stwierdził.- A co się wam urodziło? – zapytałem.- Nie wiem, jeszcze żeśmy nie odwijali.
Kochał zwierzęta – to widać na wielu jego zdjęciach. Po jego mieszkaniu chodził gołąb, którego Waligórski nazwał "Adolf", bo miał koło dzioba wąsik. A chodził – a nie latał - dlatego, że Andrzej Waligórski go tak utuczył, że ptak nie mógł się wzbić w powietrze. U niego w domu zawsze były jakieś psy: kundle, głównie przybłędy. Był tytanem pracy i może dlatego, że pisanie przychodziło mu z łatwością, to pisał dużo. Ale był też człowiekiem bardzo rodzinnym.
Był domatorem, kochającym ojcem, fanem twórczości Lema
Marek Waligórski, syn Andrzeja Waligórskiego, zawsze z czułością i szacunkiem opowiada o ojcu. – Był troskliwym ojcem, bardzo ciepłym, do którego – gdy miałem problem – zawsze mogłem przyjść po radę – wspomina syn mistrza.
Wychowywał mnie mądrze: podsuwał mi na przykład dużo książek: historycznych, wojennych, ale też science fiction. Bardzo lubił Stanisława Lema- mówi Marek Waligórski
W sytuacjach kryzysowych: nie krzyczał, ale się gniewał. Bywał cichy...
Nie był wybuchowy – najczęściej zamykał się w sobie. Gdy był zdenerwowany, nie krzyczał, ale się… gniewał. Mówiło się wtedy domu Waligórskich: „Andrzejku jest dzisiaj cichy”. Po chwili trzeba go było przepraszać, ale na szczęście szybko wybaczał. A kiedy mu się podsunęło przy okazji coś dobrego do jedzenia, to sprawa była załatwiona błyskawicznie.
Był raczej domatorem: pies obok niego, na nogach kapcie, przed nim dobre jedzenie, film w TV: western lub „Flip i Flap”. No i relaks w ogródku: opalanie, gazetka, książka.
Niekiedy wyjeżdżał za Wrocław. Wtedy nurkował i latał samolotem
Wyjeżdżał, jeśli musiał (na występy, czyli do pracy) i kiedy chciał – na wakacje z rodziną: nad jeziora, lub – nieco dalej - do Bułgarii, Jugosławii, Rumunii. Te rodzinne wyjazdy – jak wspomina jego syn – zawsze były atrakcyjne.- Pływaliśmy kajakami, żaglówkami. Ojciec lubił sport. Dużo nurkował. Gimnastykę uprawiał codziennie – na drążku się podciągał, pompki, przysiady robił… - wspomina Marek Waligórski.Sprawy domowe rzadko ogarniał. Sprzątanie? Zapomnij! Gotowanie? Jeszcze gorzej!
Jak już coś ugotował, to zawsze to było bardzo niedobre. Ale jeść dobrze lubił- wspomina syn Waligórskiego
Z rzeczy przyziemnych: nie miał prawa jazdy (żona go woziła, a do pracy chodził pieszo – z ul. Jaworowej nie miał daleko do radia). Z rzeczy nieprzyziemnych – lubił latać. Brał, z radością, udział w rajdach samolotowych pilotów i dziennikarzy (lubił adrenalinę).
Umarł, tak jak ojciec. Na zawał serca
Andrzej Waligórski zmarł w 1992 roku. Miał wtedy 67 lat. Na zawał serca. Tak ten dzień wspominał przed laty Stanisław Szelc: - Andrzeja bolał żołądek. Jego żona chciała wezwać karetkę. Nie zgodził się i poszedł pieszo do szpitala kolejowego na aleję Wiśniową. Kiedy leżał na stole i lekarze go ratowali, to im powiedział: "Mój ojciec umarł na zawał. Ale jak umierał, to opowiedział taki dowcip. Zaraz go panom opowiem..." I umarł…
Koncert 26 czerwca na Rynku. Kto wystąpi na scenie?
Ostatniego dnia koncert „Hej szable w dłoń!” poświęcony wspomnieniu legendy Wrocławia –Andrzeja Waligórskiego.
Koledzy i przyjaciele artysty będą recytować i śpiewać, a na scenie m.in autorzy audycji Studio 202: Leszek Niedzielski, Jerzy Skoczylas i Stanisław Szelc. Podczas koncertu Zobaczymy również syna Andrzeja Waligórskiego – Marka oraz jego wnuka – Mateusza.
Kilka słów powie o patronie koncertu prof. Jan Miodek, teksty zaśpiewają Aleksander Grotowski i Jacek Telus.
W niedzielę, 26 czerwca na wrocławskim Rynku wystąpią (koncert godz. 18.00-21.00)
- Ewa Bem,
- Anna Jurksztowicz,
- Krzysztof Kiliański,
- Ryszard Rynkowski.
Wystąpią Aga Damrych i Marta Dzwonkowska, pojawią się wrocławscy seniorzy ze specjalnie przygotowanym na tę okazję programem.
10 maja 2022 roku minęło 30 lat od śmierci Andrzeja Waligórskiego, poety, satyryka, dziennikarza, twórcy Radiowego Studia 202, które od 1956 roku nieprzerwanie do dziś bawi słuchaczy. Andrzej Waligórski był autorem liczonych w tysiącach felietonów, wierszy, skeczy, piosenek i fraszek.
Mój ojciec, mimo że nie urodził się we Wrocławiu, był z tym miastem bardzo związany. Cieszę się, że pamięć o nim trwa, a kolejne pokolenia mieszkańców miasta poznają jego twórczośćMarek Waligórski, syn Andrzeja Waligórskiego
Również 26 czerwca jeden z nowych wrocławskich tramwajów zyska imię artysty. Przy ul. Ofiar Oświęcimskich 21 odsłonięty zostanie także krasnal dedykowany Waligórskiemu. W kamienicy mieściła się kiedyś prywatna kawiarnia U Dreptaków – nazwa to parafraza jednego ze skeczów poety.