wroclaw.pl strona główna Sport i rekreacja we Wrocławiu – najświeższe wiadomości Sport i rekreacja - strona główna

Infolinia 71 777 7777

10°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: brak pomiaru

brak danych z GIOŚ

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Sport i rekreacja
  3. Wrocławskie Kluby Sportowe
  4. Śląsk Wrocław Koszykarski
  5. Koszykarze Śląska Wrocław w piątek zaczynają finały z Kingiem Szczecin. Rozmawiamy z trenerem Ertugrulem Erdoganem
Kliknij, aby powiększyć
Trener Erdogan wyciąga palec wskazujący w stronę zawodnika podczas przerwy na żądanie Tomasz Hołod
Trener Erdogan wyciąga palec wskazujący w stronę zawodnika podczas przerwy na żądanie

Po 57 meczach Śląsk Wrocław jest w miejscu, do którego zmierzał i do którego należy – w finałach Polskiej Ligi Koszykówki. Walkę o 19. tytuł rozpoczyna 2 czerwca w Hali Stulecia. Naprzeciwko stoją Wilki Morskie ze Szczecina. Kto wygra? „Ten kto pokaże więcej woli walki, determinacji i oddania sprawie. Nie będzie z nimi łatwo, ale oni będą czuli to samo – że z nami też łatwo nie będzie” — mówi trener WKS-u, Ertugrul Erdogan.

Reklama

Jak się pan czuje przed finałami?

Ertugrul Erdogan, trener koszykarzy Śląska Wrocław: Na razie nic specjalnego, czekam na pierwszy mecz. Dla mnie praca tutaj dopiero się zaczęła, więc jeszcze nie mam szczególnie mocnych uczuć. Tak, to wprawdzie są finały, ale pamiętajmy, że to wciąż tylko mecze koszykówki. Musimy być inteligentni, sprytni i skoncentrowani. Przegrany będzie bardzo zawiedziony. Pytanie brzmi: czy będziemy częścią tej historii, czy nie? Zakończenie sezonu na drugim miejscu coś znaczy, ale bez porównania mniej niż zdobycie tytułu.

Obie poprzednie serie wygraliście 3:1, jednakże teraz stoi przed wami bardzo groźny rywal. Moim zdaniem lepszy zarówno od Trefla, jak i od Legii. Zgadza się pan?

Nie wiem, bo jeszcze z nimi nie grałem. Tak czy owak, skończyli w tabeli na drugim miejscu i są w finale. Pokonali Ostrów. To wszystko pokazuje, że są bardzo dobrzy. Ale to wcale nie musi oznaczać, że są generalnie lepsi od Trefla, Legii czy Śląska. Każda drużyna biorąca udział w play-offach ma jakość. Finał na pewno będzie trudny dla obu zespołów. Nie możemy lekceważyć ich tegorocznego sukcesu, ale przed tą serią szanse są równe. Z każdym meczem będziemy starali się przechylać szale na naszą stronę.

Po stronie przeciwników: atletyzm, siła fizyczna i dynamika. Te atuty mają zwłaszcza zawodnicy ze Stanów. Czym im odpowiecie, jak ich zatrzymać?

To pytanie pojawia się przed każdą serią. Zawsze jakoś sobie radziliśmy i zrobimy to teraz. Najważniejsza rzecz to wiara w drużynę, jej ducha rywalizacji, dążenie do zwycięstw wspólnymi siłami. Oczywiście zgadzam się, że przeciwnicy, przede wszystkim Amerykanie, są bardzo atletyczni, świetnie biegają po boisku. Dodatkowo rywale mają MVP i naprawdę dobrego trenera. Nie będzie z nimi łatwo, ale oni będą czuli to samo – że z nami też łatwo nie będzie.

Ma trener klucze do zwycięstwa? Jakie elementy gry będą najważniejsze?

Nie chcę rozmawiać teraz o szczegółach lub taktyce. Generalnie, jeżeli chcesz wygrać mecz koszykówki, musisz przejąć kontrolę pod koszami i na deskach, a także ograniczyć straty. Musimy dać im poczuć, że we Wrocławiu nie są u siebie.

W finale są dwie najlepsze drużyny tego sezonu, jeżeli patrzeć na wyniki. O rozstrzygnięciu poszczególnych meczów zdecydują szczegóły. Dlatego musimy być skupieni cały czas i pamiętać, że jedna czy dwie wygrane nie przesądzają sprawy.

Gracie z ambitnym zespołem, który rośnie z meczu na mecz, dlatego przewaga parkietu może mieć tu znaczenie. Wygrywając dwa u siebie, stłumicie zapędy Wilków i przygasicie ich nadzieje.

Oczywiście, to idealny scenariusz – wygrać dwa w domu i pojechać z przewagą do Szczecina. Ale oni będą chcieli za wszelką cenę zdobyć przynajmniej jeden mecz i odebrać nam przewagę parkietu. To jest koszykówka, nie można przewidzieć, co się stanie. Najważniejsze, kto będzie wytrwały w grze zespołowej, kto będzie bardziej konsekwentny, odporny psychicznie i wytrzymały fizycznie.

Z jednej strony Wilki są zdeterminowane i żądne sukcesu, bo w finałach są po raz pierwszy, poza tym każdy chce bić mistrza, co jest dodatkową motywacją. Z drugiej strony nie mają doświadczenia w walce o złoto.

A czy my je mamy? Dziewa, Kolenda i Tomczak – tylko oni. Reszta, włączając w to najważniejszych graczy, tak właściwie dopiero zdobywa doświadczenie w play-offach. Historia i tradycja klubu nie grają. Na boisku musisz mieć dobrze przygotowanych zawodników. Liczy się to, kto da z siebie sto dziesięć procent, kto pokaże więcej woli walki, determinacji i oddania sprawie.

Lepsza dla pana jest seria lepszy z pięciu, jak dwie poprzednie, czy lepszy z siedmiu?

– Rozumiem, że dla sponsorów, kibiców i mediów jest lepiej, gdy meczów jest więcej. Ja jednak myślę o zawodnikach i ich zdrowiu, bo to oni biegają po boisku. Kontuzje są utrapieniem każdej drużyny. Jeżeli jesteś w finale, to znaczy, że masz za sobą dużo meczów, a do tego przejechałeś mnóstwo kilometrów, podróżując na spotkania wyjazdowe. Jazda po Polsce nie jest łatwa, bo sporo czasu spędza się w autobusie.

Teraz, na szczęście, chyba wszyscy są zdrowi.

Nie to że zdrowi, ale gotowi na pierwszy mecz. Jest dużo małych problemów. Nigdy nie skarżę się na urazy, ale po raz pierwszy, odkąd tu przyszedłem, pełny skład miałem do dyspozycji na początku play-offów. Wtedy wszystko się zmieniło. Poznawałem drużynę na nowo, zawodników i ich role. Starałem się zrozumieć, jakie są ich słabe i mocne strony. Znaleźć jakiś system dla drużyny, ale na to było za późno. Pytałeś wcześniej o przewagi. Oni grają cały sezon z jednym trenerem. Trzon zawodników utrzymał się, ale to nie będzie wymówka. Gramy z tym co mamy, będziemy walczyć, jesteśmy gotowi.

Często korzysta trener z niemal każdego, kto jest w składzie meczowym, dzieląc minuty pomiędzy prawie wszystkich. Dlaczego?

Lubię utrzymywać świeżość i angażować każdego. Tak próbuję ich poznać. Jestem tu od marca, a to niecodzienna sytuacja. I trudna. Staram się zorientować, jakie karty mam w rękach. Ludzie myślą, że jak ktoś wraca po kontuzji, to od razu jest lepiej. Tak to nie działa. Oni nie są maszynami i nie mają magicznego przełącznika. Są ludźmi, więc potrzebują czasu. Dlatego każdemu daję się rozegrać. Generalnie lubię grać jedenastoma zawodnikami. Wierzę w rotację.

Nie każdy trener ma takie podejście.

Zależy, kogo masz w drużynie. Jeżeli są to jakościowi zawodnicy, możesz to robić.

Próbuje pan na jedynce Bibbsa, Pusicę, mimo że daje więcej korzyści jako rzucający obrońca, czasami rozgrywa Kolenda.

Bo Kolenda dla mnie to rozgrywający. Pewnie on sam o tym nie wie. Jaka jest definicja rozgrywającego?

Wydaje mi się, że w dzisiejszej koszykówce bezzasadne są już takie definicje.

Właśnie. Każdy mówi o rozgrywających, a teraz typowych rozgrywających już nie ma. Byli w dawnych czasach. Martin też do nich nie należy, ani Hamilton ze Szczecina. W moich czasach rozgrywający był trenerem na boisku. Dziś mówimy, że rozgrywającym jest ten, kto kozłuje. Graczy definiujemy numerami: ten na jedynce, ten na dwójce. Kolenda może grać na obu tych pozycjach. Pamiętamy mecze, kiedy brakowało Martina i Pusicy. Wtedy Kolenda grał razem z Wiśniewskim, a my wygraliśmy trzy ważne mecze, przy ich dużym udziale.

Nawet w przesądzającym serię spotkaniu w Warszawie wyszedł pan z Bibbsem, Kolendą i Martinem w pierwszej piątce.

To dlatego, że lubię grać zawodnikami z dobrym kozłem i kontrolą piłki. Staram się zrozumieć, z jaką drużyną mam do czynienia. To niełatwe, bo zwykle robi się to przed sezonem, a nie w play-offach.

Nie lubię pytać o poszczególnych zawodników, ale muszę. Nie uważa pan, że ofensywa zbyt często polega na Martinie? Zwłaszcza w kluczowych lub trudnych momentach. Jedyny prawdziwy go-to guy w zespole.

To oczywiste. Każda drużyna ma takiego zawodnika. Jeżeli nie, to masz problem. Jeremiah Martin jest liderem na parkiecie, ale to nie znaczy, że polegamy tylko na jego dyspozycji. Pokazaliśmy w tym sezonie, że bez niego potrafimy grać zróżnicowaną koszykówkę. Martin to nasza bardzo mocna strona i kiedy gra razem z kolegami, jesteśmy bardzo niebezpieczni. Pozostali muszą rozumieć, że nie mogą opierać się tylko na nim. Jeżeli chcesz być mistrzem, musisz grać razem. Niemniej każda drużyna potrzebuje gracza typu go-to guy.

Proszę zauważyć, że przed pierwszym meczem z Treflem, kiedy wreszcie byliśmy w komplecie, wszystko się zmieniło. Role, minuty, liczba oddanych rzutów przez poszczególnych zawodników. Kolenda na przykład rzucał wcześniej kilkanaście razy na mecz, a odkąd są wszyscy, oddaje pięć lub sześć rzutów.

Jak się pan czuje w Hali Stulecia?

Lubię ten budynek. Jest monumentalny, niewiarygodny. Ale jeszcze nie widziałem pełnej hali. Mam nadzieję, że zobaczę w piątek. Nie narzekam jednak na naszych kibiców, bo oni wykonują świetną pracę. Jeżdżą nawet za drużyną, i to w tygodniu, a prawdopodobnie pracują. Ludzie chcą być częścią sukcesów, więc na finały pewnie przyjdzie ich więcej. Jeżeli będziemy wygrywać, na pewno będą chcieli być częścią drużyny.

Podobna się trenerowi nasze miasto?

W wolnym czasie lubię po nim spacerować, dużo się przechadzam po mieście. Jestem tu szczęśliwy. Zadowolony z otoczenia, z asystentów, z drużyny, z Wrocławia. To prawdopodobnie najładniejsze miasto, jakie do tej pory widziałem. W ostatnim okresie to doświadczenie mojego życia. Nie mam na co narzekać. Oczywiście trafiłem tu w najlepszym czasie, bo przyjechałem na początku marca, a nie zimą. Wszyscy mi mówią, że zima nie jest taka dobra.

Skoro trener wspomniał… Zostanie pan na zimę?

Zobaczymy. Winter is coming.  

Z Ertugrulem Erdoganem, trenerem koszykarskiego Śląska Wrocław, rozmawiał Błażej Organisty.

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl