wroclaw.pl strona główna Sport i rekreacja we Wrocławiu – najświeższe wiadomości Sport i rekreacja - strona główna

Infolinia 71 777 7777

12°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 03:25

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Sport i rekreacja
  3. The World Games 2017
  4. Bohaterowie TGW
  5. Żużel: Maciej Janowski

Z Maciejem Janowskim (Betard Sparta Wrocław), zdobywcą Drużynowego Pucharu Świata na żużlu (2013), indywidualnym mistrzem Polski (2015), uczestnikiem elitarnego cyklu Grand Prix, a także ambasadorem The World Games 2017, o sporcie i życiu rozmawia Wojciech Koerber.

Reklama

Maciek Janowski ma kilka lat, gdzie mieszka i o czym marzy? W tym wieku chłopcy z mojego pokolenia głównie celowali w kierowcę śmieciarki, ewentualnie w zawód strażaka…  

Ja od zawsze mieszkałem na wrocławskich Stabłowicach i tak naprawdę nie ruszałem się często poza granicę Pilczyc w stronę miasta. Raz, że komunikacja była średnia, a dwa – towarzystwo kolegów miałem liczne. A marzenie? Kiedyś chciałem być piłkarzem, ale to tylko dlatego, że nawet bym nie pomyślał, iż w przyszłości spróbuję jazdy na motocyklu żużlowym. Mimo że jako małolaty ciągle ścigaliśmy się na rowerach, oczywiście jako „żużlowcy”. Pamiętam robienie plastronów, programów, zawody osiedlowe, tego typu sprawy. No działo się, z kolegami, z braćmi… Tak, żużel zawsze nosiłem gdzieś głęboko w sercu i już pewnie tak zostanie na zawsze.

Skoro z braćmi również walczyłeś na łokcie jako speedrowerzysta, to dlaczego Wojtek i Krzysiek nie zostali żużlowcami?

Nie zostali, ale też próbowali. Mało tego, Wojtek radził sobie lepiej niż ja. On zaczął szybciej, natomiast mnie nie pozwalano jeszcze wtedy jeździć ślizgiem. Straaasznie mnie to denerwowało, wręcz wkurzało, kiedy trener mówił, że ja mam jeździć tylko w kółko i w kółko, bo jestem jeszcze za mały. 

O którym trenerze mówisz?

O Janie Chudzikowskim. Generalnie jeździliśmy wtedy po okolicznych  minitorach, m.in. w Gogolinie. Wojtek zaliczył jednak pierwszy boleśniejszy upadek i od tamtej pory ryzykował mniej. Do żadnych złamań nie doszło, ale poobijał się i na pewno przestraszył. Nic dziwnego, był bardzo młody i od tego czasu zabawa podobała mu się mniej, zaczął podchodzić do niej z dystansem.

A Krzysiek?

Też siadał na motocykl, ale jego ciężko utrzymać przy jednej dziedzinie, niekiedy wolał jechać z kolegami nad wodę.

Jakie motocykle podstawiał Wam tata?

Z tego, co pamiętam, najpierw wypożyczaliśmy maszynę od Adama Sobczyka. Jeździliśmy na jego sprzęcie, jemu płaciliśmy, ale wyniknęły jakieś komplikacje i ojciec postanowił kupić motocykl od Adriana Płuski. A później trafiłem pod skrzydła Rafała Haja, zakumplowaliśmy się i mogłem spełnić swoje wielkie marzenie, tzn. poznać Grega Hancocka. Zacząłem pracować przy jego sprzęcie i robiłem to z szerokim uśmiechem na twarzy.

Twoi koledzy mówią, że za jaki sport się nie wziąłeś, to radziłeś sobie wybornie. Zresztą sam widziałem na Stadionie Narodowym, jakie sztuczki potrafisz wyczyniać z futbolówką. Normalnie – zawodowstwo.

Nie będę ukrywał, że od zawsze bardziej niż do nauki ciągnęło mnie do sportu. Bardzo lubię rywalizację, więc łapałem się wielu dyscyplin, by cokolwiek robić. Było judo czy półtoraroczne treningi w koszykarskim Śląsku u trenera Łukasza Grudniewskiego. Udało się przejść kilka selekcji i szło mi całkiem dobrze, mimo że wzrost do moich atutów nie należał. Zajęcia mieliśmy w Kosynierce na ul. Mieszczańskiej, ale i w jakimś więzieniu koło FAT-u (Fabryka Automatów Tokarskich – WoK), pamiętam dobrze.

Piłka nożna?

Też był epizod w Śląsku, również w Parasolu Wrocław. Dużo się jednak haratało w gałę po osiedlu. Do miasta raczej mnie nie ciągnęło, zwłaszcza że – jak już mówiłem – połączenia komunikacyjne były średnie.

W końcu trzeba jednak było postawić na jednego konia, choć Ty wybrałeś ich więcej. Postawiłeś na konie mechaniczne.

Bo od momentu, w którym usiadłem na motocyklu, wiedziałem, co chcę w życiu robić. Koszykówka była bardziej formą zajęć uzupełniających, ponieważ wtedy nie miałem jeszcze możliwości trenowania z drużyną żużlową. Byłem pewien, którą drogą zamierzam iść, mimo że ojciec wcale nie naciskał. Po jednym poważnym upadku zwrócił się do mnie słowami „jeśli coś ci się nie podoba, powiedz tylko słowo”. Ale ja nie byłem taki łatwy do złamania, wiedziałem, że upadki są częścią dyscypliny. Tak mnie uczono, że jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz.

Dobra, porozmawiajmy w końcu o poważnych życiowych kwestiach. Pierwszy pocałunek z dziewczyną?

Kurczę, dobre pytanie. Hmm…, niech pomyślę, nie mam pojęcia. Jakoś nie pamiętam.

No to pierwszy, który pamiętasz!

Cholera, no też nie wiem. Było ich trochę…

Rozumiem, w wieku 25 lat nie wszystko się już pamięta. Żużlowemu światu pokazałeś się jako wielki talent bardzo szybko, w tym roku mógłbyś już zorganizować turniej benefisowy z okazji 10-lecia startów na torze. Myślałeś o takim wydarzeniu?

Nie, choć czas faktycznie leci bardzo szybko. Świetnie pamiętam moment, w którym mówiłem sam do siebie – „no, jeszcze trzy lata juniorki”. Tymczasem już czwarty sezon ścigam się jako senior. I z każdych zawodów staram się zbierać doświadczenie. A co do benefisu – nie myślałem o nim. Prędzej o zwykłej imprezie z przyjaciółmi.

Hejterzy potrafią złorzeczyć, że miejsce w narodowej drużynie masz pewne z uwagi na znajomość z trenerem Cieślakiem. Fakty są natomiast takie, że możesz gorzej jeździć w lidze, lecz gdy przychodzi turniej Grand Prix, najlepszy z biało-czerwonych jest Janowski. Gdy mamy czas Drużynowego Pucharu Świata – najskuteczniejszy jest Janowski. A gdy Polska ściga się z Resztą Świata, to najwięcej punktów też ma na koncie Janowski. To się chyba nazywa rozmiar kapelusza. Jesteś predestynowany do rzeczy wielkich, możesz być wolniejszy na treningach, lecz dajesz z siebie wszystko przy włączonych jupiterach i pełnych trybunach. Zaleta mistrzów.

Cóż, mnie te pełne trybuny nie przeszkadzają i nie deprymują, a faktycznie motywują. Oczywiście, stawka zawodów nie jest mi obojętna, odczuwam stres tak samo, jak wszyscy inni, lecz wydaje mi się, że posiadłem umiejętność radzenia sobie z nim. Po prostu bardzo mocno wierzę w siebie i w swoje umiejętności. Nigdy nie dopuszczam do siebie myśli, że mogę nie dać rady. Skupiam się na tym, by od momentu startu każdą z procedur wykonać jak najlepiej, wtedy nie myślę o pełnych trybunach i o tym, jakiej rangi są to zawody.

Sam sobie te rytuały wypracowałeś, czy przy pomocy jakiegoś specjalisty?

Ja nigdy nie pracowałem z żadnym psychologiem. Najlepszymi moimi psychologami są rodzina, przyjaciele i zwierzęta. Jestem ogromnym szczęściarzem, że urodziłem się we Wrocławiu, w dużym mieście, gdzie ludzie są przyjaźni i wyrozumiali. Wracając po meczu do domu nie rozmawiamy dużo o ostatnich zawodach, dlaczego nie poszło itd. Skupiamy się na codziennym życiu i na tym, co słychać poza sportem, by móc się od tego sportu na chwilę odkleić. To pomaga i to jest ogromny plus.

Po swoim pierwszym tytule IMŚ Tai Woffinden powiedział mi: „Żadnych dzieci przez najbliższych dziesięć lat, chcę zdobywać kolejne tytuły”. A w Twoim grafiku na najbliższą przyszłość jest czas i miejsce na założenie rodziny?

Na razie jeszcze żony nie znalazłem, więc i o dzieciach nie myślę. Póki co, staram się chyba brać garściami to, co życie oferuje. Chcę spełniać marzenia, dużo podróżuję ze znajomymi i nie stresuję się tym, co dzieje się dookoła.

Żony nie ma, ale może jest kandydatka na żonę?

Na razie nie. Ale nie jestem chyba bardzo wymagającą osobą.

Czyli jesteś do wzięcia?

Można tak to nazwać.

Mówiłeś o Wrocławiu, ale od kilku lat mieszkasz przecież w Wilkszynie, pod miastem. Czyli jesteś…?

Wieśniakiem?

Miałem to określenie na końcu języka, ale się ugryzłem. Choć mnie bycie wieśniakiem bardzo odpowiada, sam tak funkcjonowałem, a rzeczywistość zmieniłem dopiero niedawno, ze względu na fakt, że praca jest w mieście. Gdy wiosną wracałem na wieś i uchylałem szybę auta, z miejsca czułem zapach życia, zieleni, o wszystkim zapominając, Bajka!

No właśnie. Ja do miasta kieruję się około godz. 12-13, spędzam tam pół dnia, ale wieczorem wracam na wieś, by w ciszy i spokoju odpocząć na ogródku, ewentualnie zrobić grilla. Jeśli mam tylko dzień wolnego, to śpię jak najdłużej, bo za dużo jest na co dzień tych porannych lotów. Ten nasz zegar biologiczny bywa strasznie przekręcony, a ja nie jestem osobą, która idzie wcześnie do łóżka, kładę się koło pierwszej, drugiej w nocy.

I chyba zbyt wcześnie nie lubisz wstawać.

No nie. Nie ukrywam, że lubię sobie poleżeć i do godz. 12.

Czyli jak w tym dowcipie, że moja kobieta jest niesamowita w łóżku – potrafi spać nawet do 12. A zwierzaki, o których wspomniałeś, to?

Mamy kota, a od przyjaciela dostałem ostatnio psa husky’ego. No i jest jeszcze owczarek niemiecki.

To stąd te dodatkowe punkty u trenera Cieślaka, znanego miłośnika i hodowcy psów.

Trener ma teriery rosyjskie, a tych piesków to już się boję. Kiedy odwiedzam go w Jaskrowie pod Częstochową, staram się nie odchodzić od trenera na więcej niż pół metra, naprawdę. To są wielkie psy i mają zasłonięte oczy, więc nigdy nie wiem, co naprawdę knują.

Trener Cieślak, lat 66, to bardzo żywotna persona, a Ty widzisz siebie jako długoletniego zawodnika, który w okolicach czterdziestki ściga się wciąż nie tylko dla przyjemności, ale także dla tytułów? Jak Greg Hancock.

Oczywiście. Jeśli tylko zdrowie pozwoli i nie zostaną wprowadzone jakieś absurdalne nowinki regulaminowe. Bo coraz częściej dochodzi do różnych przepychanek z osobami odpowiedzialnymi za naszą dyscyplinę, a to odbiera trochę siły. Jeśli nie powstanie nic dziwnego i głupiego, a ja – ścigając się – wciąż będę miał uśmiech na twarzy, to jestem na tak. Jeśli natomiast pojawi się zmęczenie i zniechęcenie, to wbrew sobie jeździł nie będę.

Trudno nie zauważyć, że w tym sezonie brakuje Ci na torze prędkości, mimo że potrafiłeś wygrać rundę Grand Prix w Horsens. Zdiagnozowałeś już problem?

Nie ukrywam tego, że są w tym roku problemy z silnikami. W zasadzie co tydzień jeżdżą na przeglądy i poprawki, cały czas szukamy czegoś, żeby poprawić sytuację. Brak prędkości był chociażby widoczny podczas leszczyńskiego finału IMP, gdzie nadrabiałem tylko i wyłącznie doświadczeniem. Zająłem trzecie miejsce, będąc jednym z wolniejszych zawodników, ale wolałbym z tego doświadczenia zbyt często nie korzystać. Lepiej dobrze wystartować i jechać z przodu, zamiast cały czas się przepychać i ryzykować.

To prawda, że ludzie związani kontraktem sponsorskim z Red Bullem są pewni tej współpracy aż do tzw. sportowej śmierci, czyli – innymi słowy – do końca kariery?

O to trzeba by zapytać szefów Red Bulla, choć tak naprawdę wszyscy przedłużają umowy co rok. Mogę powiedzieć tyle, że mam z nimi i świetny kontrakt, i świetny kontakt. Jeśli nie wydarzy się nic, co zmieni moją karierę o 180 stopni, tu wydaje mi się, że jesteśmy na dobrej drodze, by kontynuować współpracę. Póki co, firma jest ze mnie zadowolona, a ja nie wyobrażam sobie lepszego partnera i sponsora. Łączy nas bardzo przyjacielski układ, jesteśmy z sobą mocno zżyci.

A kto może stworzyć polski duet podczas przyszłorocznej rywalizacji na The World Games we Wrocławiu (igrzyska odbędą się w dniach 20-30 lipca, rywalizacja żużlowa – 29 lipca, w sobotę, na Stadionie Olimpijskim)?

Nie mam pojęcia, dziś jeszcze mamy mnóstwo czasu do tego turnieju. Choć jest coś, co już teraz przypomina mi regularnie o wydarzeniu. Mam na myśli przepiękne plakaty z moją podobizną, które pojawiły się na mieście. Cieszę się, że mogę być we Wrocławiu taki duży, wręcz na cały blok, mimo że znajomi wysyłają MMS-y i dogryzają. Ostatnio znajoma zapytała, co to za sympatyczny Janowski przed jej klatką wisi. Wiem, że turniej ma się odbyć według starej formuły MŚ par, czyli siedem duetów plus rezerwowi, a wystąpi siedem najlepszych drużyn narodowych z tegorocznego Drużynowego Pucharu Świata. Już za chwilę (22-30 lipca) mamy we Wrocławiu „One Year To Go”, czyli serię eventów promujących przyszłoroczne igrzyska, m.in. Final Four Ligi Mistrzów w futbolu amerykańskim i koncert na pl. Wolności (30 lipca). Zapraszam.

Może też wróci do Wrocławia cykl GP?

Fajnie by było, bo mamy we Wrocławiu przyjazny klimat. Nie mogę się doczekać wyglądu nowego stadionu.

Wygląda na to, że poprawi się komfort oglądania zawodów, mianowicie nowe trybuny pną się w górę tuż przy bandzie okalającej tor. A twój najlepszy kumpel z toru?

Bardzo się przyjaźnię z braćmi Pawlickimi, z Kacprem Gomólskim, Patrykiem Dudkiem, Chrisem Holderem, o Gregu wspominać nie muszę. Wielu chłopaków darzę sympatią i szacunkiem, a na palcach jednej ręki mógłbym pewnie wymienić tych, z którymi łączą mnie jakieś niesnaski.

No to spróbujmy ich wymienić…

Nie, chyba lepiej nie.

To zapytam w ten sposób – największy rywal, z którym możesz się powozić po płotach bardziej niż z innymi?

Wiadomo, Nicki Pedersen. Chyba każdy miał z nim twarde przeboje, bo to on ustalił granicę takiej jazdy. Dodajmy, ustalił ją w ten sposób, że tej granicy nie ma. Z Nickim trzeba jednak walczyć sprytnie i umiejętnie, bo nie jest to ktoś, kto zamknie oczy i pojedzie po samym płocie, raczej będzie próbował przymknąć gaz i przyciąć do krawężnika. Trzeba go troszkę znać i obserwować, a ja osobiście lubię przeciw niemu jeździć, bo emocje mamy pewne. Jeśli ktoś ma wobec mnie szacunek i szanuje moje kości, ja to odwzajemniam, ale potrafię też pojechać twardo, nie obawiam się tego i nie uciekam od tego. Często się spotkamy na różnych stadionach na całym świecie, więc jeśli nie dziś, to jutro będzie okazja do rewanżu.

Co Maciej Janowski lubi poza speedwayem?

Bardzo lubię zwiedzać nowe miejsca, poznawać nowe kultury i próbować lokalnych potraw. Dlatego jeśli tylko mamy chwilę czasu między startami, próbujemy się organizować. Ostatnio, przed praską Grand Prix, wybrałem się z braćmi Pawlickimi na Sardynię. Raczej wolę coś robić niż siedzieć przed komputerem.

Myślisz o zabezpieczeniu przyszłości, inwestycjach?

Jakieś lokaty mamy pozakładane, ale z konkretniejszą inwestycją, póki co, uważam. Z prostego powodu – nie mam czasu się tym zająć. Nie chciałbym sobie zawracać głowy w momencie, kiedy cała energia powinna być skierowana na speedway. Odkładamy pieniążki, mamy na oku parę inwestycji, ale muszę myśleć o zabezpieczeniu swojej dyscypliny. Nie mogę zainwestować wszystkiego i nie mieć później na przygotowania do sezonu. Na razie numerem jeden jest sport, muszę mieć środki na przejechanie sezonu i rezerwę na wypadek, gdyby nie szło i pojawiła się konieczność dokupienia nowych silników. Jeśli nadejdzie taki dzień, że będzie i na inwestycje, i na zabezpieczenie sprzętu, to zaczniemy działać.

Jest chyba jeszcze coś, co dał Ci żużel – nauczył angielskiego, bez konieczności siedzenia w szkolnej ławie. Miło się słucha Ciebie czy Jarka Hampela.

Nie wiem, czy miło, ja chciałbym mówić płynniej, choć na pewno się dogadam. Jest coraz lepiej, ale wolałbym jeszcze język podszlifować. Anglia w ogóle dała mi ogrom doświadczenia, nie tylko sportowego, ale i życiowego, nauczyła samodzielności, podróżowania i radzenia sobie w różnych najprzedziwniejszych sytuacjach. Było kilka takich momentów, że po dwóch dzwonach siedziałem tam obolały w hotelu, miałem dwie godziny na sen i myślałem – co ja tu, k…, robię. Ale teraz nie żałuję ani jednego dnia spędzonego w Anglii. Zdarzało się i tak, że leżałem trzy razie w czasie jednego turnieju, bo nie mogłem sobie poradzić z jakimś torem, lecz dzięki temu zebrałem masę doświadczeń i umiejętności. Dlatego często się dziwię, gdy młodzi zawodnicy nie chcą wyjeżdżać do Anglii i nie próbują tam swoich sił. Moim zdaniem jest to szkoła, którą powinien ukończyć każdy żużlowiec.

Rozmawiał Wojciech Koerber

Maciej Janowski

Urodził się 6 sierpnia 1991 roku we Wrocławiu. Klub: WTS Betard Sparta Wrocław. Ważniejsze sukcesy: drużynowy mistrz świata (2013), indywidualny mistrz Polski (2015), indywidualny mistrz świata juniorów (2011), zdobywca Złotego Kasku (2013), Srebrnego Kasku (2010 i 2011) i Brązowego Kasku (2009), drużynowy mistrz Polski (2012), Szwecji (2011 i 2013) oraz Wielkiej Brytanii (2013, 2014 i 2015), drużynowy mistrz świata juniorów (2008, 2009 i 2010), zwycięzca turniejów o Grand Prix Łotwy (2015) i Danii (2016).

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl