wroclaw.pl strona główna Sport i rekreacja we Wrocławiu – najświeższe wiadomości Sport i rekreacja - strona główna

Infolinia 71 777 7777

23°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 14:10

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Sport i rekreacja
  3. The World Games 2017
  4. Bohaterowie TGW
  5. Squash Magda Kamińska

W klatce nie ma na nią mocnych – z Magdą Kamińską (Hasta La Vista Wrocław), trzykrotną indywidualną mistrzynią Polski w squashu (2014-2016), rozmawia Wojciech Koerber.

Reklama

Ktoś urodzony w Bogatyni musiał chyba trafić najpierw na bieżnię lekkoatletyczną?

Zgadza się, bo w mojej miejscowości była w zasadzie tylko lekka atletyka. Biegałam więc na średnie dystanse, trenowałam rzuty, nawet chcieli ze mnie zrobić siedmioboistkę. Fascynowałam się też koszykówką, piłką nożną, wreszcie grałam w badminton.

Myślę, że jakieś 80 procent Polaków nazywa tę ostatnią grę po swojemu, tzn. „babinkton”, ewentualnie grą w paletki, ale mniejsza z tym. Z badmintona już chyba blisko było do klatki ze squashem?

Lubiłam też tenis, jednak w Bogatyni mogłam sobie poodbijać tylko o ścianę, kortu długo nie mieliśmy. Za czasów liceum grałam więc w badminton, a po skończeniu szkoły średniej powędrowałam na wrocławską AWF z myślą o kontynuowaniu treningów. Nie było jednak takiej sekcji, grywaliśmy zatem rekreacyjnie, na zasadzie masówki – kto przyszedł, to przyszedł i odbijał. We Wrocławiu znanym miłośnikiem i propagatorem tej dyscypliny na szczeblu uczelnianym jest Henryk Nawara, którego znają chyba wszyscy.  

Ale co z tym squashem?

Moi znajomi z Bogatyni wpadli raz na pomysł, byśmy zagrali w racketlon. To wariacja czterech dyscyplin rakietowych, a na mecz składają się cztery sety, po jednym w tenisie stołowym, badmintonie, tenisie i squashu właśnie. Problem polegał na tym, że o ostatniej konkurencji nie wiedzieliśmy prawie nic. Squash nieźle się jednak rozwijał w Czechach, a Bogatynia leży jakieś 25 km od Liberca. No więc pojechaliśmy tam zbadać temat. Pierwsze wrażenia? Klatka, klaustrofobia, a piłka się nie odbija – dramat, beznadzieja. Pojechaliśmy jednak do Łodzi na wspomniane zawody w racketlonie, na które organizatorzy starali się ścigać znane nazwiska, m.in. tenisistkę Magdę Grzybowską, zwyciężczynię juniorskiego Australian Open, swego czasu 30. rakietę rankingu WTA, która potrafiła wygrać m.in. z Venus Williams. Tam też spotkałam się po raz pierwszy z Dominiką Witkowską, wielokrotną mistrzynią Polski w squashu. Na dobry początek dostałam… 3:21. Na studiach zaczęłam jednak odbijać coraz częściej. Okazało się, że AWF posiada dwie klatki do squasha na Stadionie Olimpijskim. Napisaliśmy z kolegą, aktualnym wicemistrzem Polski, pismo do rektora, prosząc o udostępnienie dwa razy w tygodniu kortów do treningów. Udało się. Z kolei w 2010 roku przy ul. Długosza powstał Wrocław Squash Club, pierwszy w stolicy Dolnego Śląska klub z prawdziwego zdarzenia, siedmioklatkowy. Najpierw przez rok pracowałam tam równolegle na recepcji i jako instruktor, z czasem skupiłam się całkowicie na trenowaniu innych oraz siebie. A później przeszłam do Hasta La Vista przy ul. Góralskiej. No i poszło.

Na tyle dobrze, że dziś Dominika Witkowska nie jest już w stanie sięgać po kolejne tytuły IMP. Jak długo jest już Pani w kraju niepokonana?

Od połowy 2013 roku, wtedy po raz ostatni przegrałam z Dominiką.

A dorasta jakaś rywalka, o której pomyśli Pani niekiedy w bezsenną noc?

Jest jedna taka dziewczyna, 21-letnia Natalia Ryfa z Warszawy. Goni, goni, czuję jej oddech na plecach.

Czyli gdy wchodzi Pani do klatki, to myśli sobie ze spokojem „no, następna do golenia”, czy może jednak status niepokonanej od trzech lat zawodniczki sprawia, że gra się ciężej, z dodatkowym plecakiem?

Niestety, czuję ten plecak. Stres jest spory, bo przecież pojawia się myśl „Boże, nie mogę przegrać.”   

Na legendę trzeba zapracować. Sporo rozgrywacie turniejów w roku?

Sezon trwa dziesięć miesięcy, a dwa miesiące odpoczywamy. Średnio gramy raz na cztery tygodnie – krajowa czołówka w turniejach kategorii A, zaplecze w turniejach klasy B, które nazwałabym wojewódzkimi, a kategoria C przeznaczona jest dla amatorów i początkujących. Za zdobycie mistrzostwa Polski otrzymuje się 1 600 zł, za wygranie pozostałych turniejów od 500 do 800 zł, zatem nie są to wielkie pieniądze, w zasadzie pomagają w jakimś stopniu pokryć koszty naszej pasji. Mnie wspiera również klub, Hasta La Vista Wrocław, opłacając podróże i zabezpieczając wpisowe. Z kolei Polska Federacja Squasha finansuje zgrupowania. Jestem również trenerem, z tego się utrzymuję i z tym wiążę swoją przyszłość. Choć, póki co, wkroczyłam w optymalny wiek zawodniczy, mam trzydziestkę na karku. Głowa się wtedy uspokaja, umiejętności są już na wysokim poziomie, a wydolność jeszcze zadowalająca. Choć są i tacy, którzy na szczyt potrafią wspiąć się szybciej, Egipcjanin Mohamed El Shorbagy liczy dziś sobie 25 lat, a numerem 1 w światowym rankingu został już pod koniec 2014 roku. Zresztą wszyscy się zastanawiają, na czym polega fenomen Egipcjan. Kiedy patrzy się na ich grę, widać lekkość i finezję. Nie odbijają tak standardowo i klasycznie jak Anglicy, dzięki czemu są w stanie często zaskakiwać przeciwnika. Jednym słowem mają to coś, co nazwałabym „flow”.

Rozumiem, że wasz trening jest urozmaicony, nie polega wyłącznie na uderzaniu w ścianę?

Trenujemy też na siłowni, a wydolność tlenową poprawiamy m.in. na rowerach, by nie katować stawów, które w czasie meczów narażone są na duże obciążenia. W tenisie po uderzeniu idziesz z piłką, u nas każdą pozycję należy jednak zatrzymać, bo w przeciwnym razie będziesz spóźniony do kolejnej akcji. To sprawia, że kolana i biodra dostają nieco w kość, choć ja problemów z nimi nie mam. Dużo bardziej dawały się we znaki wtedy, gdy sporo grałam w koszykówkę, a więc wykonując mnóstwo skoków.

U kolegi, pracującego w salonie samochodowym, zwróciłem swego czasu uwagę na specyfikację jednego z aut i wyjątkowo niskie spalanie, wyeksponowane na tabliczce obok. Zapytałem, czy to rzeczywiście prawda, na co kolega: „Nie, nie Wojtku, to tylko tzw. marketing agresywny”. Mam zatem pytanie, czy wrocławski klub Hasta La Vista to faktycznie największy squashowy ośrodek na świecie, jak się go reklamuje, czy to hasło również mam wziąć za element marketingu agresywnego?

Zdecydowanie muszę stanąć po stronie swojego pracodawcy. Mamy 32 korty i rzeczywiście nie słyszałam o większym obiekcie, zresztą przejście z najbardziej skrajnych boisk zajmuje trzy, cztery minuty. Spory ośrodek mają też w Amsterdamie, gdzie występowałam na drużynowych mistrzostwach Europy, ale tam klatek jest około 26-27. A więc mniej. Skądinąd wiem, że z powodu gabarytów niektórzy żartobliwie nazywają nasz obiekt "Tesco".

A gdy chodzi o koszt zajęć, można użyć sloganu „dużo, tanio, Tesco”?

Jest taniej niż w tenisie. Wynajęcie kortu w klubie Hasta La Vista na godzinę kosztuje 30- 55 zł w zależości od pory dnia, przy czym na kartę Multisport dajemy zniżkę 15 zł. W przypadku dwóch takich kart upust jest już 30-złotowy. W sezonie, tzn. w miesiącach wrzesień-kwiecień, w godzinach szczytu (17-22), wszystkie 32 klatki są raczej zapełnione, natomiast w wakacje ludzie bardziej szukają ruchu na świeżym powietrzu.

Pani wciąż jest samoukiem, czy korzysta z trenerskich porad?

Faktem jest, że dość szybko opanowałam grę na przyzwoitym poziomie, chociaż ten mój „przyzwoity poziom” równie szybko okazał się dość złudny. Pamiętam, gdy w 2007 roku wybrałam się do Belgii na zawody w racketlonie, była tam angielska instruktorka squasha koło siedemdziesiątki. Ta starsza pani uświadomiła mi, że nic jeszcze nie umiem, nie pozwalając zdobyć punktu. Nawet z moimi kolegami, rosłymi facetami, wygrywała 11:1. Natomiast jeśli mówimy o nauczaniu innych, to samoukiem nie jestem. Najpierw skończyłam kurs instruktorski prowadzony przez Polską Federację Squasha, a następnie przeszłam dwa kursy trenerskie, prowadzone przez Europejską Federację Squasha. Obecnie jestem trenerem ESF level 2 i muszę przyznać, że ukończenie tych kursów bardzo mi pomogło w rozwoju squashowym.

Jest już Pani pewna udziału w The World Games 2017?

Nie. System kwalifikacji jest ponoć dość skomplikowany, ale koniec końców w igrzyskach ma wziąć udział dwóch Polaków i dwie Polki. Muszę zatem udowodnić, że jestem jedną z dwóch najlepszych zawodniczek w naszym kraju, Natalia Ryfa również. Gdy chodzi o panów, jest ich kilku, m.in. Mateusz Kotra i nasz Marek Wojnarski, wicemistrz Polski. Niektórzy złorzeczą, że mu się udało, więc Marek też musi coś udowodnić. Ja uważam, że dopnie swego.

A ilu uczestników powalczy za rok we Wrocławiu?

Wydaje mi się, że 32 panie i 32 panów, od razu systemem pucharowym. Jak w tenisie. Najmocniejsi na świecie są Egipcjanie i mam nadzieję, że we Wrocławiu się pojawią, to raptem trzy godziny lotu. Mocni są też Anglicy i Francuzi, a my plasujemy się gdzieś w środku stawki. Trenerem koordynatorem kadry jest Anna Jurkun, a od pewnego czasu współpracujemy też z holenderskim szkoleniowcem, Sjefem van der Heijdenem. Jeździ z nami i na turnieje, i na campy, które organizowane są m.in. w Szczyrku i Warszawie.

W waszej profesji ściany też pomagają gospodarzom?

Różnie z tym bywa. W Hasta la Vista mamy boiska firmy Court-Tech, a podobne korty robi ASB. Z kolei w klatkach od McWila piłka odbija się inaczej, a i ściany inaczej się zachowują. W każdym razie te trzy firmy budują klatki.

Squash w programie igrzysk olimpijskich to utopia, czy może cel?

Niektórzy twierdzą, że gdyby Światowa Federacja Squasha (World Squash Federation) rozpoczęła starania kilka lat wcześniej, byłoby łatwiej niż teraz. Dziś konkurencja jest ogromna, chociaż poradziliśmy sobie z zarzutem, że w czasie transmisji telewizyjnych nie widać piłki. Dziś kamery śledzą rywalizację z przodu, z tyłu, z boku, zewsząd, do tego dyscyplina jest rozpowszechniona na wszystkich kontynentach. Malezyjka Nicol David, która ośmiokrotnie wygrywała globalne mistrzostwa (2005-2006, 2008-2012, 2014) mówi to, co wielu sportowców – że wszystkie te medale oddałaby za jeden. Olimpijski. Cieszy, że ze względu na przygotowania do The World Games 2017 Ministerstwo Sportu i Turystyki finansuje nasze przygotowania, ostatnio mieliśmy nawet badania antydopingowe, co trochę nas zdziwiło. Gorzej, że w kraju nie działa jeszcze związek, przez to squash dla dzieci i młodzieży nie może być finansowany przez państwo tak samo jak tenis, badminton czy tenis stołowy.

Ale nie samym odbijaniem Pani żyje…

Również kolarstwem górskim, które zaczęło mnie zajmować jeszcze przed grą w squasha. Lubię troszkę ryzyka, takie MTB z elementami adrenaliny. Pochodzę z terenu Gór Izerskich i może enduro czy klasyczny downhill to w moim wykonaniu nie jest, ale trochę jazdy góra - dół jak najbardziej. A drugą moją pasją, dość świeżą, jest fotografia. Najchętniej dokumentuję ludzi i, póki co, jest to głównie fotografia sportowa, jednak bardzo kręcą mnie reportaże. Chciałabym się rozwijać w tym kierunku. A poza tym uwielbiam podróże w szerokim tego słowa znaczeniu. No, może w nieco węższym, bo jednak, na razie, głównie po terenie europejskim.

Rozmawiał Wojciech Koerber

Magda Kamińska

Urodziła się 18.09.1986 roku w Bogatyni. Klub: Hasta La Vista Wrocław. Sukcesy: trzykrotne indywidualne mistrzostwo Polski (2014-2016), trzykrotne drużynowe mistrzostwo Polski kobiet z Malaka Squash LadiesTeam Bielsko-Biała (2013-2015), czwarte miejsce na drużynowych mistrzostwach Europy drugiej dywizji Warszawa 2016 i trzy wygrane spośród czterech pojedynków (po osiem ekip rywalizuje w dywizji pierwszej, drugiej i trzeciej), mistrzyni Polski w racketlonie, srebrna medalistka MŚ w racketlonie Mediolan 2011 (w grze podwójnej).

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl