Olsi to skrót od imienia i nazwiska Olgi Sikorskayej. Po babce ma polskie korzenie. Dlatego jak padło pytanie, gdzie wyjechać i zacząć życie od nowa – nie było wątpliwości: Jak to gdzie, do Polski. Wybór padł na Wrocław – wiedzieli, że miasto ma ciepły klimat, a taki lubią.
W Mińsku na Białorusi Olga Sikorskaya i jej życiowy partner Dmitriy Chernykh prowadzili dobrze prosperujący zakład produkujący czekoladę. Zaczęli w 2017 roku i po trzech latach mieli 150 punktów sprzedających ich wyroby w całym kraju.
Z Białorusi do Wrocławia
W miesiąc zamknęli swoją działalność, spakowali rzeczy i część maszyn. Dobytek załadowali na samochód i wyruszyli w nieznane.
Skorzystali z pomocy polskiego rządu w ramach Poland.Business Harbour. Program ten ułatwia relokację do Polski firmom, specjalistom IT i startupom z m.in. Białorusi, Ukrainy i Gruzji. We Wrocławiu rodzinie pani Olgi pomaga Agencja Rozwoju Aglomeracji Wrocławskiej.
Olga ma 39 lat, Dmitriy 47, jest z nimi 6-letni syn Makary. Ostatnio dołączyła do nich 19-letnia córka Olgi, która w Mińsku studiowała medycynę. Marzą, by we Wrocławiu kontynuowała naukę.
Olga nie rozstaje się ze smartfonem. Jak nie może znaleźć polskiego słowa, korzysta z translatora. Ale pomaga też Makary, który z łatwością przyswaja język, ucząc się od kolegów.
Czekoladziarnia Olsi – historia jak z włoskiej komedii
W tym biznesie od stuleci ścigają się Belgowie i Szwajcarzy. Najlepsze słodkie kakaowe wyroby powstają w małych, często rodzinnych manufakturach. Tak też jest w przypadku czekoladziarni Olsi.
Dmitriy prawnik z wykształcenia, przez lata pracował jako energetyk i stawiał stacje transformatorowe i Olga pielęgniarka i psycholog – produkcją czekolady zajęli się trochę przez przypadek. Do ich historii jak ulał pasuje włoska komedia z 2007 roku „Czekoladowe lekcje”. Dlatego wpis o tym filmie zamieścili na swoim Instagramie. To opowieść, jak zwykły pracownik branży budowlanej został zmuszony do uczęszczania na kursy produkcji czekolady i zdał sobie sprawę, że życie może być zupełnie inne.
– To jest właśnie nasza historia – śmieje się Olga i opowiada, jak kiedyś szukała czekoladę na prezent, ładnie opakowaną z niepowtarzalnym smakiem, ale w sklepie były tylko te z masowej produkcji z dwóch narodowych zakładów cukierniczych na Białorusi. Pomyślała: Dlaczego samej nie zrobić takiej czekolady i tak się zaczęło.
Tajemnica dobrej czekolady
Recepturami zajął się kolega cukiernik, z którym rozpoczynali działalność. Wiedział jak zrobić czekoladę, ale chciał produkować jej dużo i dużo na tym zarobić. Wizja Olgi i Dmitrija była inna: produkt doskonałej jakości, w małych seriach i pięknie opakowany.
Tajemnicą czekolady jest ziarno kakaowca. Liczy się ciepły klimat, odpowiednia gleba i wilgotność powietrza. Takie idealne warunki znaleźć można m.in. na Wybrzeżu Kości Słoniowej i to właśnie stamtąd pochodzi kakao, z którego robią swoją czekoladę.
Czekolada dla cukiernika jest jak diament dla jubilera
Olga i Dmitriy dzielą się obowiązkami. Ona odpowiada za sprzedaż i marketing, on rządzi w kuchni. Precyzyjnie dobiera składniki, wymyśla smaki i przyznaje, że zgadza się z opinią, że czekolada dla cukiernika jest jak diament dla jubilera. Pytany o receptę na tę najlepszą, mówi krótko: to taka, która daje radość i szczęście. Więcej nie chce zdradzić.
Olga dodaje, że warunkiem dobrej czekolady jest brak tłuszczy roślinnych. I tak właśnie robią swoje pralinki, zefir-piankę i owoce w czekoladzie. Mają czekoladki z migdałami, orzechami laskowymi, malinami, porzeczkami, mango lub rozmarynem.
Wrocław im się podoba
Olga i Dmitriy chwalą życzliwość wrocławian za pomoc w rozpoczęciu nowego życia i biznesu. Kupili już małe mieszkanie, wynajęli lokal na działalność i czekają na klientów. Wierzą, że im się uda.
– Za 10 lat chcemy, by nasze czekolady znane były w całej Polsce – dodaje Olga.
Obecnie w zakładzie zatrudniają jedną osobę, ale jesienią będą potrzebować do pracy profesjonalnych cukierników i już ich szukają.