Jego początki pamiętają przełom XIX i XX wieku. W obecnym stuleciu stare-nowe gospodynie szpitala – Siostry Miłosierdzia św. Karola Boromeusza – boromeuszki – stawiają przed placówką wielkie wyzwania.
Zwiedziliśmy budynek od podziemi, gdzie znajduje się obecnie m.in. okno życia. Poprzez poszczególne piętra, gdzie jest m.in. zakład opiekuńczo-leczniczy i piękna zabytkowa kaplica wybudowana przez przebywających w szpitalu powstańców wielkopolskich w 1922-19233 roku. W końcu nasze przewodniczki w zakonnych habitach zaprowadziły nas na dach, gdzie można podziwiać panoramę… dachów Nadodrza.
Przedwojenne początki
Początki szpitala sięgają roku 1900, kiedy to w Breslau siostry boromeuszki prowadziły tutaj szpital, który sławą i doświadczeniem personelu był wzorem dla wielu sobie podobnych. – Był okres przed wojną, gdy w szpitalu przebywało około 600 pacjentów, a sióstr było 60, co na owe czasy było wynikiem bardzo dużym – wylicza s. Ewa Jędrzejak, przełożona wrocławskiej wspólnoty.
– Szpital powstał na miejscu dawnych ogródków działkowych i miał być położony wśród zieleni, ale rozwój miasta przebiegł, jak widać, w nieco innym kierunku – mówi s. Ewa. Oprócz lecznicy, od 1908 roku działała tu także szkoła pielęgniarska, która kształciła głównie siostry zakonne. Placówka nosiła imię św. Jerzego, a dodatkowo każdy z budynków miał także swojego patrona. – Obecnie nazywamy je tak, jak zostały oznaczone po wojnie – literami, ale kto wie, czy nie wrócimy do przedwojennej tradycji – mówi s. Ewa.
Budynki zakonne i szpitalne zajmowały dużo większy obszar niż obecnie. – Do boromeuszek należały niemal wszystkie budynki między obecnymi ulicami Pomorską i Rydygiera oraz Wąską i Henryka Brodatego – mówi s. Ewa. Szpital nie stracił swojej funkcji także podczas działań wojennych i jak większość Nadodrza, także szpitalne budynki przetrwały. – Według przekazów w czasie oblężenia Festung Breslau w piwnicznych korytarzach odbywały się nawet procesje rezurekcyjne – wspomina s. Ewa. W czasie działań wojennych we Wrocławiu wszyscy chorzy byli rozmieszczeni w piwnicach na czym tylko się dało, w piwnicach też działała sala operacyjna, do której przynoszono rannych z innych części miasta. Po wojnie jednak blask szpitala przygasł.
Powojenne problemy
Nowe ludowe władze polskie w 1949 roku upaństwowiły szpitale należące do wspólnot zakonnych i ten proces nie ominął także placówki na Nadodrzu. W obronie zakonnic początkowego stanęli lekarze, którzy nie chcieli pracować bez sióstr zakonnych. W archiwum siostry mają jednak zachowaną korespondencję od 1949 do lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku między zgromadzeniem a władzami, gdzie władza systematycznie zmniejsza działalność zgromadzenia w tym miejscu.– Charakterystycznym listem ukazującym, jak działała wówczas władza, jest pismo, w którym nakazuje się siostrom opuścić budynki przy ul. Pomorskiej, a w zamian otrzymały m.in. rząd 12 toalet w innej części obiektu – mówi s. Ewa. Ostatecznie wyrzucono boromeuszki z placówki w 1973 roku.Szpital od 1949 r. stał się placówką państwową, która z biegiem lat coraz bardziej upadała i zadłużała się.
Nowe rozdanie
Po pięćdziesięciu latach boromeuszki ponownie mogły wrócić na ul. Rydygiera. Mimo fatalnego stanu budynków rozpoczęły zupełnie nowe dzieło. Od 2005 roku w budynkach trwa remont, który kompleksowo nie był praktycznie przeprowadzony od stu lat. Odnowione są budynki od strony ul. Rydygiera i wewnątrz podwórza, ciągle trwają remonty po północnej stronie kompleksu. – Przed nami natomiast dużo pracy przy budynku od ul. Pomorskiej, który czeka na swój czas – mówi s. Ewa.
Obecnie w budynkach dawnego szpitala działa zakład opiekuńczo-leczniczy na ok. 70 miejsc, od początku roku działał też dom dziennego pobytu. Niedawno został oddany nowoczesny gabinet ginekologiczny, działa Poradnia Rodzinna, Specjalistyczny Ośrodek Odpowiedzialnego Rodzicielstwa i Szkoła Rodzenia. Działa tu także fundacja Evangelium Vitae, która pozyskuje środki na rozwój i powrót do pierwotnej działalności. – Wymarzył nam się szpital położniczo-ginekologiczny i szkoła medyczna (z położnictwem) – mówi s. Ewa, która prowadzi także wspomnianą fundację. – Są już na to projekty, wizualizacje i nawet pozwolenia na budowę, problem jest jak zwykle ten sam – pieniądze. Z tego, co już zebraliśmy, wyremontowaliśmy mniejszy budynek – podkreśla.
Siostry pomagają także leczyć niepłodność metodą naprotechnologii. W tym momencie we Wrocławiu jest 10 instruktorów i 5 lekarzy naprotechnologów.
– Razem z darczyńcami i wolontariuszami stworzyliśmy m.in. okno życia, w którym uratowano już sześcioro dzieci. Całe to dzieło powstaje jako Żywy Pomnik Świętego Jana Pawła II, o czym cały czas przypomina baner umieszony na budynku od strony ul. Pomorskiej.
arc