wroclaw.pl strona główna Kulturalny Wrocław – najświeższe wiadomości o kulturze Kultura - strona główna

Infolinia 71 777 7777

°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza:

brak danych z GIOŚ

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Kultura
  3. Aktualności
  4. Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich
Kliknij, aby powiększyć
Na zdjęciu 10 okładek książek, które polecamy w tekście fot. Magdalena Talik
Na zdjęciu 10 okładek książek, które polecamy w tekście

Książka reportażowa, która zachwyci widzów filmu „Strefa interesów”, tom poświęcony 200-leciu Muzeum Książąt Lubomirskich, które będzie otwarte we Wrocławiu w 2027 roku, nowy tom poezji Urszuli Honek, której ostatnia książka trafiła na listę nominacji Międzynarodowego Bookera, teksty dwojga noblistów – J.M.Coetzee i Annie Ernaux, klasyka poezji, czyli Baudelaire i polska klasyka, czyli Anna Świrszczyńska. Polecamy książki na wiosnę 2024.

Reklama

Od blisko stu lat obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Książki i Praw Autorskich. Święto ma na celu promowanie czytelnictwa i literatury oraz zwrócenie uwagi na problem związany z ochroną praw autorskich.

Przygotowaliśmy dla Was listę książkowych nowości, których nie można przegapić na księgarnianych półkach i online. 

Zobaczcie książkowe nowości na wiosnę 2024.

Jubileusz Muzeum Książąt Lubomirskich w Ossolineum

Dlaczego ufundowane we Lwowie (układ podpisali 25 grudnia 1823 roku Józef Maksymilian Ossoliński i książę Henryk Lubomirski) Muzeum Książąt Lubomirskich zostanie teraz odtworzone we Wrocławiu?  

Ponieważ właśnie w Ossolineum, które po II wojnie światowej relokowano do Wrocławia, znalazły się również zbiory wielkiej kolekcji dzieł sztuki Lubomirskich (prace mistrzów, w tym Albrechta Dürera i Rembrandta Harmenszoona van Rijna, rzeźby, zbiór broni).

Pomysł przywrócenia Muzeum Książąt Lubomirskich wszedł w życie w 2007 roku i jest już gotowa nie tylko lokalizacja (ul. Szewska, naprzeciwko Ossolineum), ale też projekt architektów z warszawskiej pracowni WXCA. Powinniśmy przekroczyć próg w 2027 roku.

Na razie świętujemy 200 lat Muzeum Książąt Lubomirskich, w Ossolineum obejrzymy jedyną w swoim rodzaju wystawę „Historia nie/oczywista. 200 lat Muzeum Książąt Lubomirskich” z arcydziełami Rembrandta, Breughla, Dürera, w maju zaplanowano też konferencję  popularnonaukową „Historia nieoczywista. Polskie muzealnictwo w okresie międzywojennym”.

A już teraz możemy czytać „Zmienny krajobraz. 200 lat Muzeum Książąt Lubomirskich” pod redakcją Wojciecha Gruka (Wydawnictwo Ossolineum), czyli zbiór 25 artykułów poświęconych zarówno historii muzeum, wartości pracy muzealników, losom słynnych zasłużonych ossolińczyków, jak i wreszcie najciekawszym muzealiom. 

Dowiemy się, jak w zbiorach znalazły się wielkie arcydzieła, co przedstawiają, jak są interpretowane, ale też poznamy sylwetki darczyńców i tych, którzy z narażeniem życia ratowali cenne zbiory przed wojenną pożogą. Pięknie wydane kompendium wiedzy, w sam raz na jubileusz i najbliższych kilka lat, jakie pozostało do otwarcia siedziby Muzeum Książąt Lubomirskich. 

Kliknij, aby powiększyć
Powiększ obraz: <p>Redakcja zbiorowa, Zmienny krajobraz. 200 lat Muzeum Książąt Lubomirskich, Wydawnictwo Ossolineum&nbsp;</p> fot. Magdalena Talik
Redakcja zbiorowa, Zmienny krajobraz. 200 lat Muzeum Książąt Lubomirskich, Wydawnictwo Ossolineum 

Wrocławskie Warstwy wydają wiersze pisarki nominowanej do Nagrody Bookera

W marcu zelektryzowała nas wiadomość o nominacji tomu prozatorskiego „Białe noce” Urszuli Honek (w przekładzie Kate Webster) do Międzynarodowej Nagrody Bookera (trafił na długą listę). Wprawdzie na short listę Bookera zbioru 13 opowiadań już nie wymieniono, ale samo jego zauważenie przez jurorów jest wartością nie do przecenienia i genialną promocją twórczości pisarki, która debiutowała niecałą dekadę temu.

Z tym większą satysfakcją odnotowujemy, że kolejny, czwarty już tom poezji Urszuli Honek – zatytułowany „Poltergeist” – ukazuje się we wrocławskich Warstwach. To wyjątkowa książka, dedykowana zmarłej przyjaciółce, filmoznawczyni Urszuli Tes. Nie tyle pożegnanie, ile konsekwentne odczuwanie obecności nieobecnego, próba uchwycenia już nieuchwytnego, oniryczna refleksja nad odchodzeniem i pieśń o tęsknocie. 

Tytuł oznaczający dosłownie „hałaśliwego ducha” nawiązuje do zjawiska, jakie notują często ludzie m.in. zamieszkujący stare domostwa, w których podłogi, meble, rury wydają wiele zaskakujących dźwięków przywodzących na myśl istnienie i działanie duchów. 

Nie należy się obawiać monochromatycznej okładki (w stylu amerykańskiego filmu „Ghost Story”), warto tę książkę z uwagą przestudiować. Bo pisze o tym, co jest bliskie każdemu z nas.   

Kliknij, aby powiększyć
Powiększ obraz: <p>Urszula Honek, Poltergeist, Wydawnictwo Warstwy</p> fot. Magdalena Talik
Urszula Honek, Poltergeist, Wydawnictwo Warstwy

Tkali wielką sztukę. Dziś wciąż nas zachwyca

Po bestsellerowych książkach „Zacznij kochać dizajn” Beaty Bochińskiej i „Polski New Look” Barbary Banaś (wicedyrektorki Muzeum Narodowego we Wrocławiu) Wydawnictwo Marginesy kontynuuje cykl wokół polskiego rzemiosła.

Tym razem dostajemy do rąk świetny tom „Tkanina. Sztuka i rzemiosło” Katarzyny Jasiołek

Najpierw zdjęcie, po którym zakręci nam się w oku łezka. Bo mural (imitujący dywan) na ścianie dawnej Fabryki Dywanów w dolnośląskim mieście Kowary to jedyny teraz ślad świetności dawnego potentata. Mekka wełny nie tylko zaopatrywała w dywany cały kraj, ale była laboratorium dla wielu artystów, którzy związali swoją karierę z tkackim rzemiosłem. Dziś pozostały tylko nieliczne dzieła i trochę zdjęć, które obejrzymy w książce. 

Magdalena Abakanowicz, której wielkoformatowe tkackie prace znajdują się w zbiorach Muzeum Narodowego we Wrocławiu, nazywała je miękkimi rzeźbami. Katarzyna Jasiołek, pasjonatka wzornictwa, także przytacza tę nazwę, a proponuje też wiele innych, które zdefiniują fenomen tkaniny artystycznej. A może sztuki włókna? Albo bardziej oględnie – obiektu czy instalacji?  

Autorka przygląda się wspaniałym przykładom polskiej tkaniny, od Międzynarodowej Wystawy Sztuki Dekoracyjnej i Wzornictwa w 1925 roku w Paryżu, gdzie jakość polskich projekt rzuciła na kolana poprzez utworzenie Spółdzielni Artystów „Ład” dwa lata później, poprzez przedwojenne i powojenne nowatorskie projekty Marii Bujakowej, pracę pedagogiczną Eleonory Plutyńskiej ze studentkami warszawskiej ASP. 

Są przepiękne projekty tkanin z Galerii W-Z w Warszawie, niektóre z nich, schowane w babcinych i maminych szafach, wciąż można jeszcze namierzyć i ich jakość – wzornictwa i materiału – oszałamia. 

Jest, rzecz jasna, miejsce dla Magdaleny Abakanowicz, jej Abakanów i prac, choć rzeźbiarka uparcie powtarzała, że nie jest tkaczką.

Jest wreszcie współczesne odwołanie do Międzynarodowego Triennale Tkaniny w Łodzi i niebywałe prace tkackie, są dzieła Małgorzaty Mirgi-Tas, której dzieła tak zachwyciły w Pawilonie Polskim na Biennale w Wenecji w 2022 roku. 

Tkanina się odrodziła, choć patrząc na dawne projekty i czytając o dawnych projektantkach, często zupełnie zapomnianych, trudno nie poczuć żalu za czasami, kiedy nasze tkactwo trafiało nie tylko na wystawy i do pawilonów sztuki, ale pod strzechy Polaków.  

Kliknij, aby powiększyć
Powiększ obraz: <p>Katarzyna Jasiołek, Tkanina. Sztuka i rzemiosło, Wydawnictwo Marginesy&nbsp;</p> fot. Magdalena Talik
Katarzyna Jasiołek, Tkanina. Sztuka i rzemiosło, Wydawnictwo Marginesy 

Mroczny kryminał z Wrocławiem w tle

Książka „Nielat” wrocławianina Piotra Kościelnego (z doświadczeniem prywatnego detektywa, specjalisty ds. bezpieczeństwa i windykacji terenowej) wydana nakładem Czarnej Owcy podzieliła wielu czytelników.

Niektórzy deklarują, że to jedna ze słabszych książek autora i nie są w stanie dotrwać do końca. 

Inni podkreślają, że Kościelny ma odwagę podejmować wyjątkowo trudne tematy (w tym przypadku m.in. pedofilia, brak rodzicielskiej opieki).

Jak jest naprawdę i czy warto sięgnąć po „Nielata” ocenić trzeba samemu. Jedno jest pewne – nie oczekujmy lokacji rodem z Marka Krajewskiego (śladami jego Mocka można zwiedzać miasto). U Kościelnego Wrocław jest raczej tłem niż jednym z bohaterów.

Śledzimy historię z Wrocławia z końca lat 90., jaką rozpoczyna śmierć znanego aktora Janusza Markiewicza w jednej z wrocławskich melin. Śledztwo prowadzi komisarz Andrzej Nawrocki, zwany przez współpracowników Chartem, ale to dopiero początek jego problemów. Bo wkrótce badać trzeba będzie również zwęglone ciało nastolatka.   

Kliknij, aby powiększyć
Powiększ obraz: <p>Piotr Kościelny, Nielat, Wydawnictwo Czarna Owca</p> fot. Magdalena Talik
Piotr Kościelny, Nielat, Wydawnictwo Czarna Owca

Namiętny polski pianista i pragmatyczna patronka sztuki

Do „Polaka”, nowej książki południowoafrykańskiego (choć żyjącego od lat w Australii) noblisty Johna Maxwella Coetzee (w przekładzie Agi Zano, Wydawnictwo Znak) trudno się jednoznacznie ustosunkować. Po pierwszej lekturze wywołuje niedowierzanie, bo wydaje się raczej anachroniczna, niepasująca do oeuvre Coetzee. 

Z drugiej strony może właśnie to staroświeckie ujęcie nie pozwala o niewielkiej książce zapomnieć. Bo sama historia wydaje się niedomknięta, niedopowiedziana. Historia miłości, jaką polski pianista, 70-letni Witold (w typie Ignacego Jana Paderewskiego) obdarza hiszpańską mecenaskę sztuki, niemal o połowę od niego młodszą żonę i ustatkowaną kobietę, wydaje się niespotykana.

Nie z powodu różnicy wieku między kochankami. Kobieta łaskawie zgadza się na romans, wydaje się nie angażować, ale tolerować pianistę. Nawet jego kreacje artystyczne nie robią na niej wrażenia.

Z punktu widzenia czytelnika o żadnej miłości nie może być mowy. A jednak...

Rozbraja pewnego rodzaju bezpośredniość, z jaką starszy mężczyzna pragnie tej właśnie, a nie innej kobiety i jej obojętność, grzeczne przyzwolenie. 

Mimo wszystko warto przeczytać „Polaka”, bo lektura tego utworu jest dość zaskakująca, a Coetzee wydaje się pokazywać zupełnie inny, niż oczekiwany przez nas, układ sił w związku. Czy to jeszcze związek? 

Kliknij, aby powiększyć
Powiększ obraz: <p>J.M.Coetzee, Polak, przekład..., Wydawnictwo Znak&nbsp;</p> fot. Magdalena Talik
J.M.Coetzee, Polak, przekład..., Wydawnictwo Znak 

Kochanek prosto z morza

Czy pilnowanie mieszkania i psa nieobecnej siostry w Venice Beach może być początkiem wielkiego romansu? Tak, choć fascynacja amerykańskim surferem jest chropawa, jak skały, na których spotykają się bohaterowie.

Lucy, główna postać świetnie napisanej powieści „Ryby” Melissy Broder (w drapieżnym, doskonałym przekładzie Kai Gucio, Wydawnictwo Czarne), miota się w wiecznym niespełnieniu. Jej naukowa dysertacja o Safonie właściwie nie ma szansy zostać ukończona, a kończą się stypendialne fundusze. Z pomocą przychodzi siostra, która wspólnie z partnerem podróżuje i angażuje Lucy do opieki nad domem i psem w atrakcyjnej lokalizacji Venice Beach.

To idealny moment na reset, bo Lucy coraz trudniej pokonać traumę po rozstaniu z chłopakiem, zrezygnować z niewiele wnoszących spotkań w gronie kobiet z nałogami i wyjść z matni jednorazowych randek, które kończą się z poczuciem niesmaku.

Na skałach przy plaży poznaje młodego i intrygującego surfera, który uruchamia potrzebę prawdziwej miłości. Tylko, że jak wszystko w życiu Lucy, także i to uczucie będzie niemożliwe. 

Mocna proza, naelektryzowana erotyką i trafnymi spostrzeżeniami, choć bohaterka się nie kryguje i nazywa rzeczy po imieniu. Nie dla każdego, ale dziwnym trafem, pożyczona książka, jest przez znajomych rozchwytywana. Więc naprawdę sporo w niej prawdziwego życia i to pewnie jej siła. 

Kliknij, aby powiększyć
Powiększ obraz: <p>Melissa Broder, Ryby, przekład Kaja Gucio, Wydawnictwo Czarne</p> fot. Magdalena Talik
Melissa Broder, Ryby, przekład Kaja Gucio, Wydawnictwo Czarne

Wściekłe kobiety Meksyku

Nie godzą się na twardą rzeczywistość, w której są albo ofiarami męskich porachunków albo machistowskimi trofeami i nie mają wpływu na własne życie. Bywają bezwzględne, kiedy chodzi o kobiecą solidarność i odwet w słusznej sprawie, honorowe, gdy mowa o przyjaźni. 

Takie bohaterki prezentuje nam w swoich opowiadaniach Meksykanka Dahlia de la Cerda w tomie „Wściekłe suki” (w doskonałym przekładzie z hiszpańskiego Katarzyny Okrasko, Wydawnictwo filtry). 

Bohaterki niewielkich utworów de la Cerdy, choć w wielu przypadkach zamożne, nie należą do wyższych sfer. To często narco córki bossów, które umawiają się z narco synami innych bossów. Ale bywa, że nie mają pieniędzy, a trzymają się życia stojąc na najniższym szczeblu społecznej drabiny. W tym świecie, jeśli znikną, jak ofiary kobietobójstwa, nikt się o nie nie upomni, policja nie będzie ich szukała. Albo będą kraść i zabijać, aby przetrwać kolejny dzień. 

„Mając do wyboru plata i plomo wybrałam jedno i drugie, bo jestem zachłanna” – mówi o sobie jedna z bohaterek tomu „Wściekłe suki”, która z więziennych warsztatów szycia trafiła do oddziałów militarnych i wreszcie została ochroniarką córki narco bossa.

Jest i mężczyzna, który od dzieciństwa czuje się kobietą, kocha przebierać się za kobiety i zginie też jak kobieta. A może i gorzej, bo odmieńców nikt tu przecież nie akceptuje i trzeba to wyraźnie zaakcentować. 

Meksykanki jawią się w tym mocnym debiutanckim tonie jako kobiety, które zostały zmuszone, aby wziąć życie we własne ręce. Kraj nikogo nie oszczędza. W 2023 roku dziennie ginęło w Meksyku, w wyniku przemocy, 11 kobiet. Dahlia de la Cerda oddaje głos niektórym.  

Kliknij, aby powiększyć
Powiększ obraz: <p>Dahlia de la Cerda, Wściekłe suki, przekład Jolanta Kozak, Wydawnictwo Filtry&nbsp;</p> fot. Magdalena Talik
Dahlia de la Cerda, Wściekłe suki, przekład Jolanta Kozak, Wydawnictwo Filtry 

Co my wiemy o Afryce?

Zdjęcia głodujących dzieci w kolejce po przedatowane szczepionki. Kolejne kadry – tym razem szeroko uśmiechniętych dzieci machających do podróżnych. Czasem obrazy safari dla zamożnych, którzy z jeepów obserwują zwierzynę na sawannie. Ewentualnie wątek AIDS, albo wojskowych hunt, do których porywa się dzieci z podbitych wiosek. No i handel krwawymi diamentami. 

To obraz Afryki w mediach, kształtowany przez reporterów, hollywoodzkie kino. Rzadko przez samych mieszkańców Afryki, co próbuje uświadomić w tej rewelacyjnej książce „Afryka to nie państwo. Pora przełamać stereotypy” Nigeryjczyk Dipo Faloyin (przekład Wojciech Charchalis, Wydawnictwo Literackie)

Wracamy do historii (a tu kolonializm odcisnął na krajach afrykańskich niezatarte piętno), do rozwoju demokracji, do walki o odzyskanie mienia ważnego dla kultury, a wywiezionego przez kolonizatorów, do fałszywych w odbiorze kampanii, do krzywdzących (a nam się wydawało, że prawdziwych) filmów hollywoodzkich.

Co ciekawe, po przeczytaniu opisów znanych nam produkcji, w których portretowani są mieszkańcy afrykańskich państw, bądź zjawiska, odejdzie nam ochota na śledzenie wizji scenarzystów, którzy zza biurek z Los Angeles kreują obraz, jakiego potem nie sposób wyrzucić z pamięci. 

Każdym z rozdziałów tej pasjonującej książki dziennikarz Dipo Faloyin rozbija nasze zasklepione stereotypowe myślenie. Pokazuje państwa, które dynamicznie się rozwijają, podkreśla, jak kontroling Ameryki i Wielkiej Brytanii wpłynął na kształtowanie się demokracji, punktuje grzechy główne kolonizatorów, ale też opowiada o kulturze, kuchni, przenikaniu się wielu stycznych punktów na mapie wciąż przez nas nieznanego kontynentu.   

Kliknij, aby powiększyć
Powiększ obraz: <p>Dipo Falovin, Afryka to nie państwo, przekład Jolanta Kozak, Wydawnictwo Literackie</p> fot. Magdalena Talik
Dipo Falovin, Afryka to nie państwo, przekład Jolanta Kozak, Wydawnictwo Literackie

Zwykłe ludzkie sprawy 

„Akty desperacji” Irlandki Megan Nolan (u nas wydane przez Filtry) o zmierzającym w stronę toksycznej relacji związku millenialsów miały wielu fanów. Kolejna książka tej autorki powinna spodobać się jeszcze bardziej.

„Zwykłe ludzkie ułomności” to, właściwie, rzecz z życia wzięta, bo o podobnych sprawach czytamy na łamach, zwłaszcza tabloidów, które interesuje szybkie podsumowanie i wydanie wyroku. A sprawa z książki Megan Nolan (w przekładzie Katarzyny Makaruk, Wydawnictwo Filtry) – tragedia na jednym z brytyjskich osiedli, w której centrum znajduje się przybyła z Irlandii rodzina o dysfunkcyjnym rodowodzie – wydaje się idealnym tematem dla gazet (jednym z bohaterów jest zresztą ambitny dziennikarz wietrzący w sensacyjnym newsie okazji do zabłyśnięcia na łamach). 

Nolan nie daje nam jednak gazetowej diagnozy, błyskawicznej odpowiedzi, werdyktu. Opowiada historię irlandzkiej rodziny z rozmysłem, wrażliwością, analizując, jak wiele czynników wpłynęło na wykolejenie się ludzi, niegdyś wrażliwych, otwartych na świat, z planami na przyszłość.

Piękna, wrażliwa, pełna zrozumienia dla tych, którzy zostali osądzeni, zanim dokładnie zbadano sprawę.   

Kliknij, aby powiększyć
Powiększ obraz: <p>Meg Nolan, Zwykłe ludzkie ułomności, przekład , Wydawnictwo Filtry&nbsp;</p> fot. Magdalena Talik
Meg Nolan, Zwykłe ludzkie ułomności, przekład , Wydawnictwo Filtry 

Klimko-Dobrzaniecki. Więcej nie trzeba

Ci, którzy trafili na książki Huberta Klimki-Dobrzanieckiego wiedzą, że po lekturze jednej będą wypatrywać z niecierpliwością kolejnej. Czytanie można zacząć dowolnie, nawet od „Zostawić Islandię”, bo mimo pewnych niedociągnięć, jest po prostu świetnie napisana, co przy każdej okazji powtarzają wielbiciele autora.

Tym razem Noir sur Blanc wydało „Fisharmonię. Snówpowiązałkę” o mocno autobiograficznym charakterze (jak większość książek autora), choć zawartość procentową autobiografii trzeba podejrzewać, bo wkrada się też barwna fikcja. Ale wszystko opowiedziane z podziwu godną dynamiką, świetnymi postaciami (w tym przypadku prym wiedzie matka), historiami rodzinnymi obnażającymi ukryte prawdy o życiu i ludziach, trochę onirycznym klimatem (w końcu mamy snówpowiązałkę). 

Aha, i rzecz, jak w wielu włoskich filmach telewizyjnych, zaczyna się od stypy. A przy stole trudno milczeć i wtedy, wraz z procentami, płynie prawdziwie niecenzurowany polityczną poprawnością przekaz.   

Kliknij, aby powiększyć
Powiększ obraz: Hubert Klimko-Dobrzaniecki, Fisharmonia. Snówpowiązałka, Oficyna Noir sur Blanc fot. Magdalena Talik
Hubert Klimko-Dobrzaniecki, Fisharmonia. Snówpowiązałka, Oficyna Noir sur Blanc

A jeśli literatura jest tylko dla przyjemności

Państwowy Instytut Wydawniczy, w przepięknej szacie graficznej, przypomina utwory wybitnego włoskiego Italo Calvino, w tym jego najsłynniejsze dzieło – „Jeśli zimową nocą podróżny” (w przekładzie Anny Wasilewskiej). 

Tytuł brzmi jak początek fascynującej wyprawy, niedokończone zdanie, które powinien domknąć już sam czytelnik. I tak dokładnie jest, bo autor, genialny literacki strateg, proponuje nam, uwaga, aż dziesięć początków powieści. I, co ważne, każdy z owych początków, kiedy już się w niego zanurzymy, w najważniejszym momencie się urywa. Nic nie możemy na to poradzić, trzeba przejść do następnego rozdziału. 

Trzeba przyznać, rozbudzona ciekawość i namiętność zostaje brutalnie ostudzona, a lektura odroczona, jak wieczerza w surrealistycznym filmie „Dyskretny urok burżuazji” Luisa Buñuela. A przecież na wstępie narrator zachęca nas do lektury nowej książki Calvino i podpowiada, w jakiej pozie najlepiej przystąpić do lektury, aby nie uronić choćby słowa. 

Pozostaje poddać się manipulacji autora i wciągnąć, choćby na chwilę w 10 fragmentów. Co ważne – każdy z nich Calvino napisał w innym stylu, naśladując perfekcyjnie m.in. rosyjską powieść rewolucyjną, kryminał paryski, psychologiczny thriller, czy amerykańską powieść uniwersytecką, a nawet tak niegdyś u nas popularny realizm magiczny autorów latynoamerykańskich. 

To, z pewnością, nie jest książka dla wszystkich. To książka dla każdego. Kto lubi czytać i uważa, że literatura jest czasem po prostu dla przyjemności. 

Kliknij, aby powiększyć
Powiększ obraz: <p>Italo Calvino, Jeśli zimową nocą podr&oacute;żny, przekład Jolanta Kozak, Państwowy Instytut Wydawniczy</p> fot. Magdalena Talik
Italo Calvino, Jeśli zimową nocą podróżny, przekład Jolanta Kozak, Państwowy Instytut Wydawniczy

Noblistka przygląda się sobie. Autoterapia Annie Ernaux

Kiedy w 2022 roku Akademia Szwedzka ogłosiła, że laureatką Nagrody Nobla w dziedzinie literatura została Francuzka Annie Ernaux w uzasadnieniu podano, że to laur za „odwagę i kliniczną dokładność, z jaką odkrywa korzenie, dziwactwa i zbiorowe ograniczenia osobistej pamięci”. Te słowa są kluczem do czytania prozy Ernaux, głęboko autobiograficznej i analitycznej, która bywa często rodzajem nie tylko literackiego wyzwania, ale swoistej autoterapii.  

W Polsce twórczość Ernaux poznajemy stopniowo. Dotychczas ukazały się tomy „Miejsce” z 1983 roku, „Lata” z 2008 roku, następnie poświęcony rodzinie zbiór „Bliscy” (są tu teksty z 1983, 1988 i 2011 roku). Wydany teraz tom „Ciała” (w fenomenalnym przekładzie Agaty Kozak, Wydawnictwo Czarne), podobnie jak „Bliscy” powstał z połączenia w jednej książce trzech tekstów, dla których wspólnym mianownikiem jest ciało, cielesność, seksualność, ale też graniczne  doświadczenia. 

Kliknij, aby powiększyć
Powiększ obraz: <p>Annie Ernaux, Ciała, przekład Jolanta Kozak, Wydawnictwo Czarne&nbsp;</p> fot. Magdalena Talik
Annie Ernaux, Ciała, przekład Jolanta Kozak, Wydawnictwo Czarne 

Pierwszy z utworów – „Zdarzenie” to wstrząsający, niemal beznamiętny, drobiazgowy, przywodzący na myśl wiwisekcję zapis aborcji, jakiej na początku lat 60. poddała się studiująca wówczas pisarka.

„Pamięć dziewczyny” to próba konfrontacji dojrzałej pisarki i dojrzałej kobiety z nią samą z 1958 roku, kiedy była wychowawczynią kolonijną i po raz pierwszy uwolniła się z okowów szkoły i rodziny, choć nie niższej klasy społecznej.

„Młody mężczyzna” to z kolei zapis związku z dużo od siebie młodszym studentem (spektakl oparty na tym tekście obejrzymy na scenie Wrocławskiego Teatru Współczesnego)

 

Akademia Noblowska podkreślała, że proza Annie Ernaux jest dla każdego. Trudno się z tą opinią zgodzić. Ale, niewątpliwie, to autorka, która pisząc w dużej mierze o sobie i wręcz obsesyjnie analizując, czy dekonstruując zachowania i wydarzenia, w sposób absolutnie wyjątkowy przybliża nas do prawdy o samych sobie. Najczęściej tej, o której wolelibyśmy zapomnieć. 

Świrszczyńska po latach? Nareszcie!

W 2019 roku wydano wyjątkowy dziennik poetki Anny Świrszczyńskiej „Jeszcze kocham...Zapiski”, którego nakład rozszedł się błyskawicznie, a egzemplarze kosztują dziś majątek na internetowych aukcjach. Powód? Niewielu polskich poetów, a z poetek prawie żadna, nie pisało tak o życiu intymnym, erotycznym zauroczeniu, szaleństwie zmysłów. 

O Annie Świrszczyńskiej, poetce, na lata zapomniano. Teraz Wydawnictwo Marginesy przywołuje, w olbrzymim tomie „Poezje zebrane” jej utwory, a w posłowiu współczesna poetka Aldona Kopkiewicz (laureatka Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius) pisze o tym, że autorka utworów pisała przeciwko śmierci, chwytając wstrząsającą przedziwność ekstremalnych momentów życia: przedziwność przemocy, seksu, szaleństwa, bliskości, ekstazy i samego istnienia. 

Biografia literacka Świrszczyńskiej jest niezwykła – czytelnicy lepiej kojarzyli jej utwory dla dzieci i młodzieży, czy słuchowiska radiowe niż poezję, w której mierzyła się z osobistymi wątkami – m.in.  ubogim dzieciństwem, czy udziałem w Powstaniu Warszawskim, ale też akcentowała silnie feministyczny rys. 

Dziś mamy szansę przeczytać jej wiersze z większym zainteresowaniem niż czytelnicy sprzed lat. Zwłaszcza, że – chwilowo – zbiór jej poezji musi posłużyć za rodzaj biografii – ta jeszcze nie powstała.   

Kliknij, aby powiększyć
Powiększ obraz: <p>Anna Świrszczyńska, Poezje wybrane, Wydawnictwo Marginesy</p> fot. Magdalena Talik
Anna Świrszczyńska, Poezje wybrane, Wydawnictwo Marginesy

Klasyka francuska znaleziona w drewnianym kuferku

Wybitny XIX-wieczny francuski poeta Charles Baudelaire przed śmiercią nie rozstawał się z drewnianym kuferkiem. Zamknął w nim notatki do swoich dwóch planowanych utworów. Pierwszym były tworzone na bieżąco „Dzienniki intymne”, drugim „Biedna Belgia!” – paszkwil na belgijskie miasta (prowincjonalna okazała się nawet Bruksela), w których się zatrzymał i na Belgów, których obyczaje stały się dla niego nieznośne. 

W jednym tomie ostatnie zapiski Charlesa Baudelaire'a przypomina dziś w jednym tomie „Dzienniki intymne” łódzka officyna w, jak zwykle, wyjątkowo starannym przekładzie Ryszarda Engelkinga, który odpowiada także za tłumaczenie dwóch poprzednich Baudelairowskich tomów, jakie ukazały się w officynie – „Paryskiego splinu” i „Sztucznych rajów”. 

Przez wielowątkowe, rozproszone zapiski schorowanego już i zgorzkniałego życiem poetę przemawia często gorycz i zniechęcenie, ale są tu uwagi porażająco celne i jednocześnie przestroga, by nie ulegać słabościom i wprowadzić w życie higienę rozumianą raczej jako dyscyplinę duchową.

Belgowie pewnie nie mogą mu darować przedstawionej w „Biednej Belgii!” wizji, ale najwyraźniej Baudelaire'a istotnie spotkała nieżyczliwość, chamstwo, a z ironią obserwował nieporadne próby naśladowania Francuzów i alergicznie reagował zwłaszcza na przekręcanie słów.  

Kliknij, aby powiększyć
Powiększ obraz: <p>Charles Baudelaire, Dzienniki intymne, przekład Leszek Engelking, Wydawnictwo officyna</p> fot. Magdalena Talik
Charles Baudelaire, Dzienniki intymne, przekład Leszek Engelking, Wydawnictwo officyna

Dla porażonych banalnością zła 

Spokojne życie za murami Auschwitz-Birkenau? W filmie „Strefa interesów” z takim, sztucznie wygenerowanym, przekonaniem, żyje wzorcowa niemiecka rodzina komendanta Rudolfa Hössa. Ale Günther Theodor Niethammer, bohater książki reportażowej „Ptaki krzyczą nieustannie” Beaty Dżon-Ozimek i Michała Olszewskiego (Wydawnictwo Czarne) w podobny sposób zaprzeczał ludzkiej tragedii.

W obozie Auschwitz-Birnekanu pełnił funkcję w służbach wartowniczych, a po godzinach wyprawiał się z notesem, aparatem, czasem bronią, na wyprawy ornitologiczne wokół obozu śmierci, podczas których udało mu się policzyć blisko 130 gatunków ptaków. W morzu rozgrywającej się wokół niego tragedii wybrał oko cyklonu i pracę naukową, którą kontynuował zresztą także po wojnie (po krótkim okresie więzienia 1946-1949) już w Muzeum Alexandra Koeniga w Bonn.

Właśnie w tym miejscu swoją opowieść zaczyna dwoje reportażystów, by nakreślić postać człowieka, któremu wojna i ludobójstwo w Auschwitz-Birkenau nie przeszkodziło w realizacji naukowych celów. Tytuł to zarówno odniesienie do ptasich głosów, jakie rozlegały się nawet wokół obozu, ale ma w sobie także złowrogi kontekst. 

Pasjonująca książka o zwyczajnym ornitologu, który słuchał ptaków uważniej niż ludzkiej rozpaczy.  

Kliknij, aby powiększyć
Powiększ obraz: <p>Beata Dżon-Ozimek, Michał Olszewski, Ptaki krzyczą nieustannie. , Wydawnictwo Czarne</p> fot. Magdalena Talik
Beata Dżon-Ozimek, Michał Olszewski, Ptaki krzyczą nieustannie. , Wydawnictwo Czarne

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl