Kolędowanie – tradycja wciąż żywa?
Zimą 1981 roku krążył w Polsce następujący dowcip. „Dlaczego wprowadzono stan wojenny 13 grudnia? Bo obawiano się wizyty kolędników – Kuronia z Gwiazdą”.
Nawiązanie do postaci i akcesoriów kolędniczych – turonia (przebranie za włochatego zwierza z kłapiącą paszczą) i gwiazdy (z reguły umieszczanej na drzewcu i trzymanej przez kolędników) było nie tylko zgrabnym zabiegiem językowym. Pokazywało także, że dla ludzi przed czterdziestu laty cała tradycja kolędowania nie była tylko wspomnieniem, czy tematem pracy dla etnografów. Była żywa!
Dla zwiedzających ciekawą, atrakcyjną, barwną, dynamiczną wystawę „Zaklinacze czasu. Kolędniczy teatr obrzędowy” w Muzeum Etnograficznych we Wrocławiu tradycja też ożyje.
Zwłaszcza że organizatorzy dołożyli starań, by eksponaty były zjawiskowe (pożyczono je z kilku muzeów m.in. Muzeum Śląskiego w Katowicach, Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu, czy Muzeum Miejskiego w Żywcu).
Każdą postać trzeba było ubrać we wszystkie detele - od kosy, poprzez koraliki po buciki i kapelusz. To stanowiło spore wyzwanie, ale dzięki tym zabiegom wystawa nabrała dynamiki.Dorota Jasnowska, kuratorka wystawy o kolędnikach
Kolędnicy, czyli zaklinacze świata – kim byli
Tytuł wystawy w Muzeum Etnograficznym nawiązuje do zaklinania. Przychodzili do domów z życzeniami pomyślności, płodności, kreacji nowego czasu w określonych momentach roku obrzędowego, często w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia.
Dzisiaj obchodzimy hucznie Sylwestra, jako ten moment, kiedy zamykamy to, co było w poprzednim roku i rozpoczynamy nowy. W tradycyjnej kulturze ludowej takim momentem była wigilia, stąd nagromadzenie w tej obrzędowości wielu praktyk, które miały kreować nowy początek.Dorota Jasnowska, kuratorka wystawy o kolędnikach
Kolędnicy mogli pojawiać się w domostwach kilkakrotnie – we wspomniany drugi dzień świąt, potem w okresie Nowego Roku i na zakończenie cyklu obrzędowego – w okresie zapustów, gdy kończymy karnawał, a rozpoczynamy post.
Kolędnicy – aktorzy wyjątkowego spektaklu
Dorota Jasnowska podkreśla, że choć kolędników postrzegamy jako grupę zawsze na drugim planie, z boku, to są niezwykle intensywnie barwne grupy, których celem jest przedstawienie, teatr.
Dla kolędników sceną był dom, do którego wpadali, czyniąc wiele hałasu określonymi praktykami rytualnymi. Mieli zapewnić zdrowie, pomyślność, a jednocześnie napiętnować. Na przykład panny, które jeszcze nie wyszły za mąż, a powinny. Wśród kolęd zdarzały się także te skierowane do gospodarzy niewłaściwie prowadzących gospodarstwo. Kolędnicy byli niezwykłymi aktorami w miniaturowym świecie.Dorota Jasnowska, kuratorka wystawy o kolędnikach
Barwne kostiumy kolędników, role grane pokoleniowo
Niezwykłe stroje, w których pokazywali się kolędnicy (m.in. przebranie za turonia, niedźwiedzia, ale też pasterzy, trzech króli) przygotowywali sami. Także sami uczyli się ról, jakie mają odegrać w domach, do których wchodzili. Role bywały przekazywane z pokolenia na pokolenie. – Jeżeli ojciec występował od lat w grupie kolędniczej i był Herodem, jego syn przejmował potem tę rolę – tłumaczy Dorota Jasnowska.
W Muzeum Etnograficznym obejrzymy nie tylko eksponaty (z Dolnego Śląska, Małopolski, Górnego Śląska i Śląska Opolskiego), także nagrania, które przeniosą zwiedzających w niesamowity i dziś coraz częściej zapomniany sakralno-magiczny świat kolędniczego teatru obrzędowego.