Po czwartkowym, znakomitym meczu, wydawało się, że nie może być jeszcze wiekszych emocji. Były, a postarały się o to nie tylko same siatkarki ale także i sędziowie z Bielska-Białej. Z przykrością muszę powiedzieć, że sędzia był centralną postacia tego meczu. Jesli nie dorósł do prowadzenia zawodów o takiej randze, to niech się za to nie zabiera - powiedzial po spotkaniu Tore Aleksandersen.
Największe pretensje ekipa wrocławska miała o zaliczenie przez Bogumiła Sikorę Chemikowi asa z zagrywki, po której piłka wylądowała na aucie. Po tej decyzji (a było to przy stanie 19:20 w czwartymk secie) "ławka wrocławskiej drużyny" wręcz eksplodowała. A sędzia szafował żółtymi kartkami. Najpierw ujrzała ją kapitan Impelu Joanna Kaczor, potem Aleksandersen, a chwilę później Norweg ujrzał także czerwony kartonik. Czerwony kartonik oznaczał także dodatkowy punkt dla rywalek i zamkiast 20:20 zrobiło się 19:22. Zdenerwowane wrocławianki oddały już tego seta bez walki.
Emocje sięgnęły zenitu także dlatego, że wcześniej sędziowie ocenili atak jednej z wrocławianek jako autowy, choć piłka trafiła w boisko. Policzyli także Impelkom cztery odbicia w sytuacji, w której nie miało to mkiejsca. Można bez przesady stwierdzić, że podarowali rywalkom 3-5 punktów. Dlatego Joanna Kaczor wpisała do protokołu zawodów swoje uwagi, a włodarze Impelu złożyli oficjalny protest do PZPS.
Sam mecz też dostarczyl sporo emocji i był bardzo podobny do spotkania rozegranego dzień wczesniej. Podobnie jak w czwartek wrocławianki w pierwszym secie walczyły do stanu po 13, a nastepnie mistrzynie Polski "załatwiły" je zagrywką i blokiem.
I podobnie jak w czwartek kapitalna walka rozgorzała w kolejnych dwóch partiach. W drugim secie Aleksandersen wymienił słabiej dziś dysponowaną Hanę Czuturę na Katarzynę Mroczkowską i trzeba powiedzieć, że była kapitan wrocławskiej drużyny dobrze spisała się w ważnych momentach. Przy zagrywce Jenny Hagglund wrocławianki od stanu 9:9 odskoczyły na 17:10 i chociaż siatkarki Chemika zmniejszyły straty, odwrócic losów seta już nie były w stanie.
O trzeciej partii napisaliśmy wiele już na poczatku, a sędziowskie machinacje tym bardziej bolą, że wrocławianjkom udało się ze stanu 9:14 doprowadzić do remisu 15:15. Była więc szansa także na wygranie tego seta.
Gdy wściekłe na decyzje sędziowskie Impelki rozpoczęly czwarta kwartę od prowadzenia 9:3, wydawało się, że zwyciężczynie meczu wyłoni time-break. Ale Chemik nie na darmo określany jest polskim dream teamem. Zawodniczki z Polic nadrobily straty i w koncówce meczu (bardzo dobrze spisywała się wówczas rezerwowa Izabela Kowalińska) okazały się lepsze. - Oczywiście jestem rozczarowany, że to nie my zagramy w finale. Ale, może z wyjątkiem spotkania, które przegralismy 0:3, te spotkania dostarczyly wiele emocji i było w nich wiele walki. Jestem dumny z dziewczyn, bo walczyły z pasją, chociaż były momenty, w których się gubiły - podsumował Aleksandersen.
IMPEL WROCŁAW - CHEMIK POLICE 1:3 (18:25, 25:21, 19:25, 21:25).
Stan rywalizacji 1:3, awans: Chemik
IMPEL: Hagglund 4, Ptak 9, Kąkolewska 13, Czutura 1, Topić 10, Kaczor 15, Sawicka (libero) - Gryka, Mroczkowska 11, Kwiatkowska, Grejman, Kauffeldt.
CHEMIK: Ognjenović 3, Werblińska 13, Bednarek-Kasza 14, Glinka-Mogentale 11, Bjelica 10, Veljković 11, Zenik (libero) - Rabka, Kowalińska 7, Jagiełło 1.
Sędziowali: Bogumił Sikora i Bogdan Nowak (obaj Bielsko-Biala). Widzów: 2100.