wroclaw.pl strona główna Najświeższe wiadomości dla mieszkańców Wrocławia Dla mieszkańca - strona główna

Infolinia 71 777 7777

9°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 09:15

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Dla mieszkańca
  3. Aktualności
  4. Długa droga dzielnych kobiet i dziewczynek z Ukrainy do Wrocławia
Kliknij, aby powiększyć
Ludmiła z wnuczką Weroniką, z ukraińskiego miasta Krzywy Róg, na pierwszym spacerze po Wrocławiu fot. Michał Kurowicki / www.wroclaw.pl
Ludmiła z wnuczką Weroniką, z ukraińskiego miasta Krzywy Róg, na pierwszym spacerze po Wrocławiu

Babcia Ludmiła z wnuczkami jechała i szła piechotą do Wrocławia z Krzywego Rogu na Ukrainie przez prawie trzy dni. Musiały przebyć 1350 km. Rosyjskie bomby spadły na ich miasto już w pierwszy dzień wojny. Od tygodnia mieszkają we Wrocławiu. Powoli poznają miasto.

Reklama

Ich życie zmieniło się 24 lutego. Rano babcia Ludmiła miała jak zwykle przygotować dla swojej wnuczki Weroniki śniadanie i zamierzała wyprawić ją do szkoły. Zamiast kolejnego spokojnego poranka, za oknem usłyszały wybuchy. Na składy amunicji, w ich rodzinnym Krzywym Rogu, spadły rosyjskie bomby. 

Ani chwili wahania. Ruszamy do Polski

Ludmiła nie zastanawiała się ani chwili. Nie zamierzała ryzykować życia swojej ukochanej wnuczki. Następnego dnia spakowała, co miała pod ręką. Poszła razem z Weroniką do domu swoich rodziców, którzy maja już ponad 80 lat. Tam wszyscy spędzili razem kolejną noc. W ostatniej chwili dołączyła do nich druga wnuczka Sofija.

Rano 26 marca, babcia Ludmiła z dwoma wnuczkami Weroniką i Sofiją, ruszyły w daleką podróż do Polski, a dokładnie do Wrocławia, gdzie od pół roku pracuje Olga, mama Weroniki.

Rano wsiadły do pojazdu ewakuacyjnego ukraińskiej obrony cywilnej. Na zachód jechało w nim kilkadziesiąt osób. Przed nimi było 1350 km, bo aż tyle jest z Krzywego Rogu do Wrocławia. Już sam dojazd, do Lwowa, czyli pierwsze 800 km, zajął im 24 godziny. Przyjechały tam bardzo zmęczone, ale nie było czasu na odpoczynek. Po godzinie szukania znalazły marszrutkę, czyli mały busik, który miał zawieźć je na granicę z Polską.

Prawie się udało. To prawie oznaczało, że kierowca podwiózł je tylko 25 km, do miasteczka Gródek i kazał wysiadać. Można sobie tylko wyobrazić, jak były zmęczone. Pomimo tego dalej szły na zachód. Tak jak tysiące innych uciekających przed wojną ludzi.

Za jedną rękę Weronika, za drugą Sofija

Babcia Ludmiła trzymała za jedną rękę Weronikę, za druga Sofiję i tak piechotą zrobiły następne 40 km, do miasteczka Mościska. Zajęło im to 12 godzin. Tam udało się znaleźć kierowcę, który podwiózł je ostatni kawałek, na samą granicę w Szeginiach. Po drugiej stronie była już Polska. Tak blisko, a jednak tak daleko.

Okazało się bowiem, że babcia nie może przejść do Polski ze swoimi wnuczkami. Dziewczynki mogą przekroczyć granicę tylko ze swoimi mamami. Dlatego musiały poczekać, aż te przyjadą z Wrocławia. Obie mamy, gdy tylko pojawiły się na granicy, przeszły na Ukrainę po swoje dzieci. A za pół godziny polscy celnicy pozwolili całej grupie, oczywiście także z babcią Ludmiłą, wrócić do Polski.

Ukraińcy uciekli przed wojną do Wrocławia Babcia Ludmiła, wnuczka Weronika i mama Olga na spacerze obok Hali Stulecia / fot. Michał Kurowicki, www.wroclaw.pl

Pozostało im jeszcze 10 godzin w pociągu z Przemyśla do Wrocławia. 28 lutego wyczerpane do granic możliwości, wysiadły na dworcu Wrocław Główny. Prosto stamtąd trzypokoleniowa rodzina, czyli babcia Ludmiła, mama Olga i wnuczka Weronika pojechały do mieszkania, w którym pokój wynajmuje Olga. Druga wnuczka Sofija, pojechała do innego mieszkania ze swoją mamą.

Przez następne dwa dni spały. W końcu zmęczenie odpuściło. Początek marca to ich pierwsze kroki we Wrocławiu. Najpierw spacer wokół bloku. Potem trochę dalej, ale nie za daleko. Zawsze szybko wracały do mieszkania. Trochę bały się zupełnie nowego miejsca.

Dom emigrantów i uchodźców

W samym mieszkaniu, w którym zamieszkały, zrobiło się ciasno. Składa się z trzech pokoi, kuchni i łazienki. Do tej pory jeden pokój wynajmowała Olga, czyli mama Weroniki ze swoim partnerem Sławkiem. W drugim mieszkała inna para z Ukrainy. W trzecim Michał, Polak który po wielu latach pracy za granicą, niedawno zdecydował się wrócić do Wrocławia.

Dotąd mieszkali w piątkę, ale po przyjeździe babci Ludmiły z wnuczką zrobiło się siedem osób. A po kilku dniach udało się jeszcze ściągnąć z Ukrainy owczarka niemieckiego, ukochaną suczkę Asję. Można powiedzieć, dom emigrantów i uchodźców plus pies. Oni na emigracji w Polsce. Michał przez wiele lat mieszkał w Anglii i Hiszpanii. W domu ciasno, ale wszyscy rozumieją się świetnie. Starają się sobie pomagać, jak mogą.

W sobotę, 5 marca, babcia Ludmiła, z mamą Olgą i wnuczką Weroniką pojechały wspólnie do zajezdni Dąbie, gdzie uciekinierzy wojenni mogą odbierać dary. Zabrał je tam Michał, który musiał namawiać je na to dość długo. Wybrały kilka ubrań dla Weroniki, wzięły coś do jedzenia i do mycia. Po drodze oglądały Halę Stulecia, Pergolę, przeszły się obok ZOO.

Mają już potrzebne dokumenty

W poniedziałek, 7 marca, Olga zabrała swoją mamę i córkę do urzędu, żeby wyrobić im numer PESEL. Udało się to załatwić w niecałą godzinę. Do tego Weronice zaoferowano miejsce w szkole. Całkiem możliwe, że 11-letnia dziewczynka niedługo zacznie u nas naukę. Na razie babcia napisała wiadomość do szkoły w Krzywym Rogu z informacją, że dziewczynce nic nie jest i szczęśliwie dojechała do Wrocławia.

Co robią na co dzień? Pierwsze dni są dla nich na pewno dość trudne. Wszystko wokół jest nowe. Wyrwały się z wojny. Mają za sobą długą, wyczerpująca podróż. Wolą na razie zostać w domu, choć jak widać, czasami z niego wychodzą. Na pewno w wyjściach pomaga suczka Asja, bo przecież z pieskiem trzeba pójść na spacer.

Cały czas są w kontakcie z rodziną w Krzywym Rogu. Zostali tam przecież pradziadkowie, 80-letnia Lilia i 85-letni Witalij, którzy są małżeństwem od 60 lat. Za każdym razem, gdy dowiadują się, że wszystko u nich w porządku, widać ogromną ulgę na ich twarzach.

Gdy koło domu na sygnale przejeżdża karetka pogotowia lub policja na sygnale Ludmiła jest zaniepokojona. Dopytuje, co się dzieje, bo dźwięk kojarzy jej się z wyciem syren zawiadamiających o alarmie bombowym w jej rodzinnym mieście.

Historia dzieje się na naszych oczach

Niemal cały czas sprawdzają też sytuację wojenną na Ukrainie. Nie mogą uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Przecież wcześniej znały wojnę tylko z filmów. Modlą się, że uda się uratować ich kraj przed atakiem rosyjskiej armii Putina. Są dumne z prezydenta Zełeńskiego, który tak jak one, pochodzi z Krzywego Rogu.

Na wtorek babcia Ludmiła z Weroniką przygotowują pielmieni, czyli ukraińskie pierogi z mięsem. Do stołu wieczorem zasiądzie cały dom emigrantów i uchodźców wojennych. Każdy opowie swoją historię. Nie zabraknie też kwiatów, bo to przecież 8 marca, czyli Dzień Kobiet, ale kwiaty to na razie niespodzianka.

Historia tych ludzi, połączonych tragiczną wojną w Ukrainie pisze się każdego dnia. Niedługo będzie ich jeszcze więcej, bo w ciąży jest Oksana żona Jurija, którzy wynajmują jeden z pokoi. Para pojechała do Ukrainy na zaledwie dwa tygodnie przed wybuchem wojny, żeby się pobrać. Mają po dwadzieścia kilka lat. Udało im się wrócić na tydzień przed tym jak na ich kraj spadły pierwsze bomby.

Posłuchaj podcastu

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl