wroclaw.pl strona główna Najświeższe wiadomości dla mieszkańców Wrocławia Dla mieszkańca - strona główna

Infolinia 71 777 7777

13°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 04:40

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Dla mieszkańca
  3. Aktualności
  4. Spotkałem pułkownika Kuklińskiego

Z pułkownikiem Ryszardem Kuklińskim spotkałem się w Chicago w listopadzie 2001 r., dwa miesiące po terrorystycznym ataku na World Trade Center. Czy dojdzie do rozmowy, nie było pewne do samego końca.

W piątek, 16 listopada 2001 r., nowiutki jaguar Huberta Cioromskiego, Amerykanina z polskimi korzeniami, zajechał pod hotel na przedmieściach Chicago, punktualnie o godzinie 9.30. W tej samej chwili w drzwiach ukazuje się niewysoki szpakowaty mężczyzna, z siwą bródką i butelką wody mineralnej w ręce. Szybko wsiada do środka i po chwili mkniemy już autostradą. Za nami, w samochodzie, jego obstawa. Siedzę i nie mogę uwierzyć, że mam przed sobą pułkownika Ryszarda Kuklińskiego, bohatera jednej z największych afer szpiegowskich XX wieku.

Pomimo kilkudniowych przygotowań do końca nie było pewne, czy uda mi się spotkać z pułkownikiem. W takich przypadkach ostatnie słowo zawsze należy do amerykańskich służb bezpieczeństwa. Mnie pomogła chicagowska Polonia, a przede wszystkim Władysław Lis, prezes I Dywizji Pancernej im gen. Maczka w Chicago, Wojciech Cioromski i jego syn Hubert.

Pułkownik chętnie zgodził się na rozmowę w domu pana Wojciecha, bo łączyła ich kilkuletnia przyjaźń. Telefon z informacją, w którym hotelu zatrzymał się Kukliński, Hubert dostał na pół godziny przed spotkaniem.

W 2001 r. Ryszard Kukliński skończył 71 lat. Miał pooraną zmarszczkami twarz i ostre, przenikliwe spojrzenie. Podczas rozmowy często sięgał po szklankę z wodą.

– Jestem w trakcie usuwania kamieni żółciowych i muszę dużo pić – wyjaśniał.

Pytany, opowiada ściszonym głosem, prawie szeptem. Mówi precyzyjnie, po wojskowemu, powoli, jakby ważył każde słowo. Głównym wątkiem mojej rozmowy miała być 20. rocznica wprowadzenia stanu wojennego. Przygotowałem całą listę pytań, jednak gdy zaczął mówić, odruchowo zamknąłem zeszyt.

Kukliński w polskiej armii zrobił szybką karierę. Młody, zdolny, o fenomenalnej pamięci, szybko awansował. Mając 24 lata, był już kapitanem. Na studiach zafascynowała go sztuka wojenna. W 1963 r. trafił do Sztabu Generalnego. Przygotowywał wszystkie większe ćwiczenia Wojska Polskiego, przeprowadzane z armiami Układu Warszawskiego.

– Sześćset tysięcy polskich żołnierzy miało ruszyć na Niemcy, Belgię, Holandię i Danię – opowiadał pułkownik. – Na sztabowych mapach zaznaczałem symbole grzyba atomowego. Niebieskie tam, gdzie uderzenia miały paść z Zachodu, czerwone tu, gdzie nasze. Wciąż myślałem, co to oznacza dla Polski. Im dłużej pracowałem w Sztabie Generalnym, tym bardziej przekonywałem się, że Wojsko Polskie nie służy narodowi, ale imperialnym interesom wschodniego sąsiada.

W latach 1972-1981 Kukliński dostarczył Amerykanom ponad 35 tys. stron dokumentów. Były to radzieckie plany wojenne i informacje techniczne o uzbrojeniu. Mówiąc o tamtych czasach, podkreślił:

– Nie byłem szpiegiem, bo to nie CIA mnie zwerbowała, to ja dla obrony Polski użyłem CIA.

Nie spodziewał się, że Związek Radziecki upadnie. Chciał jednak wzmocnić Zachód, bo jak mówił: „słabość jest zaproszeniem do agresji”. Mówił mi, że od powstania Solidarności miał dla niej wiele uznania. Sam jednak nie szukał kontaktu ze związkiem: „bo wiedziałem, jak głęboko była spenetrowana”.

– W grudniu 1980 r. Moskwa była gotowa do inwazji na Polskę – mówił. – Wiedziałem o tym i byłem pewien, że poleje się krew.

Poinformował o tym Waszyngton. Amerykanie dali znać Moskwie, że o tym wiedzą i w razie inwazji powinni się liczyć z poważnymi konsekwencjami. Rosjanie, mając na głowie Afganistan, nie zaryzykowali kolejnego konfliktu.

Kukliński był współpracownikiem gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Pisał przemówienia, które generał wygłaszał na forum Układu Warszawskiego. Opracowywał dla niego ćwiczenia wojskowe i najważniejsze dokumenty ministerstwa obrony. Pytany, czy Jaruzelski, wprowadzając stan wojenny, uratował Polskę przed katastrofą, mówił stanowczo:

– Żaden sowiecki generał, a było ich w polskim wojsku wielu, nie uczyniłby dla Związku Radzieckiego więcej niż generał Jaruzelski.

Ostatnim dniem Ryszarda Kuklińskiego w Polsce była sobota, 7 listopada 1981 r. Pytany o szczegóły wyjazdu z kraju, uśmiechał się:

– Słyszałem wiele wersji, między innymi i takie, że wyleciałem LOT-em, że na Bałtyku zabrała mnie łódź podwodna, że wyjechałem w paczce lub byłem ukryty w samochodzie. Nawet moi najbliżsi nie znają szczegółów. Nie chodzi o to, żeby utrzymywać wątek tajemniczości, ale o to, że to była operacja, która może się jeszcze przydać i powtórzyć. Powiem tylko, że były cztery próby podjęcia mnie.

W USA Kuliński otrzymał medal „Za zasługi dla amerykańskiego wywiadu” i dostał stopień pułkownika Gwardii Narodowej. Proponowano mu stopień generała, ale odmówił, bo nie chciał wstąpić do armii amerykańskiej. Do czasu naszej rozmowy – pięć razy musiał zmieniać miejsce zamieszkania. Podobno były próby jego porwania. W niewyjaśnionych okolicznościach, w 1993 i 1994 r., zginęło jego dwóch synów – 39-letni Bogdan pracował jako nurek i 41-letni Waldemar, prawnik.

Pytałem go, czy wciąż czuje się zagrożony.

– Mam federalną ochronę, jednak pozbawienie mnie życia nie byłoby dla mnie krzywdą. W końcu po tamtej stronie mam większość rodziny i przyjaciół…

Po 1989 r. Kukliński był gotowy wrócić do Polski, jednak ekipa Lecha Wałęsy go nie zaprosiła. A oczyszczenie z zarzutów o zdradę ojczyzny (ciążył na nim wyrok śmierci) nastąpiło dopiero w 1997 r.

Prof. Zbigniew Brzeziński nazwał Kuklińskiego „pierwszym polskim oficerem w NATO”. Natomiast kardynał Franciszek Macharski, witając pułkownika w 1998 r. w Krakowie, określił go „ostatnim polskim żołnierzem tułaczem”. Dla jednych jest bohaterem, dla drugich zdrajcą. Pułkownik, odpowiadając na wysuwane wobec niego zarzuty, mówił zdecydowanie:

– Nigdy nie zdradziłem Wojska Polskiego i nie złamałem wojskowej przysięgi. Gdy przysięgałem w 1947 r., nie było słowa o lojalności wobec Sowietów. To wojsko, pod wpływem partii, zdradziło to, na co ja przysięgałem. Mieliśmy bronić narodu i państwa, a nie władzy ludowej. Przeciwko mnie występują głównie ci, którzy związali się z poprzednim systemem. Dla nich podniesienie moich zasług i moja rehabilitacja zaprzeczają drodze życiowej kadry Ludowego Wojska Polskiego. Nosiłem mundur żołnierza Wojska Polskiego i jestem z tego bardzo dumny. W ogromniej większości było to wojsko bardzo patriotyczne. Jednak istotę „doktryny obronnej” PRL znało wąskie grono. Nawet dowódcy dywizji i pułku czasami niewiele wiedzieli. Dla mnie najważniejsze jest to, że Miller i jego partia poparły wejście Polski do NATO. I w tym kontekście, podczas mojej z nim rozmowy, wraziłem mu za to wdzięczność.

– Kiedy zobaczymy pana w kraju ? – zapytałem pułkownika na koniec spotkania. Zamyślił się i odpowiedział: – Tego nie wiem… tego niestety nie wiem.

Pułkownik zmarł 11 lutego 2004 r. w Tampie, na zachodnim wybrzeżu Florydy. Jego prochy spoczęły 19 czerwca 2004 r. w Alei Zasłużonych na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie.

Jarek Ratajczak

O premierze filmu Jack Strong 

Posłuchaj podcastu

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl