Prof. Andrzej Steciwko miał też żyłkę kolekcjonera – jego zbiór piasków, muszli kamieni z całego świata był imponujący. Wielką frajdę sprawiały mu nadto wyjazdy z wnuczkami. Odszedł w wieku 62 lat, gdy tyle osiągnięć zawodowych i rozmaitych podróży było jeszcze przed nim. W jednym z wywiadów opowiedział o tym swoim motoryzacyjnym „uzależnieniu”, udzielając przy tym wszystkim kierowcom kilku poglądowych lekcji.
Magdalena Orlicz-Benedycka: Co sądzi pan o kobietach z kierownicą?
Prof. Andrzej Steciwko: – Zdecydowanie panie za kierownicą łagodzą obyczaje. Kobiet kierowców jest coraz więcej, są spokojniejsze i bardziej skoncentrowane. Powiedzenie „baba za kierownicą” już chyba przestało być aktualne. Ale widzę też takie kobiety – zupełne beztalencia motoryzacyjne, podobnie jest zresztą wśród mężczyzn. Kobiety bardziej przestrzegają przepisów, brawura jest im obca, ale są wyjątki. Są też szalone, nieodpowiedzialne – tak jak mężczyźni, no i zdarza mi się czasem pomyśleć „baba za kierownicą”… Panom, którzy mają dylemat, czy oddać auto żonie, powiem tak: jeśli jako pasażer przy żonie kierowcy ma całą drogę siedzieć wciśnięty w fotel, wciskać odruchowo pedały i zwracać uwagę, lepiej niech prowadzi sam. Żonie trzeba wtedy kupić drugie, tanie auto i niech się uczy. Bardzo chętnie bym dzielił samochód z żoną, jednak stwierdziła, że nigdy nie będzie prowadziła auta. Natomiast wszystkie moje asystentki w Instytucie Medycyny Rodzinnej mają samochody, prowadzą bezpiecznie. Każdemu trzeba wprawy, czasu i praktyki.
Czym jest dla Pana jazda samochodem i czy sposób, w jaki prowadzi Pan auto, odzwierciedla cechy Pańskiego charakteru?
– To dla mnie przyjemność, wygoda i ułatwienie w życiu zawodowym. Wsiadam w samochód i wypoczywam. Często jeżdżę na trasach między różnymi miastami. Jestem przeciwnikiem automatycznych skrzyń biegów. Uważam, że kierowca powinien sam aktywnie wykonywać czynności w prowadzeniu samochodu.
Jak ma się sposób prowadzenia samochodu do charakteru, do osobowości? To widać po ruszaniu, hamowaniu, wyprzedzaniu, po wymuszaniu... Często obserwujemy, jak ktoś na skrzyżowaniu szaleje, stwarzając zagrożenie. Gdy widzę, że ktoś koniecznie chce mnie wyprzedzić lub bardzo się spieszy, puszczam go przed sobą, niech jedzie, nie upieram się przy swoim, nie ścigam. Przecież taki nieodpowiedzialny kierowca może zniszczyć mi auto lub komuś zrobić krzywdę. Mój sposób prowadzenia przystaje do charakteru – jest jasny i wyważony. Jeżdżę dynamicznie, ale bezpiecznie. Poszaleć też lubię, ale jest to takie szaleństwo kontrolowane. Nie szpanuję, nie imponuje mi zawrotna prędkość. Jestem przeciwnikiem łamania przepisów.
Samochód Pańskich marzeń to… Jakimi autami Pan jeździł?
– Chyba nadal Toyota. To świetna marka! Moim pierwszym autem było oczywiście maluch, robiony jeszcze na włoskich częściach, używałem go 10 lat. Potem były łady różnych generacji po najnowszą, następnie Mazda 323 – rewelacyjny samochód, a jeszcze później Rover. Obecnie mam Toyotę Avensis. Zatrzymałem się na autach japońskich, bo są bardzo dobrze zrobione, funkcjonalne, mało awaryjne. Nie mam marzeń, aby mieć Mercedesa czy BMW. To nie jest najważniejsze w życiu. Mój samochód pali mało, jest „mało chodliwy” u złodziei, nie rzuca się w oczy, ma spokojny kolor... Na autostradzie mogę sobie „wrzucić”180 kmi wystarczy. Jazda komfortowa i czego szukać więcej?
Czy ma Pan „skłonności” do sportowych samochodów, motocykli, do rajdów?
– Lubię prędkość, ale nie lubię sportowych aut. Rajdowymi samochodami jeździłem pod Poznaniem na sportowym torze, podczas specjalnej imprezy organizowanej przez Ferrari. Muszę powiedzieć, że w tej wersji sportowej samochód jest niewygodny. Auto prowadził rajdowiec, jechał z prędkością320 kmi współczułem mu, że ma taki ciężki zawód. Doszedłem wtedy do wniosku, że nawet gdyby dawali wielkie pieniądze za taką jazdę, nie chciałbym przebywać w takiej „trumnie”. To są tzw. urazowe wyścigi, jestem od tego daleki. Przerobiłem ten temat i po 10 minutach jazdy w kasku w tym aucie byłem cały obolały. Mnie to nie bawi. To trzeba lubić.
Natomiast co do motocykli, nie znoszę ich i nie rozumiem ludzi, którzy kochają jazdę na „motorze”. Zawsze mówiłem o nich, że to potencjalni dawcy narządów. Kiedyś pytałem przyjaciela, który kolekcjonował motocykle, jak to jest możliwe, że „wypasiona” Yamaha, jaką widziałem w salonie w Paryżu, jest droższa od samochodu średniej klasy. On odpowiedział, że fan motocykli da wszystkie pieniądze, aby przejechać się Yamahą z tymi wszystkimi bajerami. Gdy zapytałem, w czym ta przyjemność, usłyszałem, że to poczucie wolności i pęd wiatru. Zastanawiam się, jaka to przyjemność, gdy silny wiatr dmucha mi w twarz?
Prof. Steciwko nie przepadał za rajdami, ale jazdy na torze spróbował (fot. arch. prywatne)
Dużo Pan podróżował. Jakie ma Pan doświadczenia z dróg innych krajów?
– Wiele kilometrów zrobiłem po autostradach naszych sąsiadów. Poza tym jeździłem lewą stroną w Australii – to było życiowe doświadczenie! To był egzamin sprawnościowy – przestawienie się z prawej na lewą stronę.
Uwielbiam jeździć po Europie Zachodniej, jest tam pełna sieć autostrad, obwodnice, małe i duże, z dużym wyprzedzeniem oznakowanie zjazdów, bezpieczne wyjazdy… Drogi są gotowe na dużą ilość samochodów, mają świetne powierzchnie, zaplecza, punkty sanitarne, restauracje, budki telefoniczne – to daje kierowcy spokój i komfort jazdy.
Czy jakoś szczególnie przygotowuje się Pan zwłaszcza do nowej do trasy?
– Mam pamięć wzrokową i jeśli już gdzieś byłem czy przejeżdżałem, to trafię ponownie. Nocą jest gorzej. Gdy jadę sam i pierwszy raz jakąś trasą, biorę mapę, gdy zabłądzę – pytam. Przed wyjazdem przygotowuję punkty kluczowe na mapie. Natomiast gdy jadę z żoną, nie potrzebuję nawet nawigatora, żona dobrze pilotuje trasę.
Dlaczego w mężczyznach za kierownicą jest tyle agresji?
– Agresja nie powinna się przekładać na jazdę. Uważam, że jeśli ktoś nie ma w sobie agresji w ogóle, to i za kierownicą potrafi zachować kulturę. U siebie nie zauważyłem nerwowych zachowań. Widzę natomiast, że niektóre kobiety są agresywne, krzyczą, gestykulują... Czy kultura jazdy w innych krajach jest większa? Proszę zwrócić uwagę, jak zachowują się kierowcy na Południu. Trąbią, pokrzykują, potem się uśmiechają! I tam nikt mnie nigdy „nie objechał” z powodu złej jazdy. Jeśli więc ktoś zachowuje się agresywnie, oznacza, że ma ze sobą problemy. Tak jesteśmy skonstruowani, że agresja, chęć dominacji i rywalizacji jest większa u mężczyzn niż u kobiet, to uzasadnione, związane z testosteronem. Niestety ta rywalizacja na drodze często kończy się tragicznie. Agresja jest mniejsza, im więcej mamy w sobie kultury. Człowiek kulturalny jest w stanie opanować nerwy i nie odreagowuje stresu za kierownicą.
Rozmawiała: Magdalena Orlicz-Benedycka