wroclaw.pl strona główna Najświeższe wiadomości dla mieszkańców Wrocławia Dla mieszkańca - strona główna

Infolinia 71 777 7777

18°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 19:30

wroclaw.pl strona główna

Reklama

  1. wroclaw.pl
  2. Dla mieszkańca
  3. Przydatne informacje
  4. Moda, uroda, zakupy, hobby
  5. Na szkolnym „wybiegu”

Drodzy debiutanci w roli rodziców i opiekunów uczniów podstawówek, ale i wy, którzy już kolejny rok z rzędu posyłacie swoje pociechy za szkolne ławy i ciągle dręczycie się tym, w co dziecię do tej szkoły ubrać i obuć. Ponieważ wasi najmilsi nie trafili tam, gdzie dyrekcje przy wsparciu rad rodziców obmyśliły, że w ich placówkach będzie obowiązywał jednolity uczniowski strój, uważacie, że stanęliście przed wielkim problemem.

Problemem z pogodzeniem zasobności portfela z „fanaberiami modowo-stylizacyjnymi” swojego przychówku (i wbrew pozorom, nie tylko płci niewieściej!), a także oczekiwaniami nauczycieli. A wśród tych ostatnich trafiają się wyznawcy różnych porządków – od kompletnej ascezy poczynając, na pedanterii stylistycznej kończąc.

Wierzycie także, że jednolity szkolny strój godzi solidarnie „biednych z bogatymi”, nie wpływa deprymująco na wasze dzieci, a tym samym każe im skupić się tylko na nauce, a nie na chełpieniu się ciuchami lub na wstydzie, że się takich się nie ma. Racja, ale jest i druga strona medalu.

Rodzice tych „umundurowanych” uczniów także nie do końca mają „z głowy”. Ponieważ mundurki, obowiązujące dziś w niektórych szkołach, ograniczone są zazwyczaj do „góry” – czyli do marynarek, kamizelek czasami T-shirtów. Reszta odzienia to zaś „wolna amerykanka” – spodnie, spódnice, getry, a w końcu buty mają różne fasony i kolory, a wiele wprost krzyczy: podziwiajcie i nie dotykajcie, bo taką kasę kosztujemy! (Niestety, mierzenie się z uczniowskim szpanem od lat stawia i rodziców, i nauczycieli na straconej pozycji, a wśród młodego pokolenia rodzi antagonizmy, czasami bardzo nieprzyjemne, a bywa, że i tragiczne w skutkach). I mimo że wiele placówek oświatowych widzi w mundurkach samo dobro, bo z jednej strony umacniają prestiż szkoły i są wyrazem uczniowskiej wspólnoty, a z drugiej zapobiegają (pozornie, jak się okazuje) rewii mody i licytacjom, kto lepszy, kto gorszy itd., to dla rodziców oznacza to następną komplikację.

Spójrzmy bowiem: na kupienie mundurka – zależnie od tego, czy w całości czy nie – trzeba wyłożyć od jakichś 40 zł do 300 zł (tu w wersji łącznie z butami). Ale czy można poprzestać na jednym mundurku, który przecież trzeba kiedyś wyprać czy wręcz naprawić (a dzieci mamy różne, oj różne, niektóre wracają ze szkoły niczym z pola bitwy!)? Nie można. Dodatkowo (i to chyba najmocniejszy argument) okazuje się, że te nasze pociechy… rosną, a niektóre nawet jak na podwójnej dawce drożdży – i wszerz, i wzdłuż. Komentarz w tym miejscu jest zbyteczny, ale dla porządku podsumujmy – mundurek trzeba kupować co roku. W ekstremalnych przypadkach – nawet co semestr. Dotyczy to przede wszystkim tych T-shirtów, które „robiąc” za oficjalny szkolny strój, są często uszyte z tak podłej jakości tkaniny, że niemiłosiernie chłoną pot i inne zapachy. A to sprawia, że ubranko już po kilku godzinach zalatuje jak najlepszego gatunku ser munsterski. Po kilku praniach natomiast nadaje się tylko na ścierkę do kurzu.

Dlatego, drodzy „nieumundurowani” rodzice, nie narzekajcie, a jednocześnie nie rzucajcie się z błyskiem szaleństwa w oczach – w wielu przypadkach pod naciskiem swoich milusińskich – na zakupy, które mają zapełnić garderoby waszych dzieci po szczyt najmodniejszymi, najlepszego gatunku, co równa się – najdroższymi ciuchami! Przed strzeleniem sobie takiego samobója, spokojnie, bez egzaltacji, przejrzyjcie to, w co do tej pory (czyli do początku roku szkolnego) ubierały się wasze dzieci. Na pewno są w tych rzeczach i koszulki, i bluzy, i dolne partie dziecięcej garderoby, które do szkoły się nadają. A jeżeli już musicie uzupełnić „małe szafy” o nowości, kupujcie to, co sprawdzi się w szkolnych ławkach, na korytarzach i na boisku.

Po pierwsze, kolory – stonowane: ciemniejsze wersje niebieskiego, brązów, szarości, zieleni – bo po prostu te barwy nie łapią tak szybko brudu; kolorowe napisy i aplikacje pożądane (może oprócz kościotrupich czaszek itp., i przekleństw w obcym języku!), ale „nieagresywne”.

Po drugie, tkaniny – jak najmniej sztucznych, nieprzewiewnych; naturalne nie zatrzymują tak bardzo tych wątpliwych szkolnych (np. po wuefie) zapaszków; a skarpety: 100% bawełny i basta!

Po trzecie, fason – niech nic nie uwiera, spina i nie krępuje ruchów dziecka; niech ono nie skupia myśli na tym, czy ta sprzączka, paseczek albo inny koralik za chwilę się nie urwie. Bluzy, spodnie, koszulki – z odpowiednim luzem i jak najmniejszą liczbą zapięć (guzików, toczków, zamków błyskawicznych) – co może utrudniać życie i dziecku (np. w toalecie) i być niebezpieczne nie tylko dla niego, ale i reszty kolegów.

Po czwarte – niejako osobna kategoria: obuwie – koniecznie z miękką, jak najlepiej „łapiącą” podłogi (czasami sakramencko śliskie) podeszwą; niezbyt opinające stopę, bo dłuższe siedzenie ze spuszczonymi nogami nie sprzyja dobremu krążeniu i nogi (nawet te najmłodsze) po prostu nabrzmiewają.

No i na koniec, drodzy Rodzice, niech nie umknie Wam „drobnostka”, przez którą cierpiały i cierpią całe zastępy uczniaków, wytykane palcami przez rówieśników i „szykanowane” przez pedagogiczne ciało. Bynajmniej nie za szatę, która zdobi mniej lub bardziej, a za: brudne i rozczochrane czupryny, paznokcie z „żałobą po kocie”, za szyje, na których można „siać rzepę”, i za oddech pastą do zębów nieskalany. Niech wasze dzieci będą po prostu schludne i czyste.

Małgorzata Wieliczko

Na zdjęciach propozycje ubrań (niedrogich!), które w szkole nie wzbudzą kontrowersji i zapewnią swobodę dzieciom w wieku 6-11 lat. Te do kupienia w popularnym Smyku (www.smyk.com).

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama

Powrót na portal wroclaw.pl