wroclaw.pl strona główna Najświeższe wiadomości dla mieszkańców Wrocławia Dla mieszkańca - strona główna

Infolinia 71 777 7777

24°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 18:10

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Dla mieszkańca
  3. Aktualności
  4. Balsamista zwłok: zmarłych nie trzeba się bać!
Kliknij, aby powiększyć
Adam Ragiel, balsamista ciał, technik-instruktor balsamacji zwłok, specjalista tanatokosmetologii archiwum prywatne
Adam Ragiel, balsamista ciał, technik-instruktor balsamacji zwłok, specjalista tanatokosmetologii

Wszystkich Świętych to dla nas czas wspomnień o bliskich, którzy odeszli z tego świata, rozmyślania o przemijaniu i kruchości życia. Są jednak ludzie, dla których śmierć i zmarli to codzienność. O tym, jak wygląda praca balsamisty zwłok, na czym dokładnie polega i co daje balsamacja oraz jak szybko rozkłada się ludzkie ciało, jakie zwłoki są najtrudniejsze do przygotowania do godnego pożegnania i o tym, czy ta praca naprawdę jest tak straszna, jak może się wydawać, z Adamem Ragielem, technikiem-instruktorem balsamacji zwłok rozmawia Bartosz Moch.

Reklama

Zna Pan serial „Sześć stóp pod ziemią”, który traktuje o rodzinie Fischerów, prowadzącej zakład pogrzebowy?

Adam Ragiel, balsamista ciał: – Znam. To jeden z niewielu seriali pokazujący w pewnym stopniu moją branżę „od kuchni”.

No właśnie – „w pewnym stopniu”. Jego bohaterowie, podczas przygotowania i balsamowania zwłok, rozmawiają ze zmarłym, zastanawiają się kim on jest, jak żył. Panu też się to zdarza?

– Czasami tak, choć po latach to nieco mija. W ten sposób, zwłaszcza w pierwszych latach tej pracy, przełamujemy trochę barierę i strach. Mówię do zmarłego na zasadzie: „Panie Janku, pan pomoże, da mi tę rękę. Niech mi Pan zaufa, będzie Pan świetnie wyglądał”. To bardzo ważne, zabijamy w ten sposób ciszę, która wypełnia pomieszczenie. Często, pracując przy zwłokach, pomyślę przez chwilę, kim była ta osoba, kogo pozostawiła na tym świecie. Przy czym staram się w to nie zagłębiać, bo inaczej można by zwariować. Dla mnie najważniejsze jest jedno – przygotować jak najlepiej ciało. Tak, żeby rodzina, bliscy mogli się godnie pożegnać. Myślę przede wszystkim o tych żyjących.

Kliknij, aby powiększyć
Powiększ obraz: Adam Ragiel, balsamista ciał, technik-instruktor balsamacji zwłok, specjalista tanatokosmetologii archiwum prywatne
Adam Ragiel, balsamista ciał, technik-instruktor balsamacji zwłok, specjalista tanatokosmetologii

„Bardziej niż zmarli, oddziałuje ma mnie ból bliskich”

Ile ciał dziennie potrafi Pan „przygotować”?

– W rekordowe dni zdarza się, że jest to nawet 15 ciał! Ale średnio kilka, czasami są dni, że pracuję „tylko” przy dwóch, trzech zwłokach. Staram się też przygotowywać wstępnie ciała już na kolejny dzień. To ułatwia pracę.

I co potem? Popracuje Pan przy kilkunastu ciałach, wybija 17:00, idzie Pan do domu i myśli już tylko o rodzinie, co zje na kolację, jaki film obejrzy? Trudno uwierzyć, że można to tak rozdzielić.

– Ktoś, kto mnie nie zna, może sobie wyobrazić, że całe moje życie to trupy. Ale moi znajomi i bliscy wiedzą, że w domu w ogóle tym nie żyję. Po moim zachowaniu nikt raczej nie stwierdzi, czym się zajmuję zawodowo. Odcinam się. W pracy 100% skupienia, interesuje mnie tylko zmarły. Zamykając drzwi firmy, zostawiam zmarłych za sobą. Otwieram się na żywych (śmiech).

Koszmarów Pan nie miewa?

Nigdy ich nie miałem i nadal nie mam. Przynajmniej, jeśli chodzi o zmarłych. Bardziej oddziałuje na mnie żal rodziny, bliskich podczas pożegnania. Te emocje w człowieku na trochę zostają. Najgorzej, gdy odchodzi dziecko i człowiek patrzy potem na ból rodziców. Wówczas potrzebuję chwili, żeby to przetrawić. To są najtrudniejsze momenty. Ale w tej pracy musisz sobie pewne rzeczy w głowie poukładać, trzeba trochę wyłączać emocje.
Adam Ragiel, balsamista ciał

Podchodzi Pan emocjonalnie inaczej, gdy balsamuje np. dziecko, niż w przypadku osoby starszej?

– Nie, podejście jest zawsze takie samo. Śmierć to coś trudnego do zaakceptowania, ale naszym celem jest przygotować zmarłego do pożegnania. Żeby wyglądał jak najlepiej, niczym jakby spał a rodzina mogła go godnie pożegnać. To może brzmieć brutalnie, ale inaczej nie moglibyśmy pracować w tym zawodzie.

„Spokoju nie dawało mi to, że bliscy podchodzili do zmarłego z obrzydzeniem”

Czy tak, jak w przypadku lekarzy, obowiązuje w branży pogrzebowej zasada: „bliskimi się nie zajmujemy, bliskich nie balsamujemy”?

– Mamy niepisaną umowę, że - co do zasady - jeżeli bliska nam osoba odchodzi, to prosimy kolegów o wsparcie. Ale nie jest to regułą. Proszę pamiętać, że w przypadku lekarzy walczymy o życie, są olbrzymie emocje i, zwłaszcza, gdy jest to ktoś dla nas bliski, można popełnić błąd. U nas ten problem odchodzi, zmarłemu nic już nie zrobimy. To jest bardziej kwestia, czy dasz radę sam przygotować tatę albo mamę? Czy chcesz to zrobić?

Sam przygotowywałem do pogrzebu swojego ojca i dla mnie było to oczywiste. Kto może lepiej wiedzieć, czego on by oczekiwał? Chciałem to zrobić dla taty.
Adam Ragiel, balsamista ciał

Skąd w ogóle pomysł na taką pracę? Pomyślał Pan sobie za młodu: „będę balsamistą zwłok”?

– Jako dziecko nie marzyłem o tym zawodzie (śmiech). To przyszło samo. Nie miałem nigdy problemu ze zmarłymi – babcia zabierała mnie na pożegnania w domach z wystawioną trumną i nie robiło to na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia. W wieku 19 lat dostałem możliwość dorywczej pracy – asystowania przy pogrzebach. Proste czynności: przeniesienie trumny z kaplicy do kościoła, potem z kościoła na cmentarz. Dorabiałem w ten sposób, jeszcze się ucząc. I wtedy też dostrzegłem, że wiele rodzin nie było zadowolonych z tego, jak wygląda zmarły podczas pożegnania. Byli przerażeni, podchodzili z obrzydzeniem. To nie dawało mi spokoju.

Kliknij, aby powiększyć
Powiększ obraz: Trumna wystawiona do pożegnania archiwum prywatne
Trumna wystawiona do pożegnania

Uznał Pan, że można to robić lepiej?

– Dokładnie! Przecież ludziom można oszczędzić dodatkowych przykrości i sprawić, żeby zmarły naprawdę dobrze wyglądał! Dlatego zacząłem szukać informacji, uczyć się, głównie za granicą, bo w Polsce ta wiedza raczkowała. Kończyłem branżowe szkolenia, jeździłem na kursy, choćby do Wielkiej Brytanii, oraz ukończyłem kurs technika sekcji zwłok w Katedrze Zakładu Medycyny Sądowej we Wrocławiu. Obecnie prowadzę Zakład Pogrzebowy w miejscowości Pomiechowo pod Warszawą, a w samej Warszawie mamy filię – Usługi Pogrzebowe Ragiel. W 2008 roku sam otworzyłem szkołę, w której uczę profesjonalnego przygotowania zwłok – Polskie Centrum Szkolnictwa Funeralnego, z siedzibą w Łodzi.

Jak można zostać balsamistą zwłok?

Pomaga Pan kształcić nowych balsamistów. Co trzeba w sobie mieć, żeby ten zawód wykonywać i jak wygląda nauka?

– Nie można bać się zmarłych i trzeba chcieć to robić. Mieć w sobie dużo spokoju i pewne dłonie - trochę jak chirurg. Natomiast nie są wymagane specjalne studia. Wystarczy być pełnoletnim, zrobić odpowiednie kursy. Należy zacząć od podstaw – sanitarnego przygotowania zwłok. Wówczas ocenimy, czy się do tego nadajemy i możemy ewentualnie iść dalej – np. w kierunku techniki balsamacji, rekonstrukcji czy sekcji zwłok.

Wiele osób odpada na wczesnym etapie?

– Właśnie nie. Wręcz przeciwnie, zdarza się, że osoby najbardziej na początku przerażone, są potem najlepsze. Mówią, że nie wyobrażały sobie, jak spokojna jest ta praca i że tak szybko można się z nią obyć. I chcą ją wykonywać! Przede wszystkim, to jest zawód, który zmienia spojrzenie na życie doczesne.

Ile trwa nauka w Pana szkole?

– Podstawowe szkolenie, po którym możemy samodzielnie przygotowywać zwłoki do pożegnania, dwa dni. Techniki balsamacji czy rekonstrukcji to już większe tematy – tu musimy się uczyć anatomii, budowy ciała, są zajęcia praktyczne, które np. z techniki balsamowania zwłok w małych grupach trwają 10 dni. Rekonstrukcja elementów ciała i technika sekcji to wyłącznie zajęcia indywidualne, pierwsze trwają pięć dni, drugie 15.

Czyli, jako kompletny żółtodziób, wszystkie te kursy mogę przejść w jakim czasie?

– Około dwóch miesięcy.

I już mogę robić to, co Pan? Aż trudno w to uwierzyć, że to takie proste!

– To są podstawy. Potem przez lata zbiera się doświadczenie. Ale na początek to Panu wystarczy.

Balsamacja zwłok – na czym polega i dlaczego warto ją przeprowadzić?

To wytłumaczmy może, na czym dokładnie polega ten nietypowy zawód balsamisty zwłok? Ja kojarzę tylko, że temu procesowi podlegał np. Lenin czy Jan Paweł II – czyli historyczne postacie. Ale okazuje się, że jest to całkiem powszechna praktyka, także dla „zwykłych ludzi”. Czym jest balsamowanie?

Balsamacja to zaawansowany proces przygotowania zwłok, który zyskuje na popularności. Został zapoczątkowany już w starożytności, choć wtedy odbywało się to trochę inaczej, niż obecnie. Dziś balsamację przeprowadzamy na prośbę rodziny - jest wykonywana ze względów sanitarnych i polega na dezynfekcji całego ciała - nie tylko zewnątrz, ale też wewnątrz.
Adam Ragiel, balsamista ciał

Do ciała podajemy płyn na bazie formaliny z dodatkiem komponentów zmiękczających i koloryzujących, który ma właściwości sanitarne, dezynfekcyjne, konserwujące i kosmetyczne, czyli przywraca zmarłemu naturalny wygląd -  niemal jak za życia, zacierając wszystkie oznaki cierpienia, choroby. Krew odprowadzamy gównie żyłami a tętnicami wprowadzamy płyn balsamujący. Proces następuje w całym organizmie – w tkankach i narządach. W ten sposób, konserwując ciało, zatrzymujemy proces rozkładu.

Następnie je nawadniamy, dzięki czemu przywracamy naturalny wygląd sprzed śmierci. Wypełniamy tkanki, przywracamy naturalne rysy twarzy. Wraca także naturalna kolorystyka, bo płyny mają w sobie odpowiednie barwniki, które pozwalają zneutralizować plamy opadowe – przebarwienia się cofają, skóra znów wygląda jak żywa, np. wargi są czerwone, a kolor skóry naturalny. Jesteśmy w stanie przywrócić wygląd człowieka sprzed śmierci a nawet sprzed choroby! Dzięki temu wygląda, jakby spał.

Czyli robimy to po to, żeby zmarły lepiej wyglądał?

– To jeden z efektów, ale przewag balsamowania jest więcej. Przede wszystkim zabalsamowane ciało możemy nawet 7 dni przetrzymać bez chłodni, w pokojowej temperaturze i nie będzie na nim żadnych zmian. To pozwala np. przetransportować ciało na dalekie odległości. Lub nie spieszyć się z pogrzebem. Kiedyś zdarzyło nam się „trzymać” zabalsamowane ciało aż dwa miesiące do pogrzebu. Oczywiście wówczas przechowujemy je już w chłodni, ale tak naprawdę - poza nawilżeniem odpowiednim kremem - nie musieliśmy już w dniu pogrzebu nic więcej robić. Poza tym balsamowanie niweluje przykry zapach rozkładającego się ciała oraz eliminuje bakterie, a to przekłada się na jeszcze jeden ważny aspekt.

Jaki?

– Balsamacja całkowicie zatrzymuje proces rozkładu, zamieniając go w proces mineralizacji, czyli ciało zaczyna wysychać. Wówczas, w zależności od rodzaju pochówku, ciało się zneutralizuje, czyli będzie się rozpadać w proch, zostawiając tylko większe i dłuższe kości. Po balsamacji nie dochodzi do gnicia ciała w grobie. Dodatkowo proces rozkładu przebiega szybciej, w ten sposób zyskujemy nawet kilka lat, a to ważne, biorąc pod uwagę dzisiejsze problemy z miejscem na cmentarzach. Obrazowo do czego to porównać? Zostawmy kawałek mięsa na blacie w kuchni na miesiąc-dwa i zobaczmy efekt. A jeżeli zakonserwujemy mięso np. w soli, to ta będzie wyciągała wodę i mięso nie zgnije, a wyschnie.

Ale balsamacja to niejedyna opcja przygotowywania ciała?

– Oczywiście. Zresztą sam proces balsamowania ma różne odmiany. Oprócz tego możemy wyróżnić mniej zaawansowany sposób przygotowania ciała, czyli sanitarne przygotowanie zwłok do pochówku, a także bardziej zaawansowany, czyli rekonstrukcję zwłok. Ten pierwszy stosuje się niemalże przy wszystkich zwłokach. Tylko kilka procent ciał nie podlega żadnemu przygotowaniu, co zazwyczaj wynika z decyzji rodziny.

Sanitarne przygotowanie robimy nawet w przypadku kremacji. Służy ono temu, żeby ciało wystawić do ostatniego pożegnania, co przed kremacją przecież także się odbywa, a nawet jest wskazane do identyfikacji. Wykonujemy wówczas podstawowe czynności: dezynfekujemy ciało, obmywamy, zabezpieczamy przed przemianami pośmiertnymi, wyciekami, przeprowadzamy toaletę pośmiertną, czyli golenie zarostu, podcinanie włosów, obcinanie i czyszczenie paznokci, oczyszczanie powłok skóry twarzy czy dłoni, bo te obszary są najbardziej wyeksponowane.

Doprowadzamy do stanu, żeby widok podczas pożegnania nie był przerażający czy odrażający. W naszym żargonie mówimy, że zacieramy w ten sposób rysy śmierci. Ostatnim etapem jest ubranie ciała i podstawowa kosmetyka, czyli zatuszowanie przemian skóry: plam opadowych, obtarć i różnych zmian pośmiertnych. Ostatnim etapem jest makijaż pośmiertny, który przeprowadzamy przede wszystkim u kobiet oraz czesanie.

Czym są te rysy śmierci?

Ciało bardzo szybko ulega przemianom - mięśnie stają się zwiotczałe, zapadają się oczodoły i gałki oczne, sinieją usta i zanika czerwień warg, pojawiają się plamy pośmiertne, wysychają i czernieją opuszki palców czy np. sinieją małżowiny uszne. Do tego pamiętajmy, że często śmierć następuje w wyniku ciężkiej choroby, np. nowotworowej lub coś w człowieku pęka i - mówiąc potocznie - zalewa go. To wszystko wpływa, że ciało wygląda bardzo źle a zmarły jest niepodobny do siebie. Naszym celem jest przywrócić mu maksymalnie naturalny wygląd.
Adam Ragiel, balsamista ciał

„Rozkład ciała zaczyna się tuż po śmierci i szybko postępuje”

Jak szybko rozkłada się ciało po śmierci i co się z nim dzieje?

– Proces zaczyna się niemal natychmiast i postępuje bardzo szybko. Dlatego, po dwóch godzinach od zgonu, ciało należy zabezpieczyć, czyli przetransportować do chłodni i następnie przetrzymywać je w temperaturze pomiędzy 1 a 4 stopnie Celsjusza. Chłodnią już spowalniamy proces rozkładu, gdyż - dzięki niskim temperaturom - utrudniamy namnażanie się bakterii. I tak możemy trzymać ciało nawet do dwóch tygodni.

Natomiast mimo wszystko ten proces wolno, ale nadal postępuje. Treść, która pozostaje w człowieku - w jelitach, w żołądku, te wszystkie wydzieliny wydostają się naturalnymi otworami: ustami, nosem, a wydaliny odbytem. Tworzą się także gazy pośmiertne. Z ust i nosa wydobywa się ciecz, tzw. „trupi jad”. Więc nawet trzymając ciało w chłodni, zabezpieczamy je, żeby ono np. w pokrowcu czy pod prześcieradłem w tych wydzielinach nie pływało.

Jeżeli człowiek umiera w mieszkaniu a żył sam i proces rozkładu nie zostanie zatrzymany w pierwszych godzinach, to w jakim czasie ciało rozłoży się do tego stopnia, że trudno już poznać daną osobę?

– Gdy zwłoki przebywają w temperaturze pokojowej, to proces postępuje bardzo szybko, właściwie z godziny na godzinę. Następują silne wycieki, rozkład i gnicie tkanek, brzuch nabrzmiewa od gazów, które zresztą rozprzestrzeniają się po całym ciele. Dochodzi do zaawansowanego procesu gnicia, czyli tzw. Gigantyzmu Caspra.

Wówczas już bardzo trudno rozpoznać, kim był zmarły – całe ciało jest opuchnięte, sine, wygląda jakby miało za chwilę eksplodować. Na powłokach skóry widać wówczas smugi dyfuzyjne po naczyniach krwionośnych. W takim stadium zwłoki, w warunkach domowych, mogą znaleźć się już nawet w ciągu 5-6 dni. Czyli wystarczy niecały tydzień, by ciało zmieniło się nie do poznania. Wówczas takie zwłoki albo zamrażamy w temperaturze poniżej 20 stopni Celsjusza, albo pozostaje nam proces balsamacji.

Który pozwoli cofnąć tak zaawansowane zmiany?

– W pewnym stopniu tak. Balsamacja potrafi zdziałać niemal cuda. Przede wszystkim wypuszczamy i neutralizujemy gazy z ciała. Możemy wówczas doprowadzić je do takiego stanu, że będzie mogło zostać wyeksponowane na widok. Co prawda, w takim przypadku, nie przywrócimy już zmarłego do wyglądu naturalnego czy do stanu tuż po śmierci. Ale i tak będzie o wiele lepiej, niż gdy ciało zostało znalezione.

Zwłoki po wypadkach? Tu z pomocą przychodzi rekonstrukcja ciał

A co w przypadku ciał po wypadkach np. komunikacyjnych?

– To najtrudniejszy rodzaj zwłok do przygotowania, bo tutaj wchodzimy już w temat rekonstrukcji. Wówczas balsamowanie dopiero zaczyna cały proces, bo dzięki niemu tkanki stają się elastyczne, plastyczne. Następnie możemy przystąpić do odbudowy twarzy, czaszki czy kończyn. Odbudowujemy kształt z kości, a gdy brakuje elementów, korzystamy z zamienników, np. kawałków tworzywa sztucznego czy innych materiałów, które są elastyczne.

Do uzupełnienia braków skórnych stosujemy specjalne silikony, które wyglądają bardzo naturalnie. Musimy potem jednak wyrównać te miejsca kolorystycznie czy zamaskować miejsca łączeń. Jest to czasochłonne, ale nie niemożliwe. Możemy po niektórych wypadkach również przywrócić człowiekowi wygląd „za życia”. Przy niewielkich uszkodzeniach jest to możliwe. Gorzej w przypadku wypadków, gdy ciało jest rozczłonkowane…

Np. po przejechaniu przez pociąg albo po wypadkach lotniczych?

– Dokładnie. To zdecydowanie najtrudniejsze przypadki. Gdy ciało jest we fragmentach, np. mamy urwane kończyny albo głowa jest rozerwana na strzępy i nie mamy połowy części, bo naturalnie nie można już ich odzyskać, to wówczas odbudowa jest o wiele trudniejsza. Musimy wszystko anatomicznie poukładać, pozszywać i pozabezpieczać, żeby później móc nałożyć odzież. Gdy brakuje dłoni, robimy odlewy.

Poza tym, rozerwane ciało to uszkodzone naczynia, więc trudno przeprowadzić balsamację. Wówczas musimy punktowo nakłuwać i wstrzykiwać płyn balsamujący w konkretne miejsca. Są to bardzo czasochłonne i wymagające dużych umiejętności rekonstrukcje. Tutaj jednak nie możemy oczekiwać cudów. Zmarły nie będzie wyglądał jak ze zdjęcia. Ale podobieństwo przywrócimy i ciało będzie mogło być godnie pochowane.

Czy zdarzyło się Panu kiedyś, że zobaczył Pan zwłoki i rozłożył ręce mówiąc: „nie jestem cudotwórcą, w tym przypadku już nic nie da się zrobić”?

– Nigdy! Czasami sytuacje są bardzo trudne, ale zawsze możemy pomóc. Przynajmniej zabezpieczyć ciało, nałożyć odzież, przygotować do ekspozycji. Także w przypadkach zwłok po pożarze, topielców, w pełnym rozkładzie czy rozczłonkowanych po wypadku. Tylko czasami takie ciała nie nadają się do pokazania w całości. Nie będzie np. widać twarzy albo dłoni, bo nie ma możliwości odbudowy. Wówczas bliscy decydują. Możemy np. owinąć twarz, głowę czy zakryć ręce. Najważniejsze jest jednak to, że nadal możemy zmarłego pożegnać, zobaczyć w trumnie czy dotknąć go. A dla niektórych osób to bardzo ważne. Nigdy nie mówimy: „proszę państwa, nic się nie da zrobić, ciało musi zostać w worku i zostać przekazane do kremacji”. To niegodne i byłby to brak szacunku dla rodziny.

Naprawdę nawet z najgorszych sytuacji „da się wyjść”?

Podam taki przykład: ciało w pełnym rozkładzie, bo dwa tygodnie leżało w domu. Mnóstwo robaków. Rodzina chce, żeby ciało ubrać i wystawić w trumnie na pożegnanie. Zatem działamy! Włożyliśmy ciało w specjalny kombinezon, zdezynfekowaliśmy, ściągnęliśmy gazy, przeprowadziliśmy balsamowanie i zneutralizowaliśmy nieprzyjemne zapachy. Na kombinezon nałożyliśmy odzież, na dłonie założyliśmy białe rękawiczki, głowę owinęliśmy bandażem elastycznym. I ciało zostało wystawione!
Adam Ragiel, balsamista ciał

Ile czasu trwają te wszystkie procesy i jakie to są koszty?

– Sanitarne przygotowanie zwłok trwa średnio 40-60 minut i kosztuje ok. 500 złotych. Balsamowanie od 1,5 do 2,5 godziny – koszt około 1000 zł. Natomiast rekonstrukcja może zając kilka godzin a czasami nawet kilka dni. Cena może wynieść między 1000 a 3000 złotych.

„Balsamowanie zwłok potrafi być sztuką”

Jak czasami spojrzy Pan z boku na swoją pracę, to jest Pan bardziej artystą czy rzemieślnikiem?

– Chyba jednym i drugim po trochu. Niektóre czynności to faktycznie przede wszystkim rzemiosło, działamy trochę „na automacie”. Ale przy niektórych zwłokach zmieniam się w artystę – przy rekonstrukcjach, gdy próbujemy odbudować części ciała, aby zmarły był jak najbardziej podobny do siebie. Albo, gdy zwłoki są w złym stanie, podczas robienia makijażu – żeby był odpowiedni, godny ale też przede wszystkim oddawał tę osobę, jej charakter. Czasami to jest niemalże sztuka. Natomiast jedno jest pewne – do tej pracy trzeba podchodzić z pasją i naprawdę ją lubić.

Na koniec muszę zapytać. Czy myśli Pan czasem o swojej śmierci?

– Człowiek jest coraz starszy, więc z roku na rok ma się do niej coraz bliżej. Czasem mam takie myśli. Zawsze jednak tłumaczę sobie, że nie mam jeszcze czasu na to, żeby umierać (śmiech). Ale gdy już do tego dojdzie, to na pewno najpierw balsamacja, następnie godne pożegnanie a na koniec kremacja.

Ma Pan już wytypowanego balsamistę dla siebie?

– A to niech już każdy z moich uczniów przyjdzie i doda coś od siebie. Jeden kropelkę tu, drugi tam (śmiech).

Rozmawiał: Bartosz Moch

Adam Ragiel, technik-instruktor balsamacji zwłok, technik sekcji zwłok, prowadzi zakład – Usługi Pogrzebowe Ragiel, założyciel Polskiego Centrum Szkolnictwa Funeralnego, specjalista tanatokosmetologii.

Posłuchaj podcastu

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl