wroclaw.pl strona główna Akademicki Wrocław – studia i uczelnie wyższe we Wrocławiu Akademicki Wrocław - strona główna

Infolinia 71 777 7777

12°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 00:45

wroclaw.pl strona główna

Reklama

  1. wroclaw.pl
  2. Akademicki Wrocław
  3. Aktualności
  4. Humor w szpitalu. Memy o Putinie. Śmiech ze stresu. Przemocowe żarty. O różnych rolach humoru opowiada dr Maria Kmita
dr Maria Kmita siedzi przy stoliku ubrana w zieloną sukienkę na ramiączkach, uśmiecha się. W dłoni trzyma długopis gotowy do podpisania książki, która leży przed nią Oleksandr Poliakovky
dr Maria Kmita siedzi przy stoliku ubrana w zieloną sukienkę na ramiączkach, uśmiecha się. W dłoni trzyma długopis gotowy do podpisania książki, która leży przed nią

Studenci Uniwersytetu Medycznego na zajęciach z humoru uczą się, czym jest żart i jak go wykorzystywać dla swojego dobra i komfortu pacjentów. Jak działa śmiech i czy są granice żartu – wyjaśnia dr Maria Kmita, badaczka humoru.

Reklama

Mirka Kuczkowska: Porozmawiajmy o humorze. Można się go nauczyć?

dr Maria Kmita: – Tak, ale tylko do pewnego stopnia, bo poczucie humoru to głównie kwestia osobowości. Ale ja nie uczę poczucia humoru.

Ale prowadzi Pani zajęcia z humoru na Uniwersytecie Medycznym, organizuje warsztaty z humoru.

– Na zajęciach pokazuję, jak humor oddziałuje na ludzi. Analizujemy żarty, wyjaśniamy, z czego wynikają konkretne żarty. Rozmawiamy też o teoriach humoru.

Po co przyszłym lekarzom taka wiedza?

– Humor pomaga rozładować emocje. Niektórych może szokować – zwłaszcza jeśli to typ czarnego humoru. Co ciekawe, w ramach zadań studenci przygotowują prezentację o ulubionym rodzaju humoru. Niczego im nie sugeruję, ale i tak czarny humor zawsze się pojawia. To pewnie dlatego, że lekarz to specyficzny zawód: z jednej strony musi mieć olbrzymią empatię, a z drugiej – mocno stąpać po ziemi. To są silne emocje, którym czarny humor pozwala dać ujście.

Czy Panią jeszcze czarny lekarki humor szokuje?

– Już nie. Ale, przyznam, że też musiałam się odpowiednio nastawić. Uważam jednak, że nie ma się co wzdrygać, bo jeśli taki rodzaj humoru to jedyna rzecz, która pomaga lekarzom przetrwać, to może zostawmy im to. Zwłaszcza jeśli żartują w kuluarach.

W końcu my, jako społeczeństwo, też rozładowujemy stres humorem.

– Najlepiej to widać sytuacjach, gdy jako społeczność czujemy się bezradni.

Może Pani podać jakiś przykład?

– Codziennie patrzymy na ten mechanizm choćby w kontekście wojny w Ukrainie. Na portalach dla Ukraińców od razu pojawiły się żarty o Putinie i rozpadających się rosyjskich czołgach. To nie był przypadek. Ludzie odreagowują tak, jak potrafią, a żart w poczuciu całkowitej bezradności wydaje się całkiem rozsądną strategią.

Ukraińcy śmieją się z rosyjskich czołgów, a my z inflacji...

– Dorośli ludzie powinni umieć się śmiać z problemów. O tym jest też moja książka „Poprawczak nastroju”. Ważne jednak, aby humor nie stał się zgorzkniały ani mroczny.

Granicą humoru jest tabu. Gdzie u nas, Polaków, taka granica jest zakreślona?

– To zależy, w których kręgach. Weźmy na przykład religię. Niektóre grupy nie mają problemu z żartami o religii. W innych to temat, z którego nie wolno się śmiać. Drugim takim tematem jest polityka. Ogólnie mówiąc, trzeba przyjąć, że tam, gdzie są silne emocje i mocne czarno-białe przekonania, trudno o żart.

Bo może wzbudzić agresję?

– W najlepszym przypadku pojawi się śmiech nerwowy. Niektórzy mają tę przypadłość, gdy zgromadzą w sobie zbyt wiele trudnych emocji. Śmiech, o czym warto pamiętać, jako element strategii radzenia sobie wykorzystywany jest w wielu różnych życiowych sytuacjach. Stres jest jedną z tych sytuacji, dlatego lepiej nie karcić nikogo, gdy niespodziewanie wybuchnie śmiechem.

Inną strategią jest budowanie więzi.

– Każda społeczność wytwarza specyficzny humor, to łączy. Dlatego wysyłamy znajomym z pracy śmieszne filmiki i memy. Przy czym policjanci mają swoje żarty, a więźniowie swoje. Humor jest wszędzie. Nawet na wojnie, ale często ten humor jest tak mroczny, że dla osoby z zewnątrz pewnie nie do przełknięcia.

A co chcą osiągnąć ludzie, którzy naśmiewają się z innych. Gdzie przebiega granica między żartem a agresją?

– To też zależy. Oczywiście są grupy, które, powiedzmy, ostro dokazują i wszyscy świetnie się przy tym bawią. I super. Ale wystarczy, że ktoś przestanie czuć się komfortowo, i żart staje się wówczas aktem agresji. Ten mechanizm widać często w sprawach o mobbing w pracy, gdy w sądzie trzeba udowodnić, że żart nie był wcale żartem. Na szczęście sędziowie zakładają, że nie intencja ma znaczenie, a faktyczny efekt, jaki żart wywołał.

Czemu służą takie żarty?

– Zazwyczaj chodzi o zademonstrowanie władzy i wyższości. Ten mechanizm dobrze widać w serialu „Biuro”. Podobną strategię stosuje też bohater „Dr House”.

Czy należy reagować, gdy żart nie tyle nas nie bawi, co w jakiś sposób krzywdzi?

– Jeśli udajemy, że żart nas bawi, dajemy na niego przyzwolenie. Sami więc będziemy sobie winny, gdy granica znowu zostanie przekroczona. To jedna strona medalu, drugą jest strach przed oskarżeniami o brak poczucia humoru.

Dlaczego się tego boimy?

– W naszej kulturze poczucie humoru postrzegane jest jako wartość. Oskarżenie o jego brak to wręcz obelga, więc zazwyczaj decydujemy się zaśmiać. Inna rzecz, że brak reakcji lub sprzeciw wobec żartu może wzbudzić agresję, bo żartujący czerpie ogromną satysfakcję, gdy okazuje się, że jego żart bawi. Dlatego zawsze trzeba samemu ocenić, czy dawanie przyzwolenia na specyficzne żarty na dłuższą metę opłaca się nam, czy nie.

Jednak są też sytuacje, gdy zachowujemy za wszelką cenę powagę, aby pokazać swój profesjonalizm.

– To niestety dotyczy wielu zawodów, również lekarzy, którzy nie żartują, aby nie niszczyć swojego wizerunku poważnego specjalisty. Na zajęciach ze studentami uczę, że dobry żart nie zburzy ich autorytetu, a jednocześnie uczymy się, jak nie przekraczać granicy i nie urazić pacjenta.

Często ten problem pojawia się u ginekologa albo na porodówce. 

– Tak, ponieważ wizyty te dotyczą wrażliwych kwestii. Ale warto pamiętać, że coraz częściej pacjenci, oceniając lekarzy w Internecie, zwracają uwagę również na stosunek lekarza do pacjenta: czy był miły, czy miał poczucie humoru, czy dobrze się z nim rozmawiało. Na zajęciach staram się uświadomić studentom, że kiedyś, gdy będą prowadzić swoje gabinety, będą musieli zadbać również o przyjazną atmosferę.

Uważa Pani, że lekarz powinien żartować z pacjentem?

– Jeśli pacjent daje sygnał, że potrafi się śmiać, to jest to piękna sytuacja, która pozwala rozładować emocje towarzyszące konsultacjom. Nikt w szpitalu nie oczekuje żartów z choroby. Można śmiać się z bardzo wielu rzeczy, wystarczy znaleźć wspólną płaszczyznę: dzieci w tym samym wieku, opinię o NFZ-cie, pogodę za oknem. Jest milion spraw, które mogą połączyć lekarza i pacjenta. Żart jest zaproszeniem do ludzkiej rozmowy, do nawiązania bliskości. Lekarz powinien się więc cieszyć za każdym razem, gdy pacjent chce z nim żartować. Obie strony powinny jednak najpierw przetestować grunt, zacząć od żartów, które nie są związane z tabu. Najlepiej zażartować z siebie. To pokazuje, że jest się otwartym na kontakt.

Na zajęciach jest zabawnie?

– Oczywiście! Śmiechem stymulujemy też nasz mózg. Ożywcza funkcja humoru jest czymś fascynującym.

A Pani zawsze na zajęciach jest radosna?

– Staram się. Na szczęście mam raczej radosne usposobienie, więc nie jest to trudne. Czasami jednak, gdy czuję, że to nie jest mój dzień, przenoszę zajęcia. Choć zdarzało się, że mimo złego humoru spotkałam się ze studentami i, muszę przyznać, na koniec byłam znacznie pozytywniej nastawiona do rzeczywistości. Radość innych ludzi daje mi energię.

A jakie żarty Pani lubi? Pytam, bo po Pani książkę „Poprawczak nastroju” sięgałam z obawą, że oto mam w rękach lekką książkę motywacyjną: trochę humoru, trochę coachingu. Byłam zaskoczona, że znalazłam w niej sporo sarkazmu, a nawet nieco gorzkiego humoru.

– Cieszę się, że humor jest gorzki, a nie zgorzkniały. Ale, tak, nie lubię mięciusich żartów, wolę, gdy są nieco ostrzejsze. Pracując nad książką z Małgorzatą Jasionek, która wykonała rysunki, dążyłyśmy do połączenia mojego podejścia do rzeczywistości z lżejszym humorem.

W książce opisuje Pani wiele zachowań i zjawisk, które dotyczą chyba każdego.

– Taki był zamysł. Zajęłam się trzydziestoma jednym problemem dorosłego człowieka. Przy takim założeniu, aby zachować wiarygodność, nie mogłam pisać lukrowych tekstów.

Pracuje Pani nad kolejną książką?

– Ona jest już nawet napisana. Teraz trwają prace nad ilustracjami. Ja rysuję jakieś patyczaki, przekazuję je Małgorzacie Jasionek, a ona wykonuje ilustracje. Nasza współpraca się sprawdziła, więc ją kontynuujemy.

O czym będzie nowa książka?

– To będzie opowieść o nielukrowanym rodzicielstwie.

To tak z doświadczenia?

– Mam dwóch synów, więc tak, to będzie mocne! Książka będzie miała tytuł „Mistrz i mama”. Planujemy wydać ją w grudniu

Maria Kmita: studiowała pedagogikę na Uniwersytecie w Plymouth i tam też zrobiła doktorat z humoru. Od 2019 r. członek The Association for Applied and Therapeutic Humor. Teraz pracuje na Uniwersytecie Medycznym i uczy przyszłych lekarzy o humorze i pozytywnej psychologii. Prowadzi firmę Optymisja, oferując warsztaty integracyjne i przeciwdziałające wypaleniu zawodowemu, przygotowuje podcasty „Optymisja” (dostępne na Spotify) i konto Poprawczak Nastroju na Instagramie. Autorka wydanej w 2022 r. książki „Poprawczak nastroju”.

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama

Powrót na portal wroclaw.pl