wroclaw.pl strona główna Najświeższe wiadomości dla mieszkańców Wrocławia Dla mieszkańca - strona główna

Infolinia 71 777 7777

11°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 16:16

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Dla mieszkańca
  3. Przydatne informacje
  4. Nieznany Wrocław
  5. Nieznany Wrocław - Dźwig dreptakowy w Ossolineum

Turyści pytają o tajemniczy hak

Stoimy na dziedzińcu Zakładu Narodowego im. Ossolińskich. Dziś wszystkie zabudowania wokół kryją cenne zbiory, w tym rękopis „Pana Tadeusza” Adama Mickiewicza. Ale ten piękny budynek Ossolineum odziedziczyło po Krzyżowcach z Czerwoną Gwiazdą. To z myślą o tym zakonie księżna Agnieszka, wdowa po Henryku II Pobożnym w I połowie XIII wieku przeznaczyła teren pod budowę klasztoru. Nawet dziś znajdziemy w nim sporo śladów, jakie zostawili tu mnisi. Choćby tajemniczy hak, który jest częścią pomysłowego dźwigu dreptakowego. Ale po kolei.

Dziedziniec Ossolineum z kasztanem liczącym ponad 100 lat

Po zabudowaniach dzisiejszego Ossolineum oprowadza nas Arkadiusz Dobrzyniecki, kustosz w gabinecie grafiki Zakładu Narodowego imienia Ossolińskich. Na dziedzińcu dominuje zielony pejzaż – misternie przycięty niewysoki żywopłot, w tle ponad stuletni kasztan, a na elewacjach płożąca się bujnie roślinność. Pośrodku świetnie zachowana zabytkowa studnia. To widok dzisiejszy. Kilka wieków temu nie było tak malowniczo, bardziej szaro i…funkcjonalnie. – Niegdyś znajdował się tu bowiem dziedziniec gospodarczy – wyjaśnia Arkadiusz Dobrzyniecki. – Wjeżdżało się końmi, a miejsca wystarczało, by jeszcze zawrócić powozem, oczywiście lewą stroną, ponieważ dopiero od czasów Napoleona jeździło się prawą – dodaje kustosz.

Właśnie z dziedzińca najlepiej widać wspomniany hak, o który pyta wielu turystów. Wisi na najwyższej kondygnacji południowego skrzydła budynku, a za nim drewniane, zamknięte na głucho wrota. Aby zobaczyć, co jest po drugiej stronie, musimy wspiąć się kilka pięter wyżej i wejść na samo poddasze.

Poddasze południowego skrzydła Ossolineum

Dreptający mnisi

Być może owo pachnące starym drewnem poddasze zostanie udostępnione dla zwiedzających, na razie jednak tylko my przekraczamy jego próg. Poruszać trzeba się ostrożnie, bo mijane drzwi są niewielkich rozmiarów i niskie, a przejść można tylko po specjalnie zamontowanych drewnianych pomostach. Po drodze Arkadiusz Dobrzyniecki pokazuje nam sklepienie, ale nie nad naszymi głowami, tylko pod stopami, Pietro niżej zobaczylibyśmy jego reprezentacyjną stronę. Teraz przyglądamy się misternej konstrukcji. – Choć wygląda na solidną i trwałą nie można po niej chodzić, zwłaszcza że działa na zasadzie klinowania się kamieni – jeśli wypadnie jeden, wypadną pozostałe – zwraca uwagę kustosz. Co ciekawe, w rogu sklepień (tzw. pachach sklepiennych) znajdowały się niegdyś zasypiska. – W czasach współczesnych wydawało się, że to niepotrzebne i wybierano leżący tam gruz, ale nasi przodkowie wiedzieli lepiej – gruz miał dociążać sklepienie, aby siły odpowiednio się w nim rozkładały – podkreśla Arkadiusz Dobrzyniecki.

Sklepienie oglądane z góry

Zbliżamy się do ogromnego drewnianego koła. To część misternej konstrukcji dźwigu dreptakowego, który służył podnoszeniu materiałów budowlanych albo towarów z dziedzińca (stąd widoczny stamtąd hak) i transportowaniu ich na poddasze. Zamontowano go w ostatniej dekadzie XVII wieku (ok. 1690 roku) i cudem ocalał. Nie rozebrano dźwigu w czasie, kiedy znajdowało się tu Gimnazjum św. Macieja (od sekularyzacji zakonu w 1810 roku do 1945 roku), nie zniszczyła go bomba w czasie II wojny światowej (uderzyła w klatkę schodową). Teraz przydałby mu się lifting (choćby wymiana skórzanych pasów), ale nawet w obecnej formie, jest jedynym tego typu, wciąż działającym, zabytkiem w skali kraju i perełką dla europejskich badaczy. Przed wojną był jeszcze wielki dźwig – żuraw – w Gdańsku, ale został zniszczony (obecnie na Wybrzeżu podziwiamy rekonstrukcję).

Dlaczego dźwig dreptakowy? – Ponieważ do tego wielkiego koła wchodził człowiek lub dwóch ludzi i idąc, drepcząc wprawiali go w ruch podnosząc towar, który był na dole – opisuje Arkadiusz Dobrzyniecki. Kustosz zwraca uwagę, z jak przemyślną konstrukcją mamy do czynienia. – Dźwig składa się nie tylko z koła, które jest najbardziej spektakularnym elementem, ale z belek z zębnikiem, które były połączone pasami skórzanymi –dodaje.

Kustosz Arkadiusz Dobrzyniecki pokazuje, jak wprawiano w ruch dźwig dreptakowy

A jak odbierano na poddaszu towary? – Trudno byłoby taki worek złapać za oknem, gdzie wisiał hak, to groziło przeciążeniem i wypadnięciem na dziedziniec – mówi kustosz. – Dlatego ramię dźwigu, które wystawało na zewnątrz, po wciągnięciu towaru na górę cofało się i worek zbliżał się bezpiecznie do okna – opowiada Arkadiusz Dobrzyniecki. Po odebraniu towaru wystarczyło, by ludzie w kole znowu zaczęli dreptać, a wtedy ramię dźwigu wyjeżdżało na zewnątrz, a lina z hakiem była opuszczana z powrotem na dziedziniec. Konstruktor dźwigu pomyślał też o przeciwwadze, jaką powinno mieć każde tego typu urządzenie. – Tu nie spotkamy klasycznej przeciwwagi, ale belki dźwigu oparte zostały o więźbę dachową, która zabezpieczała przed przeważeniem całej konstrukcji – wyjaśnia nam kustosz Ossolineum.

Belweder, czyli podziwianie Ostrowa Tumskiego

Wracamy na dziedziniec i przecinamy go, tym razem zmierzając do skrzydła północnego. Wiemy już, że niegdyś ten dziś zielony dziedziniec miał funkcję gospodarczą, ale też w mieście klasztory nie mogły mieć ogrodów. Aby jednak dostojnicy mieli szansę na spacer i podziwianie widoków obniżono północne skrzydło, aby stworzyć taras i belweder, czyli z włoskiego piękny widok. – Mogli tam wejść mnisi, szczególnie generał zakonu i spoglądać na Ostrów Tumski oraz na Odrę – Arkadiusz Dobrzyniecki zaprasza na taras. Widok na secesyjny budynek dawnego Śląskiego Towarzystwa Kultury Ojczyźnianej, w oddali, jak na dłoni, Ostrów. – Ten taras służył jako ogród, a kiedy dzień był słotny wchodzono do belwederu – kustosz prowadzi nas do wnętrza kopuły. Balustrada jest drewniana, ale zastosowano tu trick zwany marmoryzacją – pomalowano drewno oddając farbą szczególną fakturę cennego kamienia. Marmur byłby tu nie tylko zbyt drogi, przede wszystkim zbyt ciężki. Czasza kopuły została zrekonstruowana po wojennych zniszczeniach, stąd na sklepieniach brakuje malowideł, jakie miały przedstawiać sceny fundacji klasztoru. Ale herb Krzyżowców z Czerwoną Gwiazdą, zakonu szpitalnego założonego w XIII-wiecznej Pradze, którego mnisi przybyli także do Wrocławia, wciąż dumnie wieńczy kopułę belwederu.

Tekst: Magdalena TalikZdjęcia: Tomasz WalkówFilm: Miłosz Turowski

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl