Magdalena Talik: Zastanawiałam się, jak Pana przywitać – Pan Louis Ortiz czy może raczej Panie Prezydencie?
Louis Ortiz: Jak Pani woli. Może Pani do mnie mówić Bronx Obama.
OK, Panie Bronx Obama. Sprawdziłam, że 21 października minęło 6 lat, od kiedy po raz pierwszy wystąpił Pan jako Barack Obama. Jak od tamtego czasu zmieniło się Pana życie?
Louis Ortiz: Niewiarygodnie! Zanim zacząłem być Barackiem Obamą, nie miałem garnituru ani czarnych skórzanych butów, nawet paszportu. A nagle podróżuję dookoła świata – Japonia, Australia, Korea, teraz Polska. To wspaniałe! Od zwykłego faceta z nowojorskiego Bronksu, który siedział w domu i był bezrobotny, do zwiedzania całego świata i poznawania niesamowitych ludzi. To dla mnie wciąż tak surrealistyczne, że trudno uwierzyć.
Ale bycie sobowtórem Obamy ma też ciemne strony. W filmie „Bronx Obama” mówi Pan, patrząc w lustro: „To po prostu ja. To on i ja”. Jak żyje się życiem innej osoby?
Louis Ortiz: Trochę dziwnie, ale też fajnie. Gdy wkładam garnitur, to jakbym ubierał kostium superbohatera.
Batmana, Supermana?
Louis Ortiz: No właśnie! Ludzie wariują. Gdy go zdejmuję, mogę przejść ulicą, jak tysiące normalnych osób.
Louis Ortiz i zachwyceni turyści/fot. Tomasz Walków
Zabłysnął Pan na dużym ekranie jeszcze przed filmem „Bronx Obama”. W japońskim obrazie „Good Bye Dear President” zagrał Pan Baracka Obamę. To była duża czy mała rola?
Louis Ortiz: Jedna z mniejszych, ale znacząca. Poza tym mój ekranowy debiut, ciekawa przygoda. W ogóle być w Japonii, Australii, Korei, teraz w Polsce – wspaniałe. Przyjeżdżam do takich miejsc i czuję kolosalną różnicę. Tam, skąd pochodzę, ulice byłyby teraz pełne śmieci, a ludzie sprawialiby wrażenie bardziej agresywnych. Tu wszystko wygląda spokojniej, wszyscy się częściej uśmiechają.
Może dlatego, że widzą Obamę?
Louis Ortiz: Tak, ale nawet gdy mam swoje zwykłe ciuchy, wszystko jest tu inne niż w Ameryce.
A propos ciuchów. W filmie widać, jak nosił się Pan, zanim został Obamą – zarost, bluza z kapturem, sportowe buty. Ten obecny, elegancki ubiór jest dla Pana problemem?
Louis Ortiz: Nie tyle problemem, ale rodzajem dopełnienia roli. Jeśli będę w zwykłych ciuchach, możesz zobaczyć, że np. dłubię w nosie. Gdy ubiorę garnitur, nigdy tego nie zrobię. Barack Obama jest pewnym siebie facetem, a ja, gdy „wejdę” w garnitur, w naturalny sposób też nabieram pewności.
Barack Obama będzie prezydentem do 2016 roku. Co zrobi Pan, gdy on zakończy kadencję?
Louis Ortiz: Najpierw zdradzę Pani sekret. Hillary Clinton zajmie moje miejsce od 2017 roku. Co będę wtedy robił? Barack Obama to ikona, pierwszy czarnoskóry prezydent w historii kraju, reformator. Gdy ustąpi, nie zniknie, pozostanie na ustach opinii publicznej przez długi czas. Skoro on, to także i ja.
Jak wygląda Pana zwykły dzień? Sprawdza Pan nowinki z Białego Domu?
Louis Ortiz: Teraz ze względu na promocję filmu „Bronx Obama” mój dzień jest chaotyczny. Wywiady, różne spotkania, bankiety.
Trochę, jak grafik prezydenta.
Louis Ortiz: Prawie, ale to jednak surrealistyczne. Gdy teraz wrócę do Nowego Jorku, odpocznę tylko jeden dzień i znowu gdzieś wylatuję.
Wciąż mieszka Pan w Bronksie?
Louis Ortiz: Tak, choć w innym miejscu niż kiedyś. Natomiast teraz mieszkam głównie w przestworzach ze względu na częste loty, w hotelach, a teraz przez kilka dni w Polsce.
Ludzie pytają Pana o Michelle i dziewczynki?
Louis Ortiz: Oczywiście, ale gdy kobiety chcą mi dać całusa, żartuję, że Michelle by się to nie spodobało.
Louis Ortiz na wrocławskim Rynku/fot. Tomasz Walków
No i chyba najważniejsze? Spotkał Pan prezydenta Baracka Obamę?
Louis Ortiz: Jeszcze nie. Ale doniesiono mi, że już w 2008 roku wiedział o moim istnieniu. Rok temu zaczął śledzić mnie na Twitterze, co było niesamowite. Razem z Ryanem Murdockiem, reżyserem „Bronx Obama”, byliśmy w Białym Domu, we wschodnim skrzydle. Szedłem z obstawą i zaproponowali mi – otwórz jakiekolwiek drzwi, tylko zajrzyj i przywitaj się. Tak zrobiliśmy, a wszyscy w tej sali natychmiast podnieśli się z miejsc. Spory ubaw!
Na otwarcie American Film Festival przygotował Pan specjalne przemówienie. To Pana zwyczaj?
Louis Ortiz: Napisał je Ryan Murdock i jeśli organizatorzy imprezy proszą o przemówienie, to je wygłaszam. Podobnie zrobiłem na 60. urodziny Michaela Moore’a w Michigan. Było super. Poznałem w ogóle wielu sławnych ludzi, sporo aktorek i aktorów. Cenię sobie też, że wymieniłem uścisk dłoni z Dalajlamą. Wszystko dzięki temu, że mam taką zwariowaną pracę.
Dokument "Bronx Obama" w reżyserii Ryana Murdocka można obejrzeć jeszcze dziś (piątek, 24 października) o 12.45 w Kinie Nowe Horyzonty.