Wystawowa 1 – kultowe miejsce wielbicieli filmu
Wytwórnia Filmów Fabularnych przy Wystawowej 1. Przez lata ważne, a dla wielu kultowe miejsce na mapie Wrocławia. To tu swoje filmy kręcili Andrzej Wajda, Wojciech Jerzy Has i związani do samego końca z Wrocławiem – Sylwester Chęciński oraz Stanisław Lenartowicz, a wielkie role zagrali m.in. Zbigniew Cybulski, Barbara Krafftówna, Katarzyna Figura.
– To pierwsza tego typu i tak rozbudowana wystawa związana z wytwórnią, która ma wielkie osiągnięcia, ale też planuje już przyszłe wydarzenia – podkreśla Lech Moliński, kurator ekspozycji w Muzeum Teatru, założyciel Wrocławskiej Fundacji Filmowej.
Historię WFF trzeba było opowiedzieć uwzględniając wiele wątków. – Pomyśleliśmy, że rozwiązaniem, które pozwoli możliwie szeroko opowiedzieć o tym, co było i jest będzie linia czasu z podziałem, ponieważ na okresy 1954-1989 i 1989-2024 przypada dokładnie po 35 lat. W momencie transformacji ustrojowej mamy zatem połowę dziejów Wytwórni Filmów Fabularnych. I to była duża zmiana – opowiada Lech Moliński.
Zmianą było przemianowanie, na ponad dekadę, Wytwórni Filmów Fabularnych na Centrum Technologii Audiowizualnych.
– Istotną częścią tego okresu są animacje, zwłaszcza studio animacji poklatkowej uruchomione w 2016, które reprezentuje na wystawie wyświetlany tu obraz „Astra” Michała Łubińskiego wraz z lalkami zaprojektowanymi na potrzeby filmu – tłumaczy Moliński.
Wytwórnia Filmów Fabularnych – przeszłość i przyszłość
Na wystawie oś czasu nie tylko zobaczymy, będziemy po niej chodzić (to naklejki z kolejnymi ważnymi datami umieszczone na podłodze). Są daty, historie, anegdoty, filmowa rzeczywistość.
Jak historia debiutu Janusza Zaorskiego „Uciec jak najbliżej” z lat 1971/1972, który miał powstać na taśmie kolorowej. Kilka dni przed rozpoczęciem okazało się, że zabrakło taśmy barwnej i trzeba kręcić film czarno-biały. Tak też objawiała się „magia kina”.
– Nie interesowała nas sucha opowieść, jaki film dostał za co nagrody. Zależało nam, aby zwrócić uwagę na elementy, które budowały charakter i stały się częścią historii Wytwórni Filmów Fabularnych – wyjaśnia Moliński.
Cała wnęka to imitacja pokoju wytwórnianego, w którym stoi dawny stół do montażu, niegdyś wykorzystywana w filmach kamera arriflex, czy wreszcie wybrane 70 filmów kręconych we Wrocławiu w puszkach z nielubianej przez filmowców (ze względu na niską jakość) taśmy ORWO.
– Wybór tych 70 tytułów nie był łatwy, biorąc pod uwagę, że nakręcono ich tu ponad 500 – przypomina Lech Moliński.
Ale obejrzymy nie tylko ślady złotych lat 50., 60. i 70. – Będą także echa marazmu lat 90. i zerowych i wreszcie narodziny nowej, bardzo obiecującej rzeczywistości w wytwórni. Łączymy przeszłość z teraźniejszością – wyjaśnia kurator wystawy w Muzeum Teatru.
Tu nie wywczas, tu film
Na jednej ze ścian wystawy pożyczony z wytwórni kolorowy neon: „Tu nie wywczas, tu film”. Nawiązuje do popularnego wśród pracowników powiedzenia, które ma swój początek prawdopodobnie w 1958 roku.
– Kierownik produkcji filmu „Baza ludzi umarłych” zachęcał wtedy Marka Hłaskę do przyjazdu na plan, bo pisarz był potrzebny, aby wprowadzić zmiany do swojego scenariusza. Hłasko usłyszał, aby się nie wahał, bo „tu wywczas, a nie film”. Jednak kiedy się zjawił z wywczasu zrobił się prawdziwy plan filmowy, czyli jednak ciężka praca – opowiada Lech Moliński.
Nie da się nie zauważyć filmowej lampy. Jest nie tylko masywna, ma wykonany ręką aktora Krzysztofa Pieczyńskiego podpis i datę 25 lipca 2000 oraz tytuł filmu „Jutro będzie niebo”. Malowanie po sprzęcie wytwórnianym nie było happeningiem, ale uświęconą latami tradycją.
– Podczas ceremoniału chrzczenia, lampa miała nadawany tytuł, a imię i nazwisko reżysera czy aktora oznaczało, że z tej okazji zasponsorował imprezę dla całej ekipy – tłumaczy kurator wystawy.
Ekipa, czyli pracownicy Wytwórni Filmów Fabularnych, to także bohaterowie tej wystawy. – Zwracamy uwagę na legendy, ale nie tylko te z pierwszych stron gazet, jak Andrzej Wajda, Zbigniew Cybulski, czy Sylwester Chęciński, a także na pracowników, którzy tworzyli klimat tego miejsca.
To znaczące, bo w wielu wspomnieniach reżyserów powraca opowieść, że w stolicy Dolnego Śląska panowała wyjątkowa atmosfera filmowego domu i zżycie ekipy – dodaje Lech Moliński.
Ludzie filmu mieli szansę się zaprzyjaźnić. Kręcenie filmów trwało zdecydowanie dłużej niż dziś, a ekipa wyjeżdżała na 30-40 dni w plener i z dużym, ciężkim sprzętem raczej się nie była cały czas mobilna. Kazimierz Kutz wspominał, że w przerwach między zdjęciami grało się w siatkówkę, opalało, imprezowało na miejscu.
– Tylko aktorzy kursowali między dużymi miastami, biorąc pod uwagę, że grali jeszcze w teatrach – tłumaczy Lech Moliński.
Jednym z najstarszych pracowników WFF, który przyszedł także na wernisaż wystawy, jest Henryk Tas, który pamięta przy pracy jeszcze Andrzeja Wajdę, Kazimierza Kutza czy Wojciecha Jerzego Hasa, a jego kultura, poczucie humoru i pracowitość są w środowisku legendarne.
Zbyszek Cybulski w kostiumie – nie był zachwycony
Wśród eksponatów oryginalnych na wystawie mamy unikat – kostium gwardzisty van Wordena z filmu, którym zachwyca się Martin Scorsese. Podobnie jak inne, został odrestaurowany przez kostiumolożkę Marię Duffek-Bartoszewską.
Z filmem i kostiumem wiąże się wiele anegdot. Obsadzenie Zbigniewa Cybulskiego, najsłynniejszego w latach 60. polskiego aktora, jako Alfonsa van Wordena w ekranizacji „Rękopisu znalezionego w Saragossie” w reż. Wojciecha Jerzego Hasa było dziełem przypadku.
Galeria zdjęć
Aktor, który miał kreować główną rolę, okazał się nietrafionym wyborem. Szybko zdecydowano o tym, by zaangażować Cybulskiego.
Ale aktor, krótkowidz, kiepsko radził sobie w scenach jazdy konnej, a dodatkowo nie przepadał za noszeniem kostiumu. Wanda Ziembicka-Has wspominała list, jaki aktor napisał do jej męża, zaznaczając, jak bardzo nie cierpi nosić stylizowanych na dawne strojów.
Na wystawie obejrzymy też strój z „Testu pilota Pirxa” w reżyserii Marka Piestraka, jest suknia Izabeli Łęckiej (granej przez Beatę Tyszkiewicz) z filmowej „Lalki” Hasa, jest wreszcie genialny kombinezon i maska z futrem z niedokończonego filmu „Na srebrnym globie” Andrzeja Żuławskiego.
Ten właśnie obraz, którego realizacja została dramatycznie przerwana w latach 70. nakazem ministra (ekipa przechowywała wiele rzeczy z filmu, chroniąc je we własnych mieszkaniach) zainspirował kolor tej wystawy, bo dominuje srebro.
Ale stylizacja, zwłaszcza kolumny, przywołuje też wygląd Pawilonu Czterech Kopuł, dawnej siedziby WFF. – Przed laty była fundamentalnym miejscem dla wytwórni – przypomina Lech Moliński.
I dodaje, aby nie zapomnieć przyjrzeć się przy wejściu na wystawę zaktualizowanej liście reżyserów, którzy pracowali w WFF.
– Wskazujemy szczególnie te osoby, które nakręciły tu minimum 5 filmów i lubiły pracować we Wrocławiu, jak Sylwester Chęciński, Stanisław Lenartowicz, Kazimierz Kutz, ale też rzadziej wiązanych w opowieściach z wytwórnią, jak Janusz Majewski, Roman Załuski, Jan Jakub Kolski. Tworzyli klimat tego miejsca – dodaje kurator.
Wystawę obejrzymy w Muzeum Teatru do 15 września.