Czasami człowiek opowiada historie bardzo poważne, o tym, czym jest dobro, zło, czy śmierć, a czasami zupełnie błahe, żartobliwe. Ludzie mają różne potrzeby ekspresji, co też zależy od tego, czy twórczość artystyczna jest źródłem zarobku czy po prostu chęcią opowiedzenia nam czegoś, bo inaczej artysta się po prostu udusi.tłumaczy Olga Budzan, kuratorka wystawy w Muzeum Etnograficznym
W niewielkiej, ale pojemnej sali na parterze umieściła obrazy, płaskorzeźby, wideo, hafty, komiksy, nawet...kartę do tarota, bo też jest wspaniałym obrazem do opowiadania. W bliskim sąsiedztwie średniowiecznej nastawy ołtarzowej znajdziemy obraz Michała Rusewicza, który objaśnia widzowi wydarzenia z II wojny światowej.
Nazwiska Rusewicza możemy nie kojarzyć, zresztą prace z lat 80., które obejrzymy na wystawie przez lata leżały w magazynie, nie miały nawet przywieszek, Budzan prezentuje je jako pierwsza.
Ale już związane z Wrocławiem Anna Binkuńska, Jolanta Nitka, czy Marian Knapik ze śląskiej Grupy Janowskiej są uznanymi artystami. Budzan sięga też po współcześnie tworzących i obecnie wyjątkowo modnych autorów, których prace znajdujemy w książkach, na wystawach w galeriach – stąd dzieła ilustratorki Gosi Kulik, specjalizującej się w kolażach Uli Jagielnickiej, wrocławskiego Nikifora – Jakuba Plączkowskiego, stąd haftowane portrety Ewy Cieniak.
Na tym różnorodności nie koniec. Olga Budzan rozgląda się nie tylko w galeriach, zwiedza też Muzeum Przyrodniczego Uniwersytetu Wrocławskiego i pożycza stamtąd ręcznie malowane tablice przyrodnicze.
A z uczniami wrocławskiego Liceum Plastycznego robi warsztaty, by powstałe podczas nich prace powiesić na wystawie jak równorzędne z dziełami innych, niewspółmiernie bardziej uznanych artystów. I niektóre z nich są naprawdę świetne! Mogą się z tych uczniów rodzić przyszłe talenty, kuratorka ma tego świadomość.
Olga Budzan przyznaje też, że wystawa „Obrazy do opowiadania” powstała, bo ona sama jest fanką słuchania historii.
Uwielbiam podcasty i łapię się na tym, że przestaję słuchać treści. Ale jeśli ktoś, jak choćby ja, przeżył kiedyś spotkanie z prawdziwym opowiadaczem, to wie, że czasem nie powtórzy przedstawianej historii i uświadamia sobie, że nie po to ta historia jest. Historia ma u nas zacząć jakiś proces wewnętrzny.wyjaśnia Olga Budzan, kuratorka
Katalogowanie przedmiotów Męki Chrystusa
Budzan zachwycają na przykład „Insygnia Męki Pańskiej”, małe grafiki przedstawiające obiekty, którymi umęczono Chrystusa, obrazy do przeżywania. – Nie jestem osobą wierzącą, ale kiedy czytałam o tych bardziej wyrafinowanych aspektach związanych z ikonografią chrześcijańską, absolutnie mnie porwała na wielu poziomach – podkreśla kuratorka.
Na jednej z grafik widzimy owe insygnia, czyli gwoździe, bicz, gąbkę z octem, słup do którego przywiązywano biczowanego, kleszcze. – To nie martwa natura, bo przedmioty ułożono w taki sposób, jakby ktoś chciał skatalogować, czym umęczony został Chrystus – tłumaczy kuratorka i jednocześnie tłumaczy, że brutalne często insygnia to też narzędzia, za pomocą których Chrystus zwycięża nad złem.
To ważna uwaga, bo w minionych wiekach obrazy musiały być czytelne, miały przemawiać także do osób niepiśmiennych, objaśniać im świat. Ale i współcześnie artyści lubią nam tłumaczyć świat, czasem swój własny.
Jak artyści tłumaczą nam świat
Anna Binkuńska w obrazie „Z literą „P” przez trzydziestolecie zmieściła na jednym obrazie wielu różnych bohaterów, także powszechnie znanych (papież, kanclerz, pisarz), świat polityki, kultury, religii. Mamy kręcenie firmu „Faraon” w Egipcie, Biały Dom, stadninę koni w Janowie, Konkurs Chopinowski (pianista gra na dachu wieżowca), zjazdy narciarskie (choć sportowiec w nartach kopie też piłkę).
W „40 przysłowiach polskich” z 2022 roku Marian Knapik, niczym Breughel, na jednym obrazie gromadzi bohaterów, którzy uczestniczą w zbiorowym przedstawieniu polskich przysłów – patrzą darowanemu koniowi w zęby, malują diabła (nie taki diabeł straszny, jak go malowali), toną trzymając się brzytwy, jedzą z kimś beczkę soli.
Gosia Kulik, która z wrażliwością i czułością opowiada o wielu aspektach wrocławskości, teraz przygląda się stoisku w Hali Targowej, na którym wykonuje się wieńce żałobne. Ważne są detale, kto przychodzi, jakie jest światło, kolory, typografia, w jakim systemie przechowywane są gałązki do wieńców, aby nie zabierały za dużo miejsca.
Obraz Agaty Pałach-Bożek, który znalazł się na plakacie wystawy jest z jednej strony realistyczny, z drugiej metaforyczny. Tytuł „Erwin” może sugerować jakiegoś męskiego bohatera (postać ludzka jest widoczna w wielu miejscach pracy), ale to nie do końca dobry trop. Tak mówiło się na stuki, skrzypienie starego domu, kamienicy. W pracy Bożek ów Erwin przenika budynek, jego obecność jest nieustająca. – Coś w tym musi być, bo na wernisażu rodzice Agaty Pałach-Bożek powiedzieli, że żyją z Erwinem od lat – uśmiecha się Olga Budzan.
Opowiadać o domowej pleśni i pogrzebie myśliwego
Dla kuratorki nie ma prac bardziej i mniej godnych pokazania w muzeum, nie ma tematów niepoważnych, wystarczy pokazać je w nowym kontekście. Jak tablice z Muzeum Przyrodniczego Uniwersytetu Wrocławskiego, na których autor pokazał różne rodzaje...pleśni domowej, objaśniając obrazem, gdzie (piwnica) i na czym (m.in. na drewnie, ścianach) może się osadzać.
Albo umieszczony vis-a-vis „Pogrzeb myśliwego” Michała Rusewicza i wizja artysty, w której w ostatniej drodze myśliwemu towarzyszą wyłącznie zwierzęta. W kondukcie pogrzebowym podążają jelenie, łosie niosą trumnę, zając krzyż, cietrzew umiejscowił się na trumnie.
– Bardzo ciekawe przedstawienie ma źródło w XIX-wiecznych pracach z krajów niemieckojęzycznych, gdzie silna była kultura łowiecka, a w pogrzebach i zaślubinach pokazywano sceny co najmniej tajemnicze, kiedy zwierzęta robią coś wbrew swojej naturze – trzymają pochodnie czy broń myśliwską – objaśnia Olga Budzan.
Wielkim hitem wystawy są też kolaże, do których tworzenia kuratorka zaprosiła młodzież z Liceum Plastycznego. Uczniowie wykorzystali fragmenty prac Fransa Masereela, Gosi Kulik, Uli Jagielnickiej, a każda osoba musiała z różnych komponentów zrobić własną wersję historii. Efekt przerósł oczekiwania.
Na wystawie „Obrazy do opowiadania” sporo pracy będzie miał także oglądający. Ale tej najbardziej inspirującej, kreatywnej. Popracuje jego wyobraźnia, nie raz będzie zaskoczony i wytrącony ze strefy komfortu. I będzie zachodził w głowę, ile zadziwiających historii chcą mu opowiedzieć artyści.
Niektóre zabierze ze sobą do domu, inne powtórzy znajomym. Opowieść pójdzie w świat.