wroclaw.pl strona główna Kulturalny Wrocław – najświeższe wiadomości o kulturze Kultura - strona główna

Infolinia 71 777 7777

2°C Pogoda we Wrocławiu

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 04:10

wroclaw.pl strona główna

Reklama

  1. wroclaw.pl
  2. Kultura
  3. Aktualności
  4. Dziś Dzień Zaduszny – co łączy a co odróżnia go od Wszystkich Świętych? Kim ci wszyscy święci tak właściwie są?

1 listopada to wspomnienie wszystkich świętych z sąsiedztwa – niepoliczalnego tłumu dusz zbawionych. 2 listopada to dzień modlitwy za wszystkich zmarłych, także tych w czyśćcu i piekle. Rozmawialiśmy o tym z ks. dr. hab. Rafałem Kowalskim z Archidiecezji Wrocławskiej, teologiem związanym z Papieskim Wydziałem Teologicznym we Wrocławiu na Ostrowie Tumskim.

Reklama

Jakiś czas temu wspominał ksiądz, że kiedyś wierni Kościoła katolickiego przechodzili przez pierwsze dni listopada inaczej niż teraz.

Nie pamiętam kontekstu tamtej wypowiedzi, jednak domyślam się, że chodzi o liturgiczne obchody uroczystości Wszystkich Świętych. Rzeczywiście przez kilkaset lat świętowanie rozpoczynało się 31 października wieczorem. Wierni niejako wyczekiwali dnia 1 listopada, modląc się. Dzięki temu w samą uroczystość nie wchodzili w biegu. Mieli czas na zatrzymanie i przemyślenie tego, co będą przeżywać. Był to jakiś rodzaj przygotowania do właściwych obchodów.

Poza tym od 1 listopada rozpoczynała się oktawa uroczystości Wszystkich Świętych, a zatem świętowanie wydłużano na osiem kolejnych dni, jakby podkreślając, że przesłanie tego święta i treść jaką ono niesie jest tak bogata, że nie da się tego wszystkiego zamknąć w kilku godzinach.

Niestety ta forma obchodów została zniesiona w dwudziestym wieku. Na przestrzeni lat zapomnieliśmy o niej. Do tego doszła cała propaganda peerelu, która z 1 listopada usiłowała zrobić święto zmarłych, przez co wielu ludzi sprowadza dziś swoje świętowanie do wizyty na cmentarzu i pozostawieniu tam zapalonej lampki. Może wielu ludzi rozczaruję – nie o to chodzi w tej uroczystości. 

Proszę powiedzieć zatem, jakie jest jej główne przesłanie.

Przede wszystkim uroczystość bierze swoje początki w kulcie męczenników. Pierwsi chrześcijanie byli przekonani, że ci, którzy zostali zabici za to, że przyznawali się do Jezusa, nie umierają, ale żyją w Bożym królestwie. W ten sposób jako pierwsi mają udział w zwycięstwie Boga nad śmiercią.

Dlatego spotykano się przy ich grobach, tam odprawiano modlitwy. Dzień ich śmierci był nazywany dies natalis, czyli dzień narodzin. Był to także wyraz wiary chrześcijan, że życie człowieka jest jak linia półprosta, która ma swój początek, ale nie ma i nigdy nie będzie mieć końca, i że śmierć nie jest kropką, która kończy całą naszą przygodę, ale jest przecinkiem, po którym następuje ciąg dalszy.

Można zatem powiedzieć, że świętowanie 1 listopada zakłada taką właśnie wiarę. Natomiast jeśli mamy mówić o głównym przesłaniu tej uroczystości, to jak sama jej nazwa wskazuje, chcemy tego dnia wspomnieć wszystkich, którzy zakończyli swoje życie na ziemi i dziś kontynuują je blisko Boga, w niebie. Są zbawieni.

Może zabrzmi to dziwnie, ale to nie oni potrzebują tej uroczystości, tylko my. Bo ci święci niczego do szczęścia nie potrzebują. My natomiast musimy sobie od czasu do czasu przypomnieć, że największym sukcesem, jaki mogę osiągnąć jest przeżycie życia w taki sposób, by móc dołączyć do ich grona.      

Mówiąc o świętych ma ksiądz na myśli Franciszka z Asyżu, Tomasza z Akwinu, Jana Pawła II i im podobnych?

Akurat 1 listopada wspominamy tych świętych, których nie znamy z imienia i nazwiska. Wymienieni przez pana to osoby oficjalnie uznane za świętych. Oni mają w liturgii osobne dni, kiedy są wspominani. Natomiast mamy takie przeczucie, graniczące z pewnością, że w niebie jest zdecydowanie więcej zbawionych niż tylko ci, których Kościół kanonizował czy beatyfikował.

Księga Apokalipsy mówi, że jest to tłum, którego nikt nie jest w stanie policzyć. Ja lubię mówić o świętych bezimiennych, to znaczy takich, których świat nie poznał, nie bywali na pierwszych stronach gazet, nie byli influencerami, celebrytami… Po prostu treścią ich życia była miłość do Boga i do ludzi.

Papież Franciszek mówi o „świętych z sąsiedztwa” i jasno sugeruje, że wśród nich mogą być także nasi bliscy zmarli: rodzice, dziadkowie, przyjaciele, znajomi. Każdy.  

No tak, „taki mały, taki duży może świętym być”.

Lubię tę piosenkę nie tylko dlatego, że przypomina o tym, że każdy ma szansę zostać świętym i że Pan Bóg nigdy nikogo nie skreśla, nie wyklucza i z założenia nie odrzuca. Ale lubię ją także za formę. Proszę zauważyć, że wszyscy ją śpiewający – i dorośli, i dzieci – uśmiechają się.

Bo radość i poczucie szczęścia są nierozdzielnie złączone z uroczystością Wszystkich Świętych. One wynikają z tego, że kiedy już przeżyję swoje dni, to nie zamienię się w straszącego stwora, ale będę kontynuował życie w świecie, w którym nie ma zła i tego, co się z nim wiąże.   

Teraz przesuwamy się o jeden dzień. 2 listopada to Zaduszki, a właściwie Dzień Zaduszny, zwany świętem zmarłych.

To „święto zmarłych” jakoś wbiło się w naszą mentalność, podczas gdy ono tak naprawdę nie ma wiele wspólnego z chrześcijaństwem. To nawet widać w tym jak określamy miejsca pochówku. Starożytni mówili o nekropoliach. Z tym, że etymologicznie słowo to należy tłumaczyć jako miasto zmarłych.

Tymczasem my mówimy „cmentarz” i to określenie już ma swoje chrześcijańskie korzenie. Ono pochodzi od słowa, które po grecku brzmi koimeterion, a po łacinie cematerium. Koimeterion, tłumacząc dosłownie, oznacza miejsce snu. Zatem chrześcijanie nie umierają. Oni zasypiają. Skoro śpią, to kiedyś się obudzą.

Mamy jednak świadomość, że nie wszyscy przeżyli swoje życie w taki sposób, by niejako automatycznie dołączyć do grona świętych. Przeczuwamy, że odchodząc z tego świata, nie zdążyli pojednać się z Bogiem i ludźmi, stąd chcemy za nich się modlić, ofiarować msze święte, by prosić Boga o ich oczyszczenie i zbawienie.

Właściwie powinniśmy to robić częściej niż jeden dzień w roku, ale 2 listopada niejako nam o tym przypomina. To jest dzień, kiedy cały Kościół modli się za tych, którzy odeszli. Jeśli robimy coś razem, łatwiej nam się przyłączyć, ale źle by było gdyby ktoś uznał, że jednorazowa modlitwa jest wszystkim, co mogę zrobić dla tych bliskich, których nie ma wśród nas.   

Wyjaśnił ksiądz różnice. Pomimo nieco innego przesłania tych dwóch dni, naucza się o nich jak o jednym święcie.

Być może ze względu na wspomnianą oktawę, w którą 2 listopada wpisywał się jako dzień pierwszy. Natomiast tym co łączy te dwa dni, jest przekonanie, że życie człowieka zmienia się, ale się nie kończy. Zarówno 1 listopada, jak i 2 listopada są okazją do tego, żeby spojrzeć w przyszłość.

Jaką przyszłość?

Dobre pytanie, bo gdybym pana zapytał, jakie ma pan plany na jutro, na weekend, na wakacje, domyślam się, że bez problemu by pan odpowiedział. Gdybym zaś zapytał: a jakie ma pan plany na najbliższe 20, 30, 50 lat… Może by było trudniej, ale niektórzy robią nawet takie długookresowe. Są one bardziej ogólne, wyznaczają pewne cele do osiągnięcia, ale są. A co gdybyśmy postawili pytanie: jak widzisz swoją wieczność?

Zatem 1 i 2 listopada prowokują, by właśnie na to pytanie odpowiedzieć. Stając nad grobami bliskich, nie zastanawiajmy się nad tym, kto postawił ten czerwony znicz i jak ładniej poprzestawiać kwiaty na grobach. Nie rozmawiajmy o tym, czy samochód z silnikiem diesla jest lepszy od elektryka, ani tym bardziej o polityce.

Raczej pomyślmy o tym, jak i czy już zaplanowaliśmy swoją wieczność. Taka perspektywa sprawia, że do człowieka dociera, co tak naprawdę liczy się w życiu. Co ma sens. Czy warto kłócić się i wdawać w konflikty? A może lepiej powiedzieć komuś przepraszam, żeby nie żałować, że się nie zdążyło.

Jak ksiądz osobiście wyobraża sobie życie po śmierci na ziemi? Myśli ksiądz, że będziemy mieli jego świadomość, porozmawiamy ze sobą, spojrzymy z góry na świat, a może pogrążymy się w nicości, tak jak trwaliśmy w niepamięci przed narodzinami?

Jezus mówił, że ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, co Pan Bóg przygotował dla tych, którzy Go kochają, więc nie będę próbował być mądrzejszy i silić się na jakieś wizje przyszłości. Natomiast sam Chrystus, mówiąc o królestwie niebieskim, używał często obrazu uczty.

Żeby było jasne – nie chodzi o to, że w niebie mamy całą wieczność jeść i pić. Chodzi bardziej o stan pełnego szczęścia. Żeby to sobie uświadomić, przypomnijmy sobie takie momenty, kiedy było naprawdę dobrze, kiedy chcieliśmy, żeby ta chwila nigdy się nie skończyła, kiedy mieliśmy wrażenie, że niczego więcej nie potrzebujemy, żeby być spełnionym. Teraz pomnóżmy to razy milion… i to będzie niebo!

Bardzo też lubię porównanie naszego życia na ziemi do życia dziecka w łonie matki. Te 9 miesięcy jest potrzebne po to, żeby w małym człowieku wykształciło się wszystko, czego będzie potrzebował do życia na tym świecie. My, dzięki specjalnej aparaturze możemy patrzeć, jak ten proces przebiega. Ale to dziecko mogłoby wówczas zapytać: po co mi nogi, po co mi ręce… tak właściwie to pępowina mi się najbardziej przydaje. Bo ono jeszcze nie wie, że przygotowuje się do życia w innym świecie.

Moment porodu podobno dla dziecka jest szokiem. Nie bardzo chce opuszczać tamten mały świat, w którym – wydaje się – ma wszystko, co niezbędne do życia: jedzenie, ciepło, bezpieczeństwo. No to teraz popatrzmy na siebie jako na tych, którzy się przygotowują do życia w innym świecie, a 1 i 2 listopada mocno nam o tym innym świecie przypominają. Gdybym jednak miał powiedzieć, jaki on będzie, to trochę tak, jakby dziecko w łonie matki miało powiedzieć, gdzie będzie żyło jak minie 9 miesięcy. Nawet nie próbuje.    

Rozmowa z 2022 roku. 

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama

Powrót na portal wroclaw.pl