Amerykański artysta zamawia dwa (naprawdę duże) misie
Taki telefon odbiera się może kilka, a może nawet raz w życiu. - Życie jest pełne przypadków i zrządzeń losu – przyznaje Katarzyna Przybysz-Gaworska, do której zadzwonili przedstawiciele agencji artystycznej ze Środy Śląskiej.
Zwrócił się do nich amerykański artysta Ken Kelleher specjalizujący się w tworzeniu dużych rzeźb. Tym razem, na prośbę kolekcjonera z Teksasu, wykonał projekt dwóch wielkoformatowych figur (1 metr i 2 metry). Trzeba było tylko znaleźć osobę, która pokryje włóczką wykonany w 3D misiowy stelaż.
Tak trafili na pomysłodawczynię i założycielkę wrocławskiej marki La Czapa Kabra znanej z włóczkowych czapek, kominów i wszystkich zimowych ocieplaczy na każdą głowę i każde włosy (w ofercie marki są również specjalne czapki dla osób z dreadami). – Bardzo lubię wyzwania, więc z wielką chęcią wzięłam udział w całym projekcie – opowiada Katarzyna Przybysz-Gaworska.
Dotychczas obszydełkowywała lampy (nadają fajny akcent Zenka Cafe przy Dubois 41), kanapy, nawet taborety. Ale nigdy nie pracowała szydełkiem na gigantycznych figurach.
Szydełkowanie to nie wszystko. Dużo czasu zajęły też dyskusje, jak najlepiej zrobić projekt. – Kontaktowałam się z ludźmi, którzy na drukarkach 3D wykonywali całe „ciało” misia i analizowaliśmy szczegóły, aby dało się naszydełkować na ich stelaż 3D cały wzór z włóczki.
Mąż nie wystarczy, potrzeba pięciu ludzi
Praca rozpoczęła się wiosną 2023 roku. Najpierw przyjechała metrowa figura w kawałkach, ale udało się ją umieścić w pracowni koło domu wrocławianki. Gorzej było, kiedy przywieziono dwumetrową figurę, także w częściach.
– Szacowałam, że będzie duża, ale i tak przekroczyła moje najśmielsze wyobrażenia. Zaczęło się już od telefonu kuriera, który spytał, czy jestem w domu. – Odparłam, że tak i pomoże mi mąż. A on na to, że mąż może nie wystarczyć, potrzebnych jest 4-5 facetów, bo cała przesyłka waży ponad 200 kilogramów! – mówi Katarzyna Przybysz-Gaworska.
Na ogromnej palecie zobaczyła drewnianą skrzynię zabitą gwoździami, z małym lufcikiem, aby konstrukcja mogła oddychać w transporcie. – Trochę jak eksponat z muzeum – tłumaczy wrocławianka i dodaje, że choć chciała zajrzeć do środka, wszystko było tak skrzętnie zapakowane, że musiała poczekać do rana, aby przyjrzeć się zawartości.
A gdyby figura nie zmieściła się w pracowni? – Kombinowałabym, aby gdzieś się jednak zmieściła – śmieje się wrocławianka. – Byłam nawet gotowa przenieść się w inne miejsce z pracą. Po prostu bardzo chciałam zrealizować ten projekt, obawiałam się tylko, czy podołam.
Co ciekawe, żadna z szydełkujących znajomych Pani Katarzyny nie była gotowa wejść z nią w ten projekt. – Chyba były przerażone, bo nie było do końca wiadomo, jak te miśki wydziergać. Trzeba było dużo próbować, kombinować, każda część ciała była szydełkowana osobno – wyjaśnia Katarzyna Przybysz-Gaworska.
Gdzie szukać wiosną wełny z merynosów?
Oczywiście, w sklepach i hurtowniach dziewiarskich. Było jednak „ale”. Klient zażyczył sobie konkretnych kolorów i przysłał wizualizację. Pani Katarzyna rozpoczęła poszukiwania włóczki, ale łatwo nie było.
– Zaczynałam dzwonienie wiosną, kiedy zapasy w sklepach są już często wyczerpane po zimie albo niewielkie. Dużo czasu zajęło mi szukanie po hurtowniach konkretnych kolorów, bo w jednej mieli tylko 10 motków, a potrzebnych było np. 50. Starałam się też myśleć o zapasie, gdybym źle oszacowała ilość, bo do skończenia rączki misia mogło zabraknąć np. pięciu centymetrów – tłumaczy właścicielka marki La Czapa Kabra.
Koszty nie grały roli, choć wełna z merynosów do najtańszych nie należy. – Klientowi zależało na naturalnym materiale, a splot wykonany akurat na tym gatunku wełny spodobał mu się najbardziej – opowiada Katarzyna Przybysz-Gaworska.
Najtrudniej wyszydełkować brzuch i… ciężką głowę
Najpierw wydziergała wszystkie części ciała metrowej figurki, z dwumetrową miało być już z górki. – Okazało się, że to nie takie proste, bo każda część ciała większego misia jest zupełnie inna. Poza tym rozmiar stelażu, na który wykonywałam szydełkiem pokrycie, był kolosalny – przekonuje.
Dużo problemów nastręczała głowa, ale tu pomógł mąż Daniel. – Ja szydełkowałam na stelażu, a mąż trzymał stelaż głowy i w trakcie robienia przeze mnie wzoru delikatnie obracał go, abym mogła kontynuować – mówi wrocławianka.
Najtrudniejszy okazał się jednak korpus-brzuch figury – tam było najwięcej dziur na zaczepy (do późniejszego łączenia kończyn). I pakowanie wszystkich wydzierganych części ciała do skrzyni wysłanej do agencji artystycznej w Środzie Śląskiej. – Dobrze, że nie musiałam ich przygotowywać do wysyłki do Stanów, bo to zajęłoby wieki – śmieje się wrocławianka.
Szydełkowanie dwóch misiów zajęło Pani Katarzynie cztery miesiące, zużyła około 220 motków wełny (dziergała na szydełku nr 9). Dobrze, że udało się je wykonać wiosną, kiedy firma La Czapa Kabra nie sprzedaje tylu czapek, co jesienią i zimą.
O projekcie dla teksańskiego kolekcjonera nie mogła mówić, dopóki on sam nie opublikował zdjęć wydzierganych arcydzieł w swojej pracowni.
– Takie zlecenia po prostu bardzo mnie cieszą, są odskocznią od codziennych zajęć, trzeba wysilić przy nich mózg i kombinować, jak zrobić, aby wszystko dobrze zadziałało – podkreśla Katarzyna Przybysz-Gaworska.