Miejsca zamieszkania Tadeusza Różewicza
Ulica Gliniana 53
W 1968 roku Różewicz wraz z żoną, Panią Wiesławą i dwoma synami przeprowadził się do Wrocławia z Gliwic. Rodzina zamieszkała przy ul. Glinianej.
Ulica Januszowicka 13
Drugi adres wrocławski, od połowy lat 70. aż do lat dwutysięcznych.
Kamienica przy ulicy Januszowickiej 13, gdzie mieszkał Tadeusz Różewicz/fot. Tomasz Hołod
Mieszkanie przez prawie trzy dekady było punktem, w którym Różewicza odwiedzali bliscy, rodzina, kuzyni, ale też współpracownicy z całego Wrocławia, a uczniowie dzwonili, aby zapytać, o co chodzi w wierszach poety.
Tadeusz i Wiesława Różewiczowie/fot. Adam Hawałej
Państwo Różewiczowie zamieszkali na tzw. drugim wysokim piętrze, ale z biegiem lat coraz trudniej im było wchodzić na tę wysokość i zarówno w listach, jak i wypowiedziach okolicznościowych poeta dawał do zrozumienia, że przeprowadziłby się niżej. Rada Miejska przychyliła się do tej sugestii i przeniósł się na Biskupin.
Śmietnik przy Januszowickiej
Obecnie nie istniejący, ale w 1989 roku stał się miejscem akcji słynnego happeningu. Miejskie śmietniki towarzyszyły Różewiczowi od zawsze, przy tym na ulicy Januszowickiej poetę fotografował Adam Hawałej. To nie tylko punkt biograficzny, ale też metafora świata i jego twórczości, bo współczesna rzeczywistość jest śmietnikiem wszystkiego, a twórczości, bo śmietnikiem nazywał Różewicz swój warsztat poetycki.
Słynny happening Tadeusza Różewicza „Śmietnik” z 1989 roku w obiektywie Adama Hawałeja
Przeczytajcie także: Różewicz wiedział, że ja w ogóle nie czuję poezji. Rozmowa z fotografem Adamem Hawałejem
Ulica Promień 16
Ostatni adres poety, na Biskupinie.
Miejsca spacerowe Tadeusza Różewicza
Park Południowy
Tutaj przychodził między szóstą a dziewiątą zanim pojawiały się wycieczki szkolne albo przedszkolaki. Spacerował z profesorem Januszem Deglerem i jego psem Bungusiem. Musieli poruszać się zawsze zgodnie z ruchem wskazówek zegara, w przeciwnym razie Bunguś się boczył. Spacerując Panowie Różewicz i Degler rozmawiali o Witkacym, żonach twórców, o partyzanckich czasach poety.
Kiedy Panowie okrążali staw i mijali mostek często siadali na ławeczce. Ważny był widok na wysepkę, bo Różewicz mówił, że chciałby tutaj, jak Robinson Crusoe, zamieszkać w samotności i słuchać śpiewu ptaków.
Ławeczki w Parku Południowym, który Różewicz chętnie odwiedzał/fot. Tomasz Hołod
Zdarzało się, że na sąsiedniej ławce spał Pan z długą siwą brodą. Różewicz i Degler rozmawiali o filozofii, a poeta wspominał Romana Ingardena, swojego profesora z czasów krakowskich studiów, a wtedy śpiący Pan obudził się i dorzucił: „Ale to był przecież Husserlista!”. Różewiczowi tak się to spodobało, że napisał wiersz „Widziałem Go” i w wierszu ten bezdomny człowiek z długą brodą był identyfikowany z Mesjaszem, Chrystusem, bo właśnie taki był sposób widzenia chrześcijaństwa przez poetę. Jako opowieści o zwykłym, prostym człowieku.
Profesor Wojciech Browarny, autor przewodnika literackiego „W drodze. Wrocław śladami Tadeusza Różewicza” w Parku Południowym/fot. Tomasz Hołod
Różewicz prosił, aby mu nie stawiać żadnej pamiątkowej ławeczki. Nie lubił pomnikomanii od czasu, gdy został zaproszony do Skarżyska-Kamiennej na odsłonięcie pomnika Leopolda Staffa. Kiedy we Wrocławiu, jeszcze za życia poety, wspominano o różnych formach jego upamiętnienia, prosił żeby nie stawiać mu pamiątkowej ławeczki, bo pilnuje i uważa, kto się do niego przysiada.
Pomnik „Ku czci Zwierząt Rzeźnych” na Jatkach
Zdjęcie Tadeusza Różewicza przy tym pomniku otwiera ciekawy wątek w jego twórczości – empatii i zainteresowania zwierzętami.
Profesor Wojciech Browarny i jego hommage a Tadeusz Różewicz/fot. Tomasz Hołod
Wnuczka poety, Julia Różewicz, mówiła, że dla ludzi nigdy by się nie czesał, ale kiedy wychodził do zoo, by stanąć obok klatki z tygrysem, przeczesywał włosy.
Prawdopodobnie bardzo dotkliwie odczuł, kiedy z ogrodu zoologicznego we Wrocławiu został porwany piękny marabut. Kilka lat wcześniej Różewicz namalował tego ptaka, a rysunek wysłał w liście Ryszardowi Przybylskiemu.
Interesował się także zwyczajnymi zwierzętami, które biegały po ulicy, bezdomnymi pieskami, jakie towarzyszyły mu podczas spacerów – kilka zostało opisanych w wierszach.
Tadeusz Różewicz w parku z kotkiem/fot. Adam Hawałej
Poświęcił znakomity tekst poetycki świniom, które stały się dawcami serc dla człowieka. I ten wiersz kończył się pytaniem, kiedy dojrzejemy do tego, żeby się odwdzięczyć zwierzętom. Było w tym nie tylko ciepło, ale i zrozumienie trwającej długo relacji, w której to człowiek wykorzystywał zwierzęta. Różewicz powoli dojrzewał do tego, aby przestać jeść mięso (udało się!).
Pomnik Dietricha Bonhoeffera obok kościoła św. Elżbiety
Protestancki pastor i teolog pochodzący z Wrocławia to postać bardzo ważna dla myśli i twórczości Tadeusza Różewicza. Jego osobie poświęcił poemat „Nauka chodzenia”, w którym przyrównał Bonhoeffera, świadka zagłady podczas II wojny światowej, zamordowanego przez nazistów, do swojego brata Janusza, żołnierza AK, zamordowanego przez Gestapo. W obu chciał widzieć swoich mistrzów, którzy prowadzili go. Albo drogą poetycką, jak starszy brat, ale również drogą intelektualną zbliżania się do chrześcijaństwa. Choć w wielu wywiadach Różewicz mówił, że jest ateistą z krwi i kości, stracił wiarę podczas II wojny światowej, ale był też bardzo blisko etyki chrześcijańskiej. Bonhoeffer był jednym z teologów, którzy pokazali Różewiczowi chrześcijaństwo niereligijne. Przekonał się, że oto poza kościołem można być dobrym chrześcijaninem i człowiekiem.
Domek Miedziorytnika
Różewicz po raz pierwszy odwiedził grafika i rzeźbiarza Eugeniusza Geta-Stankiewicza w jego pracowni przy ul. Powstańców Śląskich, a kiedy Get przeniósł się do Domku Miedziorytnika częściej spotykali się właśnie tutaj. Razem pracowali, tworzyli różne artefakty z przedmiotów takich jak np. szyszki, albo kamień Nowosielskiego zamieniali w kamień filozoficzny, a przy tym jedli różne zakazane rzeczy, których nie wolno im było, np. boczek. Czasem dołączał do nich brat Geta, Janusz Stankiewicz, reżyser, nauczyciel i fotograf.
Tadeusz Różewicz z Eugeniuszem Getem-Stankiewiczem w Domku Miedziorytnika/fot. Adam Hawałej
Pomnik Fryderyka Schillera w Parku Szczytnickim
Twórczość wielkiego poety Różewicz poznawał już jako młody, debiutujący autor i później wielokrotnie odwiedzał ten pomnik, a słowa Schillera, że wszyscy ludzie będą braćmi, zacytował w swoim testamencie wierząc, że tak się kiedyś stanie.
Pomnik papieża Jana XXIII na Ostrowie Tumskim
To ulubiony „dobry papież” Tadeusza Różewicza, którego osobiście mógł zobaczyć podczas jednej ze swoich podróży literackich do Rzymu, a potem kilkukrotnie wracał do myśli Jana XXIII o otwarciu się kościoła na rzeczywistość, współczesny świat. Pomnik interesował Różewicza także dlatego, że w latach 90., a potem dwutysięcznych wyglądał trochę na porzucony, zaniedbany. Poeta widział w tym znak czasu, że każde miejsce, które kiedyś było fetowane, może stać się opuszczonym i zapomnianym, że może to być ostrzeżenie.
Okładka przewodnika literackiego „W drodze. Wrocław śladami Tadeusza Różewicza” Wojciecha Browarnego. Książka ukaże się wkrótce nakładem Wydawnictwa Warstwy
Czytajcie także: Wokół Tadeusza Różewicza. Nowości książkowe w 100. rocznicę urodzin
Miejsca Tadeusza Różewicza na Dolnym Śląsku
Jako poeta Różewicz zawsze deklarował, że miejsce nie jest dla niego najważniejsze, a nagle okazało się, że to miejsce, w którym mieszka i które zwiedza staje się, siłą rzeczy, coraz ważniejsze dla jego twórczości.
Dolny Śląsk i Sudety to dla Tadeusza Różewicza była „Gawęda o spóźnionej miłości”. W tym wspaniałym poemacie chodzi nie tylko o sympatię dla Wandy Rutkiewicz, wielkiej alpinistki, ale i dla regionu, w którym osiedlił się wprawdzie jako dorosły człowiek, ale powoli zaczął w Dolny Śląsk wrastać i się oswajać. Można powiedzieć, że miejscem, które w pierwszej kolejności zdobyło serce poety były Karkonosze – wizyty w schroniskach, chodzenie na Śnieżkę, spotkanie z Tymoteuszem Karpowiczem, odwiedzimy w Muzeum Sportu i Turystyki w Karpaczu, w Jagniątkowie, w willi Gerharda Hauptmanna. Poznając przyrodę Dolnego Śląska poznawał też jego historię.
Bywał w Ziemi Kłodzkiej, w Trzebnicy z kolei odwiedzał Jerzego Bogdana Kosa, prezesa Stowarzyszenia Pisarzy Polskich we Wrocławiu i lekarza, kronikarza życia literackiego Dolnego Śląska.