wroclaw.pl strona główna Kulturalny Wrocław – najświeższe wiadomości o kulturze Kultura - strona główna

Infolinia 71 777 7777

16°C Pogoda we Wrocławiu

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 01:20

wroclaw.pl strona główna

Reklama

  1. wroclaw.pl
  2. Kultura
  3. Rozmowy i recenzje
  4. Choreograf Giorgio Madia opowiada o realizacji "Coppelii"

Magdalena Talik: „Coppelia” nie jest szczególnie skomplikowaną historią. Uważa Pan, że odbiorcą może być zarówno dziecko, jak i dorosły?

Giorgio Madia: Ten balet można interpretować na wiele sposobów, mimo że  historia jest rzeczywiście bardzo prosta. Ale u źródeł takich opowieści zawsze leży pewien uniwersalny temat. W tym przypadku wynalazca Coppelius to postać wywiedziona z wielu różnych opowieści, m.in. Ernsta Teodora Amadeusza Hoffmanna o tworzeniu idealnej kobiety, która w rzeczywistości nie jest prawdziwa. Specjalnie z powodu Coppeliusa zmieniłem trochę libretto w II akcie, bo postrzegam go jako ciekawą postać, nieco melancholijną.

Symbol szalonego wynalazcy…

Nawet geniusza, przecież wymyślił coś, czego nigdy wcześniej nie było, czyli mechaniczną lalkę Coppelię. Ale jednocześnie człowieka wyjątkowo smutnego, bo samotnego, poszukującego bratniej duszy. W mojej wersji baletu napisałem mu lepszy finał niż oryginalny. Zwykle kiedy balet dobiega końca Coppelius pozostaje nam w pamięci jako dziwak, wyśmiany i wyrzucony poza nawias społeczeństwa. To nie jest dobry przykład, zwłaszcza jeśli przedstawienie oglądać będą dzieci. To rodzinny spektakl, nawet jeśli plakat z nagimi kobiecymi plecami na to nie wskazuje.

W Pana poprzednim balecie zrealizowanym w Operze Wrocławskiej, a więc „Córce źle strzeżonej” wszystkich urzekło dowcipne odczytanie ludycznej historii. Jaka będzie „Coppelia”?

Może nie tak dowcipna, choć ze sporą dozą humoru, na pewno szybsza, w bardziej dynamicznym tempie z fantastyczną suitą tańców i cudowną muzyką, w której kompozytor Léo Delibes zawarł motyw zaczerpnięty z pieśni Stanisława Moniuszki. Bardzo chciałem to wyeksponować w przedstawieniu. W elementach choreograficznych nie ma absolutnie niczego, co wiązałoby się jakoś widocznie z przeszłością, natomiast z oryginalnego libretta skorzystałem tylko w pierwszym akcie. W drugim chciałem wypełnić brak pewnej ciągłości, jeśli chodzi o losy bohaterów, więc go nieco zmieniłem. Przez lata wyspecjalizowałem się także w historii baletu i chciałem się dowiedzieć, co nastąpiło potem.

To Pana pierwsza realizacja „Coppelii”. Łatwiej stworzyć choreografię do dzieła klasycznego i dobrze znanego publiczności, czy stworzyć własny spektakl od samego początku?

Następnym moim baletem będzie przedstawienie oparte na motywie Don Juana dla Staatsballett Berlin, dla którego punktem wyjściowym będzie dwudziestominutowy fragment muzyki Christopha Willibalda Glucka. To mordercza praca, by wybrać muzykę, napisać libretto, połączyć te obydwa elementy, ale w takim spektaklu jest więcej mnie, bo o wszystkim decyduję od początku do końca. Nieco łatwiej jest kiedy przy utworze trzeba wykonać tylko pracę choreografa.

W filmie „Czarny łabędź” Darrena Aronofsky’ego jedną z głównych postaci jest choreograf, który przekonuje tancerzy, że pokaże zupełnie nowe „Jezioro łabędzie”. To w ogóle możliwe?

Jedna z moich zasad brzmi: „Nigdy nie stworzysz czegoś nowego, ponieważ wszystko zostało już zrobione”. Dla mnie ważne jest realizować coś dobrze, co bywa często trudniejsze niż robienie rzeczy interesująco. Poza tym szanuję publiczność. Ludzie wybierają program i kupują bilety, aby zobaczyć „Coppelię”, więc powinni obejrzeć właśnie ten balet, a nie coś, co go jedynie przypomina. Moim zadaniem jest zaspokoić ich oczekiwania dotyczące tej historii, a nie na siłę coś narzucać i być ważniejszym niż dzieło.

Gdyby miał Pan opisać „Coppelię” w kilku słowach, jakich by Pan użył?

Pełne pogody show zatańczone w tempie, z werwą, swobodnie. Inne moje credo to nie zanudzać publiczności. Uznałbym się za pokonanego, gdyby ktoś oglądając mój spektakl zaczął odliczać czas do końca.

Pana „Córka źle strzeżona” była niezwykle barwna, choć kolory dobrał Pan bardzo ostrożnie, po jeden, dwa do każdego aktu. A do „Coppelii”?

Przeważnie nie przepadam za kolorami, bo ich użycie powinno się wiązać z wiedzą, że publiczność na każdy reaguje emocjonalnie zupełnie inaczej. Ale jestem w tej materii ostrożny także dlatego, że lubię nowoczesną estetykę i nie chcę odwracać uwagi widzów od tego, co dzieje się na scenie. Podkreślam jednak, że proste kostiumy i scenografia nie oznaczają, że przez to wszystko produkcja jest tańsza albo stroje łatwiejsze do wykonania.

rozmawiała Magdalena Talik    

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama