wroclaw.pl strona główna Kulturalny Wrocław – najświeższe wiadomości o kulturze Kultura - strona główna

Infolinia 71 777 7777

11°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 08:05

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Kultura
  3. Rozmowy i recenzje
  4. Giovanni Antonini o swojej koncepcji Wratislavii Cantans

Teraz jestem we Wrocławiu i jest dla mnie ważne, by zrozumieć, historię tego miejsca i móc działać-mówi włoski Maestro. Cały program 48. edycji festiwalu został w całości zaprojektowany przez słynnego muzyka i dyrygenta. Nam opowiedział o swojej wizji Wratislavii Cantans i planach. Magdalena Talik: Jak został Pan dyrektorem artystycznym festiwalu Wratislavia Cantans?

Giovanni Antonini: Nie ma w tym niczego tajemniczego. Po prostu odebrałem telefon od Pana Andrzeja Kosendiaka, który chciał się ze mną spotkać. Przyjechał w tym celu do Mediolanu i podczas rozmowy zapytał, czy chciałbym zostać dyrektorem artystycznym festiwalu Wratislavia Cantans. Byłem zadowolony z tej propozycji, zarazem jednak nieco przerażony, bo takie zajęcie pochłania sporo czasu, a kiedy wchodzę w jakiś projekt wkładam w niego całą energię. Zapisywałem każdy pomysł, jaki przychodził mi do głowy. Czuję się bardzo odpowiedzialny za rozpoczynającą się edycję festiwalu.

Miał Pan jakąkolwiek wiedzę na temat Wratislavii Cantans?

Niewielką. W 2009 roku występowałem w ramach festiwalu z moją grupą Il Giardino Armonico oraz sopranistką Bernardą Fink. Teraz odkrywam blisko pięćdziesięcioletnią historię Wratislavii Cantans, festiwalu, który został zainaugurowany w latach sześćdziesiątych, kiedy sytuacja polityczna w Polsce była zupełnie inna. Mogę sobie wyobrazić wartość takiego wydarzenia w kraju komunistycznym, w którym sztuka nie była wolna. Zawsze starałem się to zrozumieć, ponieważ sam pochodzę z pokolenia dorastającego w latach sześćdziesiątych. Wiem, jakie musiało być szczęście Polaków, gdy czas rządów komunistów dobiegł końca. Prawdopodobnie tak wielkie, jak we Włoszech w 1945 roku, z chwilą klęski faszystów. Wytworzyła się wówczas wielka energia i entuzjazm, którego dziś, z powodów ekonomicznych, nie mamy. A teraz jestem we Wrocławiu i jest dla mnie ważne, by zrozumieć, historię tego miejsca i móc działać. Stanowisko dyrektora artystycznego Wratislavii Cantans to nie tylko praca, którą dostałem, daje ona przede wszystkim okazję przemyśleć na nowo wiele kwestii.

Czy dawne programy festiwalowe stanowiły dla Pana inspirację?

Przyglądałem się zwłaszcza ostatnim edycjom festiwalu zrealizowanym przez Paula McCreesha. Nie szukałem jednak inspiracji, bardziej pragnąłem zrozumieć, jak wyglądało ostatnich kilka lat. Szanuję to, co było, ale myślę, jak zostawić własny wkład w kontekście tradycji festiwalu. Bardzo ważne jest, by, zwracając uwagę na nasze korzenie, iść naprzód, poszukiwać nowych dróg. To nie musi być od razu właściwa droga, ale trzeba dążyć do jej wytyczenia.

Za kadencji Paula McCreesha ważne było połączenie środowiska istniejącego we Wrocławiu z festiwalem, występującymi muzykami z różnych stron świata. Czy Pan także będzie kontynuował ową ideę?

Istotne jest, by pokazywać rzeczy z zewnątrz, ale także nawiązywać dialog z Chórem Filharmonii Wrocławskiej, czy Orkiestrą Symfoniczną. Podczas  finałowego koncertu zabrzmi Sinfonia Luciano Berio i Momentum pro Gesualdo Igora Strawińskiego, a obok siebie wystąpią właśnie symfonicy wrocławscy i The Swingle Singers, a także wiolonczelista Giovanni Sollima. Będzie ciekawie zobaczyć to połączenie sił i przekonać się, co wyniknie z chemii, jaka się wytworzy między wykonawcami. Grupa Spira Mirabilis, która wykona „Pulcinellę” Igora Strawińskiego zostanie we Wrocławiu przez kilka dni i to właśnie tutaj przygotują program. Włoska formacja działa na zasadzie laboratorium, wszystkie projekty przygotowywane są w bardzo demokratyczny sposób, każdy członek zespołu może coś zaproponować i zostanie to rozważone. Do udziału w wydarzeniu zostanie również zaproszona publiczność. Ciekawie zapowiada się także koncert połączony z degustacją wina.

Pomysł jest dość nietypowy.

Dlaczego? Jeśli weźmie się pod uwagę kompozytorów takich, jak Giuseppe Verdi, czy Gioacchino Rossini wino wydaje się być naturalnym składnikiem.  Pamiętamy toasty w ich operach, a sztuka gotowania i picia wina była nieodłącznym elementem ich życia. A jeśli jeszcze Giovanni Bietti opowie o miłości, a przede wszystkim o wpływie wina temat wyda się od razu bardziej poważny. Zwłaszcza, że będziemy mieć do czynienia z niezwykłym muzykologiem, enologiem, który chętnie udziela się na antenie włoskiego radia i ze swadą prowadzi programy o muzyce i sztuce życia.  

Program 48. festiwalu będzie chyba bardziej włoski niż te z lat ubiegłych?

Moja koncepcja dotyczy muzyki z południa Europy. Zadecydowałem o tym dlatego, że wiedziałem, iż koncepcja Paula McCreesha była bardziej anglosaska, co zresztą jest naturalne, jako muzyk wywodzi się z tej tradycji. Nie chcę tego umniejszać, to po prostu fakt. Wiemy, że zachodnia kultura odrodziła się na południu i na twórczości wielu kompozytorów, niekoniecznie przecież Włochów, jak Händel, Schütz, czy Mozart, odcisnęła silne piętno. Tak więc być może Włochy są pretekstem, ale mamy w repertuarze festiwalowym utwory wielu twórców z różnych krajów.

Czy miał Pan jakieś sugestie względem zamówionego przez festiwal utworu Wojciecha Ziemowita Zycha, który został zainspirowany twórczością Giovanniego Gabrielego, włoskiego mistrza z przełomu XVI i XVII wieku?

Nie, choć jestem niezmiernie ciekaw tego dzieła. Poprosiłem natomiast zespół Le Mystere des Voix Bulgares, czy mógłby przygotować, oprócz tradycyjnie wykonywanej bułgarskiej muzyki ludowej, kompozycje Gesualdo da Venosy i Orlanda di Lasso. To repertuar, którego z reguły nie śpiewają.

Warto więc było przekonywać do swoich pomysłów?

To może być dobre, albo nie, ale próbujmy. I starajmy się uchylić drzwi różnych światów, bo ogólnie muzyka jest zbyt zamknięta. Jeśli już mamy muzykę barokową to tylko barokową, jeśli jazzową to znowu z reguły tylko jazzową. Jeśli ktoś zacznie wychylać się zbyt daleko od swojego poletka i jeszcze to polubi, natychmiast się przestraszy, że posunął się za daleko.

Niekoniecznie. Pan dyryguje przecież symfonie Ludwiga van Beethovena?

Zgadza się, jestem do tego zapraszany, ale proszę sobie wyobrazić, że jeszcze 30 lat temu moja współpraca z Berlińskimi Filharmonikami byłaby uznana za żart. A teraz się zdarzyła.

A czy jest szansa, by zdarzył się we Wrocławiu jeszcze jeden koncert Cecilii Bartoli. Często współpracuje Pan z wybitną mezzosopranistką.

Zależy mi na tym, by przywrócić ciekawą muzykę, a nie kreować gwiazdy, choć akurat Cecilia Bartoli jest wielką artystką. Pamiętajmy jednak, że dziś wielu wykonawców nachalnie promują firmy płytowe i specjaliści od marketingu wmawiając nam, że mamy do czynienie z osobowościami. A to muzyka jest wielka. Jan Sebastian Bach jest wielki, Georg Friedrich Händel, Wolfgang Amadeusz Mozart, czy Ludwig van Beethoven. Oczywiście, połączmy muzykę ze znakomitymi jej wykonawcami, ale jeśli nie skupimy się na utworach, ludzie będą szukali w programach wciąż tylko nazwisk konkretnej gwiazdy, kompozytora Antonio Vivaldiego, a cała wspaniała muzyka barokowa, której mamy tak wiele, nie będzie wykonywana.

rozmawiała Magdalena Talik

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl